JAK BYĆ TURYSTĄ WE WŁASNYM MIEŚCIE?
Gdyby ktoś zobaczył moje FYP, to wiedziałby, że spędzam lato w Poznaniu. Włączając media społecznościowe, naszą stronę dla ciebie zasypują latem treści związane z wakacjami. To oczywiste i chyba nie wymaga wytłumaczenia, choć ja chciałbym się zastanowić nad tym, jakie konkretnie treści nam się wtedy pokazują. Koniecznie zadajcie sobie to pytanie, gdy będziecie następnym razem scrollować TikToka. Czy są to tanie, szybkie wakacje po Europie, wojaże all-inclusive, czy raczej wyjazd w polskie góry lub nad morze? Każdemu z nas sugerowane będzie coś innego, choć spodziewam się, że wśród tych sugestii znajdzie się również bardzo dużo poleceń dotyczących jakichś kawiarni, barów czy restauracji w mieście, w którym spędzacie wakacje – czy to będzie wasze miasto rodzinne, czy to, w którym studiujecie.
Ja zauważyłem, że najbardziej lubię treści promujące nowe lokale gastronomiczne. Przyjąłem sobie odwiedzanie ich za punkt honoru. Kiedy zapraszam gdzieś swoich znajomych, to najchętniej proponuję im wyjścia właśnie do tych nowych miejsc, w których oni pewnie nawet jeszcze nie byli; kiedy natomiast wychodzę gdzieś sam, na przykład żeby się pouczyć albo pisać (ten akapit piszę w świetnej trzeciej kawie) to najczęściej wybieram miejsca, w których byłem już wcześniej. Uznaję się za ambiwertyka, ale czuję się pewniej, gdy z kimś jestem. Nawet jeśli nowy lokal mi się nie spodoba, to przynajmniej mogę w nim liczyć na dobre towarzystwo.
Tak przynajmniej było dotychczas. W lipcu miałem dosyć sporo czasu wolnego, a wszystkie swoje większe wyjazdy planowałem na sierpień, więc postanowiłem, że tego lata sam zostanę turystą w swoim mieście. Chciałem poznać Poznań w taki sposób, w jaki poznałbym go, będąc turystą.
Planowanie mojego „wyjazdu”
Kiedy gdzieś wyjeżdżam, raczej nie planuję, do jakich kawiarni czy restauracji pójdę. Na swoich wycieczkach lubię elastyczność. To, co zjem czy gdzie wypiję kawę są rzeczami, które raczej wychodzą w praniu. Oczywiście, jeśli znajomi, z którymi podróżuję, lubią sobie takie rzeczy planować, to ja się do nich dostosuję. Jednak najważniejszym czynnikiem dla mnie jest to, by te lokale były po drodze do miejsc, które chciałbym koniecznie zobaczyć. Muszę zatem zadać sobie dwa pytania: jakie są najważniejsze atrakcje turystyczne w tym mieście z perspektywy osoby, która jest w nim po raz pierwszy, oraz do jakich lokali w ich okolicy najchętniej bym na miejscu takiej osoby poszedł? Sporządziłem więc listę czterech najbardziej klasycznych miejsc do zobaczenia w Poznaniu (w których wy na pewno byliście, ale do których możecie zaprosić swoich znajomych spoza Poznania) i punktów gastronomicznych w ich pobliżu, które gorąco polecam. Jeśli chcecie się kiedyś poczuć jak turyści w swoim mieście, to wykorzystajcie następne parę akapitów tego tekstu jako swoisty przewodnik turystyczny po mieście Fiedlera i Peji, Słonia i Barańczaka.
Park Cytadela
Wbrew pozorom, choć jest on największym parkiem, a co za tym idzie, największą przestrzenią w Poznaniu w ogóle, park Cytadela nie ma wcale tak bogatej historii jak niektóre inne parki miejskie – wydaje się, że najbardziej znamienitym faktem o nim jest to, że piętnaście lat temu koncert miało tam Radiohead. Wybudowany na gruzowiskach fortu Winiary w latach 60, Park Cytadela jest przede wszystkim atrakcyjny dla spacerowiczów czy turystów, którzy cenią sobie możliwość spędzania czasu aktywnie. Jego wielkim atutem jest to, że można go podzielić na parę stref; jest w nim zarówno ogródek różany, jak i pozostałości po starym forcie, które mogą być gratką dla fanów historii.
Choć ja sam najczęściej chodzę po parku ze swoim jedzeniem i robię w nim pikniki w okolicach amfiteatru, to w samym parku jest sporo lokali. Najbardziej atrakcyjny wydaje mi się ten przy ścieżce rowerowej – Tarasy Cytadeli. Kiedy najlepiej się do niego wybrać? Może nie w upał, bo przemieszczanie się po nim zajmuje sporo czasu, ale jest to idealne miejsce na trochę chłodniejsze i wciąż słoneczne letnie dni.
Gdyby komuś było mało, może pójść z Cytadeli do bardziej historycznego parku Sołackiego lub nad Rusałkę – albo można wszystkie te rzeczy połączyć, jedząc obiad właśnie na Cytadeli, a potem wybierając się spokojnym spacerem na wieczorne koncerty nad Rusałką.
Ostrów Tumski
Jest to chyba najbardziej historyczna z atrakcji, które wymienię w tym artykule, bowiem to właśnie tu zaczął się Poznań – oznaniacy natomiast powiedzieliby, że także Polska jako tako. Jeśli ktoś nie jest z Poznania, ale mieszka w Wielkopolsce lub graniczących z nią województwach, to przypuszczam, że był w Ostrowie Tumskim chociażby na wycieczce szkolnej. Jest on jedyną pozostałą wyspą na Warcie (Ostrów – staropolskie określenie wyspy, Tumski – od niemieckiego dom, katedra). Najbardziej rozpoznawalnym punktem na całej wyspie jest dla mnie gotycki kościół i otaczający go duch palatium, stworzony na planie pozostałości po wczesnopiastowskim pałacu książęcym wybudowanym jeszcze w czasach Mieszka I (datowany na 941 rok).
Niezwykle klimatycznym miejscem, które może umilić spędzanie czasu w tej okolicy, jest Cafe na Trakcie. Choć znajduje się w jednym z bardziej ruchliwych miejsc Poznania, to ma ono dość rustykalny urok. Myślę, że to przede wszystkim lokalizacja i wystrój samej kawiarni sprawiają, że jest ona tak czarująca. Kafejkę prowadzi Caritas, do którego – niezależnie od swoich własnych przekonań i stosunku do kościoła – mam pozytywny stosunek. Myślę, że nikogo nie zdziwi to, że fundacja prowadzi swój lokal w takiej okolicy; wydaje mi się, że Ostrów Tumski to mały poznański Watykan, a to jedynie wzmacnia te klimaty.
Zamek Cesarski
Dla każdego studenta Wydziału Filologii Polskiej i Klasycznej najbardziej rozpoznawalnym budynkiem w Poznaniu, moża poza samym Collegium Maius, jest pewnie właśnie Zamek. To chyba najważniejsza instytucja kultury współczesnej w Poznaniu. Czy ktoś nie był kiedyś na wydarzeniu odbywającym się w Zamku lub choćby na jego dziedzińcu? Jest on jedną z aort życia filmowego Poznania dzięki kinie pałacowemu, które ja sam wspominam jako to, do którego najczęściej chodziłem na pierwszym roku studiów. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, gdzie znajdują się inne takie miejsca. Jeśli chodzi o muzykę, już w samym budynku jest parę opcji: ja osobiście bardzo lubię klub Blue Note oraz Nowe Lokum Stonewall..
Choć w samym Zamku, jak i wzdłuż ulicy Fredry jest parę opcji, żeby coś zjeść czy napić się kawy, to myślę, że nikogo nie zdziwi, że moim wyborem w tej okolicy będzie kawiarnia U Przyjaciół – jako student filologii polskiej muszę chyba wybrać właśnie ją. Jest jednym z najbardziej klimatycznych miejsc w Poznaniu; trudno mi określić, czy zaliczyć je też do najpopularniejszych, czy nie. Na pewno ma stałą klientelę, która będzie ją chwalić przy każdej okazji. Mimo tego wydaje mi się, że wciąż jest miejscem relatywnie niezatłoczonym i spokojnym.
Stary Rynek
Symbol Poznania. Do niedawna, podwójny – na Starym Rynku znajdują się wizytówki Poznania, czyli Ratusz i, oczywiście, koziołki. Jeszcze do tego roku Rynek był zupełnie nie do przejścia przez ciągnące się remonty. Pewną namiastką tego są koziołki, a raczej ich brak, w świetle którego zastępowane są co rusz nowymi postaciami z kartonu – ostatnio Taylor Swift i jej odrzutowcem.
Przechodząc się po Starym Rynku, trudno nie zwrócić uwagi na całą masę godnych polecenia kawiarni czy restauracji, nic w tym dziwnego, w końcu jest on najbardziej turystycznym punktem w całym mieście, a co za tym idzie – dla wielu przedsiębiorców jest absolutnie najbardziej atrakcyjną lokalizacją do prowadzenia biznesu (nie chcę sobie nawet wyobrażać, jak wysokie muszą tu być czynsze). Ale to samo w sobie jest pewną atrakcją – pochodzę z miasta, gdzie życie nocne prawie nie istniało, a zatem patrząc, jak wygląda ono w Poznaniu, szczególnie w takim skupisku, jestem zawsze pod wrażeniem.
Jeśli chodzi o miejsce, które polecam, to będzie to Un Pot – chyba pierwszy lokal, do którego po przeprowadzce do Poznania poszedłem sam. Działa w naprawdę dobrych godzinach, można tu wyjść ze znajomymi zarówno za dnia, jak i wieczorem. W piątki zamyka się dość późno, więc jeśli ktoś jest fanem coraz bardziej popularnego na zachodzie trendu na nocne kawiarnie czy herbaciarnie, znajdzie tu swoje miejsce. Lokal, jak nazwa wskazuje, jest urządzony w stylu francuskim, więc gdyby ktoś marzył o wyjeździe do Paryża, ale chciałby przez te wakacje oszczędzić pieniądze, to może się wybrać właśnie tutaj i poczuć choćby namiastkę klimatu tegorocznych igrzysk olimpijskich.
Olek Knobel