SOWI DOM – MAGIA WCALE NIE JEST TAK DALEKO [RECENZJA]

Marzyliście kiedyś o własnym liście z Hogwartu? Pewnie większość tak. Jeszcze kilkanaście lat temu niemal każdy dzieciak w wieku podstawówkowym czekał na wezwanie od dyrektora słynnej szkoły czarodziejów. Dlaczego tak było? Sama nie wiem, ale zdecydowanie byłam jednym z tych dzieciaków. Ciągle szukałam magii w swoim kilkuletnim życiu, a po latach ta miłość do fantastyki i nieodkrytych światów zaprowadziła mnie do zostania recenzentką.

Zanurzanie się w magicznych seriach to ważna część mojej działalności. Szczególnie uwielbiam i utożsamiam się z postacią Luz Nocedy – głównej bohaterki „The Owl House”. Cała seria jest dla mnie bardzo ważna. Szczerze, myślę że gdyby Luz miała wybór, czekałby ją poważny dylemat między Wrzącymi Wyspami a Hogwartem. Sama geneza Sowiego Domu i późniejsze kontrowersje z nim związane to zupełnie osobna historia, znacznie dłuższa niż sam serial. Przygotujcie się zatem na opowieść pełną nie tylko fantastyki, ale i niepotrzebnych dyskusji na temat tego, co w animacji pokazywać można, a czego nie.

Jak nie dać się naprostować do ogółu?

Fabuła zaczyna się dość klasycznie, na dywaniku u dyrektora, gdzie pewna latynoska dziewczyna ze zdecydowanie za dużą wyobraźnią musi wytłumaczyć się z przyniesienia do szkoły węży. To miała być tylko recenzja jej ulubionej książki o przygodach wiedźmy Azury, a skończyło się na uczniach biegających po korytarzu z gadami na głowach – znaleźli jej zapasowe węże. Nie zapominajmy też o dynamicie i kilku wcześniejszych wybrykach bohaterki. Dlatego jej mama wraz z dyrektorem placówki podejmują decyzję o wysłaniu jej na specjalny obóz wychowawczy, gdzie ma się ona nauczyć odróżniać fikcję od rzeczywistości. Na całe szczęście, w dniu wyjazdu los chciał zupełnie inaczej. Po wyrzuceniu ukochanej powieści do kosza i nieco dobijającej rozmowie ze swoją rodzicielką… Luz przypadkowo otwiera portal do innego świata. Decyduje się przekroczyć jego bramy i nie jedzie na nudny obóz. Kto by pomyślał, że miłośniczka fantasy miała coś takiego dosłownie kilka kroków od domu? Tak trafiamy na Wrzące Wyspy, czyli do uniwersum, które (powiedziałabym) wymyka się nieco klasycznemu, literackiemu pojmowaniu magii. To dalej jest świat magiczny, wykorzystujący np. motyw ucznia i mistrza czy samej magicznej szkoły. Jednak świat autorstwa Dany Terrace jest nieco odważniejszy, pełen ukrytych wątków oraz tematów, które nie do końca spodobały się wytwórni. Zachwyciły mnie wątki zahaczające nieco o głębszy mrok i niezbadane tajemnice, które bohaterka musiała odkryć, ponieważ ostatecznie nie chodzi o samą naukę magii, lecz o coś znacznie więcej, ale po kolei.

Kogo poznaje Luz?

Poza samą protagonistką (moją faworytką), istnieje jeszcze cała masa barwnych postaci, które mamy okazję poznać w trakcie akcji. Zacznijmy zatem od najważniejszej z nich – Idy Cierniszpon, zbuntowanej wiedźmy, która pomimo odgórnego zakazu decyduje się uprawiać każdy rodzaj magii, a kowenów mamy wiele. Kobieta żyje trochę jak pustelnik, na co dzień zajmując się zbieractwem i sprzedażą rzeczy ze świata ludzi – czasami trafiają one na wyspy. Choć wiedźmy zdają sobie sprawę z istnienia ludzi, jest to temat egzotyczny i niecodzienny. Dlatego, choć Luz nie musi ukrywać swojej natury, to przez mieszkańców traktowana jest jak nieszkodliwe dziwactwo – zupełnie jak w domu. Kiedy trafia na nauki do ekscentrycznej czarownicy, szybko odkrywa, że w Sowim Domu mieszka ktoś jeszcze. Mały, ale wojowniczy demon o imieniu Król. Jest przekonany o własnej wielkości i roztaczanej przez siebie grozie. Jednak zarówno adeptka Idy, jak i Ida, oraz widzowie uważają, że jest po prostu uroczy. Bohaterka zyskała zatem opiekunkę i kogoś na kształt młodszego braciszka. Powstało trio, o którym będzie pamiętać już każdy zainteresowany animacją, lecz to dopiero początek, ponieważ są jeszcze przyjaciele Luz z Czarum (okolicznej szkoły magii) i ona – Amity. Ktoś znacznie ważniejszy niż się na początku wydaje. Dziewczyna, która już niedługo zawróci w głowie naszej przyszłej wiedźmy.

Piękna, mądra wysportowana – zwyczajna panna idealna 

Amity Blight (pol. Anita Plaga) jest postacią pełną sprzeczności, taką próbującą udawać rodzicielski ideał – przynajmniej przez jakąś część serii. Przyczyną takiego stanu rzeczy są wymagający rodzice i przewidziana dla Amity przyszłość w cesarskim kowenie. To wielkie zobowiązania jak na nastoletnią wiedźmę. Jest też bardzo popularna, ale wynika to bardziej z wysokiej pozycji jej rodziny. Młoda Plaga nie cieszy się szczerą sympatią swoich koleżanek, a jedynie wyuczonymi uprzejmościami. Jak widzicie, życie idealne, ale tylko z pozoru. Luz i Amity są swoimi kompletnymi przeciwieństwami i mogą wzajemnie namieszać w swoich życiach – o to właśnie Danie chodziło. Zdecydowanie nie ułatwiała im życia. Noc w bibliotece z potworem, wycieczka po głowie ich wspólnej przyjaciółki lub zwykłe niezręczne flirty – to tylko mały ułamek tego, co dane im jest wspólnie przeżyć w serialu. Widzowie obserwowali ich wspólne przeżycia, czując dumę z tego, kim są. Niestety, nie na długo. Już wkrótce ten sen o równości miał się zakończyć.

Nie ma co się powtarzać

O tym, jak Dana Terrace wyleciała z Disneya z niezłym hukiem opowiedziałam w moim poprzednim artykule, dlatego teraz skupię się na tym, dlaczego warto obejrzeć ten serial. Jego wartość to piękna, płynna animacja, wielowymiarowe postacie i poważne wątki poruszane w odpowiedni, dojrzały sposób. Stanowi to wielką wartość dla młodego umysłu. Można się przy nim pośmiać i popłakać. Widać, że autorka poświęciła na ten projekt mnóstwo czasu. 

Zostawiła w Sowim Domu kawałek serca. Szkoda, że Disney nigdy tak naprawdę nie docenił tego skarbu. Nie dziwię się, czemu autorka poczuła się zdradzona, ale fani nigdy nie zapomną. Dana nawet nie wie, ilu osobom pomogła się otworzyć. Wiedźmy wniosły wiele koloru do świata ludzi.

Martyna Krawczyk