JAK WYGLĄDA HARCERSKIE LATO?

Czas wakacji to dla wielu osób okres wyjazdowy. Z pewnością każdy z nas słyszał o koloniach czy obozach w Polsce lub za granicą albo nawet sam w nich uczestniczył. Związek Harcerstwa Polskiego interpretuje to na swój sposób, tworząc HAL, czyli Harcerską Akcję Letnią. Przenieśmy się teraz do lasu w Pogorzelicy, gdzie Hufiec ZHP Środa Wielkopolska ma swoją bazę obozową.

Przez ostatnie lata chętnych zuchów i harcerzy do uczestniczenia w wydarzeniu nie brakuje. W tym roku kadra hufca zdecydowała się podzielić wyjazd do Pogorzelicy na dwa turnusy. Na pierwszy, o którym mogę opowiedzieć na podstawie własnych doświadczeń, przyjechało ponad 50 zuchów oraz drugie tyle harcerzy z różnych środowisk Hufca ZHP Środa Wielkopolska: z Zaniemyśla, Środy Wielkopolskiej, Nowego Miasta, Sulęcinka, Kleszczewa i Gowarzewa. Drugi turnus, który kończy się 24 lipca, przejęli harcerze starsi. Łącznie nasza baza obozowa w Pogorzelicy ugościła prawie 200 osób ze średzkiego hufca.

– Chętnych z roku na rok jest coraz więcej, ale pilnujemy, żeby każdy znalazł swoje miejsce. Kadra robi, co może, aby wymyślić ciekawy program dla każdej metodyki, a do tego mamy pomoc kwatermistrzów, niezawodnej pani kucharki oraz pielęgniarki – opowiada komendantka obozu, phm. Monika Buchwald.

Sama jeżdżę na obozy odkąd dołączyłam do Związku Harcerstwa Polskiego, czyli od 2012 roku. Najpierw jako zuchenka, potem harcerka, a następnie harcerka starsza. Trzy lata temu wróciłam do Pogorzelicy już w innej roli – jako członkini kadry na kolonii zuchowej. Bycie wychowawczynią na wyjazdach harcerskich znacznie różni się od klasycznej roli wychowawcy kolonijnego. Przede wszystkim jest to wolontariat, więc nie otrzymujemy wynagrodzenia finansowego za naszą pracę, a jedyną nagrodę stanowi satysfakcja z tego, że zuchy dobrze bawią się pod naszą opieką. Jako kadra jesteśmy z dziećmi praktycznie 24 godziny na dobę. Program kolonii opracowujemy zwykle na przełomie lutego i marca, żeby podczas wyjazdu większość była już dopięta na ostatni guzik – chociaż, jak się pewnie spodziewacie, zazwyczaj wychodzi różnie i zdolności improwizacji oraz opanowania w sytuacji stresowej okazują się niezbędne. Kolonia zuchowa i obóz harcerski pełnią też funkcję podsumowania całego roku działań jednostek, czyli konkretnych gromad i drużyn.

Typowy dzień na obozie

Jak to na każdej kolonii czy obozie, zachowujemy ramowy plan dnia: pobudka, poranna rozgrzewka (w harcerstwie – zaprawa), stałe godziny posiłków. Niestety muszę zawieść wszystkich śmieszków – szyszki nie znalazły się w jadłospisie. Nie brakuje elementów typowych dla harcerstwa, takich jak krąg przyjaźni na koniec dnia czy poranny apel w mundurach. Pomiędzy czasem poświęconym na jedzenie są oczywiście bloki zajęciowe: poranny, długi popołudniowy i wieczorny – kominek. To, co dzieje się na poszczególnych zajęciach, zależy od kadry konkretnego podobozu oraz tematyki kolonii czy obozu. W tym roku tematem przewodnim dla zuchów była animacja „Jak wytresować smoka” połączona ze zdobywaniem tropu Wikinga. Dlatego też cały teren, na którym znajdowały się namioty, zdobiły smoki. Harcerze skupili się na bajkach Disneya, a harcerze starsi – na zagadkach kryminalnych i tajemnicach.

W blokach zajęciowych działamy namiotami lub całą grupą jednocześnie, realizując ułożony wcześniej program kolonii i zbliżając uczestników do jej tematyki. Z racji tego, że Pogorzelica jest miejscowością nadmorską, nie mogło zabraknąć wyjść na plażę lub czasu wolnego do wykorzystania na promenadzie. Wtedy dzieci mogły kupić pamiątki, zjeść lody i gofry lub zrobić sobie – każdemu dobrze znane w miejscach turystycznych – kolorowe warkoczyki oraz tatuaże z henny. W planie zajęć, niezależnie od grupy metodycznej, musi znaleźć się ślepak – kultowa gra, którą najlepiej rozgrywać właśnie w Pogorzelicy. Podczas niej ćwiczymy umiejętności maskowania, ukrywając się w krzakach i próbując jak najszybciej dostać się na szczyt piaszczystej górki, gdzie osoba wyznaczona stoi odwrócona tyłem. Kiedy ona się obraca, należy szybko się ukryć, aby nie zostać zauważonym. Zawsze przynosi to wiele śmiechu i zabawy. Wszyscy harcerze i zuchy uwielbiają tę grę.

– Nie wyobrażam sobie wyjazdu do Pogorzelicy bez gry w ślepaka – stwierdza Natalia, jedna z druhen na podobozie zuchowym.

Oprócz tego wszystkiego był również czas na zdobywanie sprawności indywidualnych w ramach zajęć przygotowanych przez konkretną osobę z kadry. Tropy i sprawności indywidualne to instrumenty metodyczne w pionie zuchowym, które zdobywa się grupowo albo samodzielnie, realizując specjalne zadania. Na apelu kończącym kolonię zuchy otrzymały trop oraz sprawność indywidualną w formie plakietki do przyszycia na swoje mundury. To też moment na rozstrzygnięcie innych konkursów czy zawodów, które miały miejsce podczas wypoczynku. Co roku na wszystkich podobozach rozgrywa się rywalizacja o najczystszy namiot – kadra każdej grupy metodycznej wymyśla swój sposób na przyznawanie punktów za porządki, które są sprawdzane codziennie na apelu porannym.

50 lat bazy w Pogorzelicy

Baza obozowa w zeszłym roku obchodziła swoje 50-lecie. Było to szczególne wydarzenie, na które zjechały się władze powiatu średzkiego oraz starszyzna harcerska. Przy wspólnym ognisku usłyszeliśmy gawędy o przeszłości oraz pośpiewaliśmy piosenki harcerskie, które łączą pokolenia. W pogorzelickim lesie średzkie harcerstwo ma już całkiem długą historię. Kontynuowaliśmy ją również w tym roku. Osoby pełniące swoje funkcje od kilkunastu lat z nostalgią wspominają minione czasy. Zmieniają się uczestnicy kolonii zuchowej i obozów harcerskich, podobnie jak sama Pogorzelica, ale ten las zachowuje swoją historię i pozostaje taki sam. Rok w rok wypełnia się harcerzami i zuchami gotowymi na nowe przygody.

– Piaszczystą górkę większość kojarzy, to kultowe miejsce do grupowych zdjęć. Ale tam dalej, daleko w las, 30 lat temu mieliśmy podobóz zuchowy. Był jeden turnus dla wszystkich, a namiotów było tyle, że musieliśmy się rozkładać aż tak daleko od głównej drogi. Zostawaliśmy wtedy w Pogorzelicy na prawie cały miesiąc, to dopiero były obozy – opowiada phm. Hanna Doroszewska-Furmanek. – A kawałek dalej znajduje się drzewo, które dawno temu wybraliśmy sobie z moim mężem, wtedy komendantem sąsiedniego podobozu. Co jakiś czas musimy je odwiedzać na pamiątkę, bo to właśnie w Pogorzelicy się poznaliśmy – dodaje.

Marta Głogowska