„ENERGIA KREACJI ŁĄCZY SIĘ” – PIOTR ROGUCKI I NORMALNI LUDZIE ZAGRALI W BYDGOSZCZY OSTATNI KONCERT W 2025 ROKU

„Cząstki splątane sprawiają, że zostaniecie w tym polu na zawsze”. Tymi słowami artysta zwrócił się do fanów pomiędzy utworami. Zapowiedź jak najbardziej trafna, bo zetknięcie z formą sztuki oferowaną przez artystów wplątuje w szczególny rodzaj muzyki i twórczych eksperymentów, a także nowych odsłon znanych już publice kawałków, pochodzących zarówno z solowego repertuaru Roguckiego, jak i z dorobku zespołu Coma.

Późnojesienny wieczór 19 grudnia, sala widowiskowa Miejskiego Centrum Kultury w Bydgoszczy wypełniona ludźmi. Scena oblana czernią, artyści zajmują swoje miejsca. Pozostając w ciemności zaczynają nasycać przestrzeń dźwiękami gitar i perkusji. Elektroniczne ostre tony przeszywają powietrze, zapraszając słuchaczy do immersyjnej podróży przez ten wewnętrzny, wykreowany przez natchnioną grupę Roguckiego, świat. Delikatne oświetlenie rozjaśnia scenę, muzycy wyłaniają się z mroku, a siła wokalu rozpoczyna pierwszą z opowieści tego wieczoru.

Wakacje w Chorwacji i inne plany

Koncerty grane w różnych obiektach są inne, inaczej się je odczuwa zależnie od skali wydarzenia, scenerii, ogólnej atmosfery wieczoru. Te w niewielkich salach, bez sztabu ludzi stojących za przygotowaniem scenariusza wydarzenia czy nadzorujących jego realizację zdają się posiadać pewną szczególną licencję na swobodę niedostępną koncertom halowym. Ochoczo i radośnie korzystał z niej wokalista, czy też nietuzinkowy wodzirej imprezy, Piotr Rogucki. W świetle wizji wakacyjnych koncertów w Chorwacji, łącząc pracę z wypoczynkiem, artysta zapowiedział nowy materiał w nadchodzącym roku. Padły słowa o płycie koncertowej, zawężającej działalność solową grupy. Być może ocenę tych wypowiedzi warto odłożyć do najbliższego Prima Aprilis, choć istnieje szansa, że przewrotność Roguckiego płata tu podwójnego figla. Artysta zdawał się badać granice własnej wiarygodności, prosząc publiczność o skandowanie „nor-mal-ni” do rzekomych nagrywek na powstający album. Cieszył widok radości, jaką sprawiał dobry sucharek samemu jego autorowi. A ponieważ entuzjazm jest zaraźliwy, był powodem serdecznego współdzielenia go przez fanów. Charyzma tego artysty daje cudowne efekty w pysznie absurdalnych sytuacjach ocierających się o prawdopodobieństwo. 

Nowe goni nowe

Wykonywana po raz ostatni w roku swojej premiery „Przed piosenka o nożu” była poprzedzona zapowiedzią kolejnej nowości, którą fani będą mieli okazję poznać w nadchodzącym roku. Wypatrujcie zatem obwieszczenia nowej trasy, bo bieżący roku dowiódł, że Rogucki z ekipą mają jeszcze wiele do wyśpiewania i wygrania – jako debiutanci, rzecz jasna (określenie to stało się rozpoznawalnym przez wszystkich pół-żartem, podrzucanym publiczności ze szczyptą powagi). Zapowiedzi było więcej i dotyczyły projektów poszczególnych członków zespołu. Będą to m. in. druga edycja „Beksiński Live” czy solowy projekt Wiktorii Jakubowskiej. Jest więc na co czekać, a może już teraz wypada skorzystać z okazji, która wisi w powietrzu i zasugerować wymarzony prezent Świętemu Mikołajowi w postaci vouchera. Jeśli z kolei ktoś żywi nieustającą wiarę w postanowienia noworoczne, śmiało można za nie uznać obecność na tych wydarzeniach i przydać samemu sobie motywacji, by je zrealizować.

Finały i życzenia

Set zakończyła porywająca aranżacja „Stu tysięcy jednakowych miast”, w której doświadczamy prawdziwej magii elektroniki w jej najlepszym wydaniu. Przemyślany utwór, którego wykonanie na żywo każdorazowo jest magnetyzujące, olśniewał. Warto podkreślić, że „Sto tysięcy…” pamięta jeszcze schyłek ubiegłego stulecia, stąd zabawa z jego brzmieniem – być może kontrowersyjna dla konserwatywnych fanów „starej Comy” – jest dowodem kunsztu artystycznego muzyków i eksplorowania rozległych światów sztuki oraz jej najdzikszych form. Zapatrzeni bez reszty fani są dowodem na to, że wyczucie Piotra Roguckiego i jego towarzyszy w tej podróży jest trafne.

„Szwajcarski nóż” zaserwowany na bisie był kolejnym pokazem artystycznej siły Normalnych. Wieczór zakończyło „Kilka westchnień”, lecz zapewniam, że było ich wśród publiczności znacznie więcej niż kilka. Teatralna oprawa, jakby bez wysiłku kreowana przez Roguckiego, emanowała szczerością, prowadząc fanów do antycznego katharsis zarówno przez muzykę, jak i wykonanie niemające sobie równych. Wynurzając się z onirycznego lotu przez muzyczne ostępy, lider grupy życzył zebranym szczęścia i sił w nowym roku. Te z pewnością się przydadzą, by uczestniczyć w pochłaniających widowiskach zapowiadanych na 2026 rok.

Niezapomnianą siłę spektaklu, w którym publiczność miała okazję uczestniczyć, odzwierciedlają opinie widzów po koncercie: 

– Jak zawsze koncert Piotra Roguckiego przeniósł mnie w zupełnie inną rzeczywistość. Koncerty zespołu Rogucki i Normalni Ludzie są dla mnie całkowicie odmiennym doświadczeniem niż np. koncerty Comy. Są równie emocjonalne, ale wywołują bardziej pozytywny nastrój, takie niekontrolowane, psychodeliczne szczęście. Tam po prostu chce się być. Chce się być z zespołem i wchodzi się z nimi w interakcję. Te małe, klimatyczne – debiutanckie – wydarzenia mają w sobie coś magicznego. To był świetny koncert, który na długo, a mam nadzieję, że na zawsze, zostanie w mojej pamięci. No i oczywiście wspaniałe było też spotkanie z całym zespołem. Lepszego koncertowego zakończenia tego roku nie mogłam sobie wymarzyć.

– Koncert inny niż „comowe”. Bardziej refleksyjny, naładowany dużą dawką pozytywnych emocji. Utwory, choć znane, w nowych aranżacjach dają poczucie świeżości, czegoś nowego, czegoś, co należy odkrywać na nowo. Poczucie jakby się słuchało tego po raz pierwszy. Podoba mi się generalnie idea małych, niemal studyjnych sal, w których są te koncerty, kreuje to atmosferę współtworzenia wydarzenia, czego nie doświadczysz na halowych koncertach, które, owszem, są spektakularne, ale nie dają poczucia bliskości i niemal intymności pomiędzy publicznością a artystami. Comę kocham miłością największą, ale z biegiem lat stałam się o wiele bardziej wrażliwa i mimo mojego introwertyzmu potrzebuję coraz częściej właśnie tego rodzaju emocji, jakie dostałam na tym właśnie koncercie. Z całych sił trzymam kciuki za solową karierę Piotrka, bo dzięki niej będzie możliwość udziału właśnie w takich spotkaniach.

– Uwielbiam koncerty w tych wszystkich domach kultury, daje mi to poczucie intymności i bliskości z artystami, bardzo się cieszę, gdy Piotr gra właśnie w tego typu miejscach. Przypomina mi to też stare czasy jego koncertów solowych w 2015 i 2017 roku! Jak pewnie mówiłam, wolę obecnie w moim życiu jego twórczość solową, niż Comy, więc jestem bardzo wdzięczna i uradowana tym, że będzie płyta i trasa.

Angelika Stohnij