FENOMEN SERIALU „1670”
Serial „1670” zyskuje popularność przez swoją kontrastowość. Polska produkcja tak nasiąknięta wiązanką oczywistych i mniej oczywistych elementów popkultury młodzieżowej, a ogólniej – teraźniejszej – to intrygujący pomysł sam w sobie. Zmiana tła historycznego, czyli wtłoczenie nas w inny moment i jednocześnie zapewnienie fikcyjnym osobom z roku 1670 naszych realiów, jest jeszcze ciekawsza.
„1670” to serial o silnym motywie dzisiejszości przekutej w żartobliwą pobłażliwość. Nie wiadomo gdzie, ale niemal wszyscy o nim słyszeli. Warto zacząć od tego, że głównym bohaterem jest Jan Paweł, potencjalnie najsłynniejszy w historii Polski. To jeden z wielu zawartych w produkcji elementów, z powodu których odbiorca zaśmieje się, ale bez potrzeby tłumaczenia, co go rozbawiło. „1670” zyskał tak dużą popularność, że wykreowana osobowość połowicznego właściciela Adamczychy jest już jedną z wiodących w myśleniu o połączeniu imion Jan i Paweł.
Co jeszcze w sposób oczywisty ożywia świadomie oglądaną śmieszność? Na pewno będzie to wykupywanie jeńców, które za sprawą tła muzycznego porównano do teleturnieju z zapadniami. Narzucona powaga sytuacji (przypominana jedynie przez niepokój Anieli) zostaje sprowadzona do absurdu.
Jeśli chodzi o te mniej domyślne elementy „1670”, można nazwać się aktywnym oglądającym z wiedzą o dzisiejszych memach, śmiesznościach czy obecnie koloryzowanych tematach i sprawdzić własne interpretacje pewnych wątków. Przez to łatwo poczuć się jako specyficzny „współtwórca” serialu. Przykładowo: ostentacyjna scena prezentowania więzienia dla jeńców tatarskich może kojarzyć się z popularnym motywem youtuberskim, a mniej ogólnikowo będzie to maniera pokazywania charakterystyczna dla Karola Okrasy. Ten moment w produkcji przywodzi też na myśl powszechnie znane, zabawne przywitanie: „Siemanko, witajcie w mojej kuchni” (zapoczątkowane przez kucharza i youtubera Piotra Ogińskiego), które obecnie jest jednym z bardziej oczywistych, głęboko zakorzenionych żartów internetowych. Zwykle używa się go podczas gotowania, ale twórcy serialu przenieśli go na nowy poziom.
W trzecim odcinku motywem przewodnim jest konflikt miasto-wieś, czyli prześmiewcze pokazanie nienawiści typowo memicznych przedstawicieli obu środowisk. Twórcy serialu wykorzystali każdą okazję, by zawrzeć w nim jak najwięcej koloryzowanej stereotypizacji. Podobnie nośnym tematem jest wielowyznaniowość, którą w ciekawy sposób prezentuje scena spisu innowierców, a dodatkowo – pod językowym kątem – wypowiedziana przez Żyda kwestia: „Wiedzą, że dzwoni, ale nie wiedzą, w której synagodze”. Najpopularniejszym motywem powodującym śmiech przez łzy wydaje się powszechnie słyszane, a z czasem jeszcze częściej wyśmiewane – „Jestem tolerancyjny, ale…” i bliźniacze znaczeniowo – „Mogą robić co chcą, ale po co się obnosić?”. Fenomen serialu niewątpliwie polega na oczywistościach. Trzecim ważnym tematem o podstawie równościowej jest kwestia marszu, na który nie chce się zgodzić władza (i jednocześnie starsze pokolenie).
Bardzo rozszerzony i rozsiany po różnych odcinkach jest motyw językowej poprawności. Pojawia się sporna kwestia używania dopełniacza liczby mnogiej (szabel czy szabli?) albo bezkontekstowo kwitujące wypowiedź: „Mówi się wziąć, a nie wziąść”. Problem zapewne dotyczy nie tylko poprawności, ale także ostentacyjnej hiperpoprawności. Jeszcze dalej idącym wyjaskrawieniem jest przekorne „Mówi się przepraszam czy przepreszam?”.
Serial jest wzbogacony językowo. Jako najwyrazistszy przykład posłuży zaprezentowanie pejoratywizacji i jednocześnie śmieszności wynikającej z początkowo ukrytej semantyki słowa „kutas”. Bohaterowie mierzą frędzle, które niegdyś nie kojarzyły się z niczym innym jak ozdoba tkaniny, a dziś nieco inaczej korespondują z rzeczywistością. Taki pomysł w pewien sposób sugeruje świadomą i intencjonalną oczywistość serialu jako kulturowej kolekcji doskonale znanych nam motywów.
Ważną składową sukcesu serialu jest oryginalne (dziś powiedzielibyśmy „randomowe”) poczucie humoru, które można zaprezentować przy użyciu cytatów, takich jak „Chętnie byśmy porozmawiali, ale nie z tobą” albo „Uwielbiam jeść jadalne jedzenie”.
Oczywiście przedstawienie w większości jest dla odbiorców współczesne, ale sam serial wydaje się ciekawym składnikiem historii, która w sprawozdaniu nie może przedstawić wszystkiego, więc wybiera pewne kluczowe momenty. „1670” pokazuje widzom (a potem także innym pokoleniom), jakie elementy naszej teraźniejszości faktycznie dotarły do większej grupy i stały się rozpoznawalne.
Justyna Wieczorek