Pierwsza rocznica rosyjskiej inwazji, czyli jak wojna zmieniła rzeczywistość Ukraińców i Polaków
Dokładnie rok temu, 24 lutego 2022, o godz. 5 czasu wschodnioeuropejskiego, świat Ukrainek i Ukraińców rozpadł się na milion kawałków. Od tamtej pory członkowie narodu ukraińskiego dla wielu Polaków są już nie tylko sąsiadami zza wschodniej granicy, ale też towarzyszami szarej codzienności, przyjaciółmi, współlokatorami, a nawet przybranymi członkami rodziny.
Jeszcze 23 lutego zeszłego roku Europejczycy obserwujący poczynania Władimira Putina, mimo padających gróźb i bezpośrednich działań atakujących Ukrainę, mieli nadzieję, że nie dojdzie do ostatecznego posunięcia. Po wybuchu wojny, odliczając każdy kolejny jej dzień, wszyscy liczyliśmy, że Rosja szybko wycofa swoje wojska z terenów Ukrainy. Dziś mija rok, odkąd rozpoczęła się walka o niepodległość kraju, opłacona życiem tysięcy ludzi.
Odzyskać człowieczeństwo
Po pierwszym ostrzale Polacy zaczęli płakać razem z obywatelami Ukrainy. Płacz ten trwa do dziś. Jednak pośród smutku i potężnego strachu – także o własną wolność – mieszkańcy Polski znaleźli siłę, by otrzeć łzy tym, którym wojna zabrała bezpieczny dom. O łączeniu cierpienia z radością, bólu z nadzieją i tęsknoty z wiarą oraz o trudnej drodze do pozornie normalnego życia na obczyźnie – mówią nam Ukraińcy i Polacy, zwykli ludzie, starsi i młodsi, mający plany i marzenia, a przede wszystkim wielkie serca.
Daryna Viktorowa jest dziś studentką nie tylko ukraińskiej uczelni, lecz także Politechniki Poznańskiej. Studiuje i pracuje jako kelnerka, żeby zarabiać na swoje utrzymanie. Przez wojnę w Ukrainie musiała zamieszkać w Plewiskach koło Poznania. Obecnie znajduje się w tym miejscu dzięki Polce, która po wybuchu wojny przyjęła ją, jej matkę i dwie siostry do swojego wolnego mieszkania. To ona pomogła kobietom znaleźć pracę. Załatwiła także szkołę siostrom. Ale najpierw pozwoliła im poczuć się człowiekiem – udostępniła łazienkę, dała jedzenie i ubrania.
Ta pierwsza pomoc to była trampolina do tego, by mimo rozgrywającej się tragedii iść dalej, choć nie było i wciąż nie jest łatwo. Bo jak układać sobie życie w nowym miejscu, kiedy w sercu tli się nadzieja na powrót do ojczyzny? Na szczęście po drodze znalazły się anioły, które wspólnie z rodziną Daryny walczyły o jej byt w Polsce.
– Gdy szukałyśmy urzędu, to obca kobieta zaproponowała nam, że nas podwiezie autem, żebyśmy się nie zgubiły – opowiada Daryna Viktorowa. – Jedna dziewczyna ze studiów zaproponowała mi bezpłatne korepetycje, bym nadrobiła zaległości – dodaje.
Daryna nie ukrywa jednak, że Polska to nie jej miejsce. Jej dom jest tam, gdzie został tata, w ukochanym Novomoskovsku w Ukrainie. – Bardzo podoba mi się Polska, jestem tu kochana, naprawdę. Ale moja ojczyzna to Ukraina i bardzo chcę do niej wrócić – słyszymy od dziewczyny. Co zmieniło się przez najtrudniejszy rok w jej życiu?
– Na pewno jest już łatwiej pod względem języka. Teraz ogarniam różne rzeczy w mieście. Wiem, jak działa komunikacja miejska – przyznaje Daryna.
Jak mówi, dziś w końcu potrafi – choć na chwilę – zająć myśli czymś innym niż czytaniem wiadomości o tym, co dzieje się na froncie.
To, w jakim miejscu jest dziś Daryna, to zasługa takich ludzi, jak pani Aleksandra Rybka, która zapewniła mieszkanie Ukraince Victorii i jej 5-letniej córce. Niespełna rok temu kobieta przyjechała na jedną ze zbiórek, by zabrać ze sobą przypadkowych ludzi. Jeszcze wtedy nie wiedziała, że dziś będą oni dla niej jak najbliższa rodzina.
W tym przypadku pomoc również zaczęła się od najprostszych, przyziemnych spraw, czyli ubrań i łóżka.
– Przyjechały w grubych zimowych kurtkach, a w Polsce zaczynało się już robić ciepło. Postanowiłam więc zabrać je na zakupy i pokazać im ich nowy dom – wspomina pani Aleksandra.
Dziś kobieta traktuje panią Victorię i jej córkę jak rodzinę. W ciągu ostatniego roku ich dzieci bardzo zaprzyjaźniły się, a pani Victoria stała się samodzielna. Nadal mieszka u pani Aleksandry, ale dzięki pracy, którą pomogła jej znaleźć kobieta, już sama płaci za rachunki. Jak zmieniły życie pani Aleksandry przypadkowe kobiety z dworca?
– Zyskałam nową przyjaciółkę. Victoria bardzo dużo mi pomogła w codziennych czynnościach. Wiem, że jest to znajomość na całe życie i mam nadzieję, że kiedyś będę mogła je odwiedzić w już spokojnej Ukrainie, chociaż, szczerze mówiąc, nie chcę, żeby wyjeżdżały – podsumowuje pani Aleksandra Rybka.
Dzieci spod gruzów do ławki szkolnej
Droga do choć trochę normalnego życia, jakiego mogły doświadczyć w Polsce Daryna i pani Victoria, to efekt nie tylko ich determinacji i odwagi, by uciec do obcego kraju, ale też ogromnej i trudnej pracy wielu wolontariuszy i ludzi dobrego serca. To także zasługa nauczycieli, pod których opiekę trafili najbardziej niewinni i bezbronni – dzieci z zachwianym poczuciem tożsamości, bez znajomości języka, z ogromną traumą i niezrozumieniem rzeczywistości.
– Uczniowie przychodzili do szkoły, a nauczyciele często nie wiedzieli o tym, czego doświadczyli młodzi ludzie w swoim kraju, z jakimi emocjami i traumami się zmaga. Nawet dziś zdarza się, że nowy uczeń czy uczennica przybywa w trakcie roku szkolnego do placówki, po leczeniu szpitalnym, które pozwalało na to, by zagoiły się rany czy urazy cielesne. Nierzadko ślady takich doświadczeń są widoczne w postaci blizn, uszkodzeń ciała, dużo częściej tych traum nie widać. Jak bowiem zobaczyć przeraźliwy strach, stres, panikę i obawę o życie, emocje, które przerastają zarówno dzieci, jak i młodzież czy dorosłych – mówi prof. Marta Wrześniewska-Pietrzak, lektorka współpracująca z nauczycielami.
Nauczyciele i pedagodzy nie byli na tak duże wyzwanie przygotowani, zwłaszcza że utrudnieniem w niesieniu pomocy była też bariera językowa. By zorganizować lekcje dla ukraińskich dzieci, spędzali godziny na webinariach i na szukaniu dodatkowych materiałów umożliwiających zdobywanie wiedzy tym uczniom. Należy jednak zauważyć, że lektorzy i lektorki mający doświadczenie w nauczaniu języka polskiego jako obcego również starali się wesprzeć nauczycieli, oferując spotkania, a także dzieląc się swoimi materiałami dydaktycznymi.
– To była ich praca dodatkowa, oni nie byli za to wynagradzani – podkreśla prof. Marta Wrześniewska-Pietrzak.
Co zmieniło się przez rok? Każda ze szkół, które przyjęły uczniów z Ukrainy, wypracowała swoje sposoby pracy i radzenia sobie w sytuacjach trudnych – np. poprzez zatrudnienie osoby znającej język ukraiński, a czasem psychologa. Dzieje się tak także w szkołach, w których uczniowie z Ukrainy dołączają do zwykłych klas. W placówkach oświatowych pracują asystenci kulturowi, którzy pełnią funkcję tłumaczy-pośredników.
– Wiem, że to niezwykle cenne rozwiązanie, bo bardzo dużo dzieci korzystało z tej pomocy. Nawet w takich sytuacjach, które nam się wydają z pozoru błahe, na przykład podczas kłótni: kiedy nauczyciel nie rozumiał, o co chodzi, ponieważ nie znał języka ukraińskiego, a dzieci nie znały polskiego, wtedy wkraczała ta osoba i mogła w bezpośrednim kontakcie rozwiązywać takie spory koleżeńskie. To się bardzo sprawdzało – przyznaje prof. Marta Wrześniewska-Pietrzak.
Po roku wspólnej nauki powstają już nawet poradniki dla nauczycieli pracujących z dziećmi z Ukrainy.
– Obecnie wraz z nauczycielkami pracującymi z uczniami cudzoziemskimi w ramach oddziałów przygotowawczych realizujemy projekt Językowo dostępni. Jego celem będzie opracowanie samouczka do adaptowania materiałów dydaktycznych do potrzeb ucznia cudzoziemskiego na etapie szkoły podstawowej – mówi lektorka.
Jak wyglądają relacje ukraińskich dzieci z najmłodszymi Polakami?
– Najlepiej wdrażają się najmłodsze dzieci, które bawiąc się, nie zwracają większej uwagi na to, czy spędzają czas z Polakiem czy Ukraińcem. Da się zauważyć jednak, że w pierwszej kolejności każde z dzieci szuka znajomych wśród innych uchodźców. Łatwiej im mierzyć się z podobnymi trudnościami razem – przyznaje pani Julia, opiekunka świetlicowa w Szkole Podstawowej im. R.W. Berwińskiego w Zaniemyślu.
Jak mówi, mimo że dzieci przyzwyczajają się do polskich warunków, to widać, że wciąż tęsknią za swoim krajem i bliskimi, którzy zostali w Ukrainie.
Świat obudził się za późno?
Jak dziś patrzeć na Rosję i w ogóle Rosjan? To jeden z większych dylematów związanych z wojną w Ukrainie, przed jakimi stoi świat, niezależnie od sfery życia społecznego. Drugi to: czy ten konflikt naprawdę zaczął się 24 lutego 2022? Dr Gabriela Dudek-Waligóra, prowadząca badania z zakresu współczesnego rosyjskiego dyskursu politycznego na Uniwersytecie Jagiellońskim, uważa, że rok temu rozpoczęto bestialską, pełnowymiarową napaść na Ukrainę, jednak zagrożenie ze strony Rosji istnieje od lat, a Europa zignorowała niepokojące sygnały, nie wierząc być może, że traumatyczne wojenne obrazy znane z historii mogą powrócić we współczesnym świecie.
– Można pokusić się o stwierdzenie, że europejskie elity trwały w swoistym letargu, czemu sprzyjało uzależnienie od rosyjskich surowców energetycznych. Wcześniejsze agresywne zachowania Federacji Rosyjskiej, w tym aneksja Krymu, nie spotkały się ze stosowną reakcją zachodnich państw, co niejako umocniło dyktatorskie, imperialistyczne zapędy Władimira Putina – twierdzi ekspertka.
Nagle w obliczu tak wielkiego dramatu, zaczęliśmy, przynajmniej w większości, bojkotować wszystko, co rosyjskie: produkty, firmy, kulturę i drużyny sportowe. W Europie wciąż toczy się ożywiona dyskusja na temat zasadności odrzucenia kultury Rosji. Jednak nadal mamy z tym problem.
– W pełni popieram odcięcie się na przykład od tzw. lizusa Putina, Nikity Michałkowa, czyli od artystów wspierających dyktatorski reżim. Zgadzam się jednak też ze zdaniem Krzysztofa Mieszkowskiego wypowiedzianym na łamach „Gazety Wyborczej”, iż masowy ostracyzm wobec dorobku kultury rosyjskiej jest „na rękę” Putinowi i prowadzi w konsekwencji m.in. do wzmocnienia nacjonalizmu – mówi dr Gabriela Dudek-Waligóra.
Dziś, w pierwszą rocznicę inwazji Rosji na Ukrainę, w obliczu masowo dokonywanego ludobójstwa niewinnych ludzi, matek, ojców, dzieci, niezależnie od tego, czy i w co wierzymy, nasze serca wznosimy gdzieś wysoko z prośbą o pokój. Jednocześnie mamy nadzieję, że braterstwo i międzynarodowa współpraca pozwolą stać się Ukrainie wolnym i niezależnym krajem. W tym momencie najgorszy jest jednak czas.
– Zdaję sobie sprawę, że ta sytuacja może trwać nawet z 10 lat. Gdy rozmawiam z ludźmi ze studiów, to oni planują, co będą robić we wakacje, za rok, za dwa, a ja niestety nie mogę, bo nawet nie wiem, czy kiedykolwiek będę mogła wrócić do swojego domu i kraju – mówi Daryna Viktorowa.
Justyna Glapiak, Dominika Kołodziejczak, Marika Bartkowiak, Karolina Szmygin, Marta Głogowska