FINAŁ ,,ENGLISH OR SPANISH” – HISZPANIE NIE RUSZAJĄ SIĘ Z EUROPEJSKIEGO TRONU PRZEZ NASTĘPNE CZTERY LATA

W niedzielnym wielkim finale Euro 2024 zmierzyły się ze sobą reprezentacje Hiszpanii i Anglii. Upragnione trofeum zdobyli podopieczni Luisa de la Fuente. Tym samym mistrzostwa skończyły się jak wszystko, co na tym świecie przyjemne. Obok meczu finałowego, warto nostalgicznie zerknąć na to, czego byliśmy dotychczas świadkami.

Ten finał był jak cały tegoroczny turniej. Pierwsza połowa nie zachwycała, niewiele się działo, obie drużyny grały bezpiecznie. Tak samo Euro – było według wielu ekspertów i fanów nudne, większość faworytów charakteryzował toporny styl gry. Wraz z początkiem drugiej połowy Hiszpanie podkręcili tempo. Przypomnieć mogły się wszystkie emocjonujące potyczki w poprzednich fazach rozgrywek. Szybkiego gola zdobył Nico Williams, a sama akcja bramkowa była iście poetycka.

Kolejne ciosy po paru obiecujących sytuacjach mogli zadać również Hiszpanie, lecz drugą, wyrównującą bramkę ze znacznej odległości strzelił Cole Palmer. Nastawialiśmy się na dogrywkę, kiedy na listę strzelców wpisał się Mikel Oyarzabal, który otrzymał od Marca Cucurelli podanie w idealnym momencie.

Tym samym Hiszpanie zdobyli swoje czwarte mistrzostwo Europy w historii. Zdecydowanie zasłużone, bo ich gra w trakcie Euro 2024 była wspaniała. Po meczu rozdano nagrody indywidualne, które otrzymali dwaj Hiszpanie – MVP został Rodri, a najlepszym młodym piłkarzem wybrano Lamine’a Yamala. To między innymi oni poprowadzili drużynę do tytułu.

Jako że to już koniec europejskiego piłkarskiego święta, odbywającego się tylko raz na cztery lata, warto powspominać wydarzenia minionego turnieju. Przypomnijmy sobie, co wydarzyło się podczas ostatnich czterech zajmujących tygodni.

Rekordowo? Pięknie

Mistrzostwa rozpoczęły się potężnymi ciosami Niemców. Spodziewaliśmy się zwycięstwa gospodarzy, w końcu to silna reprezentacja. Ale tak prosto? Po końcowym gwizdku. ze Szkotów nie było co zbierać. Stali się częścią rekordu – dla nich niechlubnego. Niemcy odnieśli najwyższą wygraną w historii meczów otwarcia. Z kolei ich trener – Julian Nagelsmann – w wieku 36 lat i 327 dni został najmłodszym trenerem w dziejach turnieju. Pogromu nie zapowiadała nawet atmosfera na ulicach Monachium, zapełnionych szkockimi kibicami. Można powiedzieć, że gdyby na końcowy wynik wpływała postawa widzów, to mielibyśmy remis.

Na następne ciekawe wydarzenia nie musieliśmy długo czekać. Już drugiego dnia pobito kolejny rekord. W meczu Hiszpanii z Chorwacją wystąpił Lamine Yamal, dzięki czemu pojawił się na szczycie listy najmłodszych zawodników grających kiedykolwiek na Mistrzostwach Europy. Warto odnotować też, że pierwszy raz na Euro zagrał Dani Carvajal, co wydaje się niemożliwe. Przecież 32-letni Hiszpan to gwiazda od kilkunastu lat. Debiut okrasił bramką.

Yamal w trakcie mistrzostw stał się także najmłodszym strzelcem bramki i najmłodszym asystentem przy bramce. Ten pierwszy wyczyn osiągnął pięknym, wyrównującym golem w meczu z Francją w półfinale. Niesamowite, jak utalentowany jest ten młodzieniec. Oby tylko nie podzielił losu Pedriego. Podobnie jak on, Yamal zaliczył na tak młody wiek sporo występów w tym sezonie. Jeśli dalej będzie to tak wyglądać, to trenerzy narażą go na przewlekłe kontuzje.

Słodko-gorzkie pożegnanie z rozgrywkami Euro miał Luka Modrić. Jego Chorwacja odpadła już w fazie grupowej. Wszystko w wyniku bramki straconej w samej końcówce meczu z Włochami. Do tamtego momentu prowadzili za sprawą właśnie Luki Modricia, który najpierw jednak nie wykorzystał rzutu karnego. Przy następnej okazji nie zawiódł, strzelił i został najstarszym strzelcem bramki w dziejach Euro w wieku 38 lat i 289 dni.

Należy jeszcze wspomnieć o nowym rekordzie pokazanych kartek w trakcie jednego spotkania. Istvan Kovacs w zaciętym, decydującym o wyjściu z grupy meczu Czech i Turcji popracował sporo rękami, bo kartoniki wyciągał aż 20 razy. 

Kulinarnie? Smacznie

W innym meczu zmierzyli się Włosi i Albańczycy. Reprezentacja z Bałkanów strzeliła najszybszego gola w dziejach Euro. Nie pomogło to jednak pokonać Azzurrich, wściekłych zapewne ze względu na pewien incydent. Otóż jeden z albańskich kibiców złamał na oczach przerażonych tym czynem fanów z Włoch makaron spaghetti. Ci, którzy znają włoską mentalność, wiedzą, że nie warto zadzierać z nimi w kwestiach kulinarnych.

Gdy Polsat łączył kulinaria z Ligą Mistrzów, wszyscy się śmiali. Wydarzenia z obecnego turnieju pokazują jednak, że było to wizjonerskie zagranie.

Kolejną kuchenną wojnę wytoczyli Francuzom Austriacy. Najpierw przełamali niewinną bagietkę. Przygotowali również propagandowe hasła, które mówiły, że sznycel jest lepszy niż wspomniany podłużny francuski wypiek. Francuzi wzięli odwet na boisku i pokonali Austrię.

Do konfliktu zbrojnego na talerze i widelce dołączyli też Hiszpanie. Starli się z doświadczonymi już w boju Włochami. Ci pierwsi wystawili makaron z chorizo przeciwko carbonarze. Drudzy stwierdzili, że paella to potrawa nie warta uwagi w obliczu innych makaronów. Dodatkowo Włosi poprawili Hiszpanów źle wymawiających słowo pasta, co znaczy makaron po włosku – przecież nie mówi się tapas! Gdy Hiszpanie odpowiedzieli, że tortilla de patatas jest lepsza od jakiejkolwiek pizzy, na froncie sytuacja stała się patowa.

Wojnę rozstrzygnął mecz – Hiszpanie zmietli potomków Rzymian. Przy tej okazji trzeba wspomnieć o jeszcze jednym rekordzie. Bryan Cristante wszedł w drugiej połowie z ławki rezerwowych, a po 18 sekundach zobaczył żółtą kartkę. Tym samym został najszybciej ukaranym zawodnikiem po wejściu na boisko w historii.

Takie obrazki ogląda się o wiele lepiej niż kiboli przyrządzających z siebie tatar lub robiących inne rzeczy. Tych niestety nie zabrakło. W trakcie turnieju doszło do bijatyki Serbów z Anglikami czy starcia polskich kibiców z policją. Ponadto Chorwaci oraz Albańczycy złączyli się w nienawiści do wspomnianych Serbów i intonowali wspólnie piosenki obrażające ten naród. Na szczęście były to tylko pojedyncze przypadki.

Fabularnie? Ciekawie

Kończąc kącik kulinarny, przejdźmy do historii, które nas zaskoczyły i wzruszyły. Skazywana na porażkę Rumunia wygrała w spotkaniu z Ukrainą. Tym samym pobiła swój rekord wszech czasów. Odniosła najwyższe zwycięstwo w historii występów na Euro. W następnym starciu z Belgią rumuńscy piłkarze przegrali, lecz pokazali się z bardzo dobrej strony. Sensacyjnie zdołali awansować do fazy pucharowej, na którą nie starczyło już pary. Rumuni odpadli w 1/8 finału z Holendrami.

Zespołem, na który zwracał uwagę cały europejski świat futbolu, była reprezentacja Gruzji. W meczu z Turcją debiutowali na Euro. Rywalizacja była prawdziwym show, pokazem tego, co w futbolu najpiękniejsze – emocji związanych z pięknymi akcjami, cudownymi bramkami oraz wyrównaną grą. Gruzini przegrali, ale zdołali strzelić debiutanckiego gola, autorstwa Georgesa Mikautadzego. Gruziński piękny sen trwał, gdy zremisowali w drugim spotkaniu z Czechami i zdobyli historyczny punkt. A na koniec przyszło pierwsze zwycięstwo z Portugalią – najcięższym rywalem. W 1/8 finału zmierzyli się z Hiszpanią. Przegrali wysoko, lecz pozostawili po sobie bardzo dobre wrażenie. A wraz z nimi szczęśliwi fani, którzy tworzyli świetną atmosferę, a u siebie w Tbilisi zachowywali się, jakby wygrali puchar.

Z kolei trzeci dzień Euro należał do Christiana Eriksena. Duńczyk podczas meczu z Finlandią na poprzednim turnieju stracił przytomność i upadł na murawę w wyniku zatrzymania krążenia. Szybka interwencja jego kolegi z drużyny – Simona Kjaera oraz lekarzy uratowała mu życie. Eriksen postanowił kontynuować karierę. W meczu ze Słowenią symbolicznie powrócił na Euro. Właściwie nic się nie zmieniło, bo wciąż jest pierwszoplanową postacią w drużynie. Pomocnik strzelił nawet bramkę. Kochamy takie historie.

Jak Euro w tym roku było stosunkowo nudne w opinii znacznej części widzów i ekspertów, tak na wyobraźnię szczególnie działała reprezentacja Turcji. Jej mecze zawsze przynosiły jakiś walor emocjonalny, czy to dobrą, wyrównaną grę, gdy Turcy mierzyli się z Austriakami, czy zabawne błędy, kiedy z Portugalią samobója strzelał Akaydin, czy kontrowersyjne sytuacje w postaci gestu, ,,wilczego salutu” Demirala. Wraz z nimi na trybunach o atmosferę dbali ich kibice.

Polsko? Typowo

Szczególnie ciekawe wydarzenia dla polskiego kibica działy się w związku z pierwszym meczem grupowym naszej reprezentacji. Zainteresowanie nim było tak duże, że na moment padły serwery TVP Sport. Pomimo porażki, nasza reprezentacja pokazała charakter oraz styl. Wbrew pozorom ten mecz był do wygrania. Stylem popisał się również selekcjoner Michał Probierz – oryginalny garnitur, który miał na sobie wywołał zachwyt w europejskich mediach. Z kolei na trybunie dostrzec można było równie oryginalny karton, głoszący wyższość polskiej kiełbasy nad holenderską goudą. Ze stwierdzeniem nie zgodziłby się chyba Ronald Koeman, trener kadry Holandii. Kamery uchwyciły, jak zajadał się innym daniem, przebijającym oba przysmaki – kozą z nosa.

W drugim meczu grupowym z Austrią nie było już tak kolorowo. Lepiej od piłkarzy spisali się kibice. Polacy opanowali Berlin. By zwiększyć morale, intonowali pieśni o schabowym, umniejszali postać Mozarta w obliczu Chopina oraz szerzyli miłość do pierogów. Na boisku nie dowieźli piłkarze, którzy przegrali klasyczny mecz o wszystko, w internecie kolejny raz nie udźwignęły transmisji serwery TVP. Stacja znów postawiła na kartę atak DDos, co brzmi niezbyt poważnie.

Zwyczajowo najlepszy był mecz o wszystko. Z Francją momentami wyglądaliśmy bardzo dobrze. Jako naród lubimy się wyróżniać, więc taką dumną rzeczą był fakt, że aż do półfinałowego starcia Francuzów z Hiszpanią byliśmy jedyną reprezentacją, która strzeliła Trójkolorowym bramkę. Inna sprawa to dyspozycja tej reprezentacji na tegorocznym turnieju. Nie umniejsza to grze naszych piłkarzy, która charakteryzowała się odwagą. Z tej gliny można lepić coś poważnego. Probierz udowodnił, że zasłużył na dalszą pracę nad zespołem. Odkrył Urbańskiego, wyeksponował Zalewskiego, odświeżył Buksę. O tym, czy Polacy będą kontynuować trend, dowiemy się podczas startującej we wrześniu Ligi Narodów.

Mikołaj Dilc