ŚWIĘTO „PO POLSKU”. RECENZJA KONCERTU MERY SPOLSKY – PO POLSCE TOUR

Koncert Mery Spolsky w poznańskim klubie Tama był czymś więcej niż kolejnym przystankiem trasy promującej album „Kocham Polskę”, wydanego 11 listopada. 13 grudnia przestrzeń klubu zamieniła się w miejsce zbiorowego rytuału i wspólnego świętowania – głośnego, emocjonalnego i bardzo „polskiego” w duchu, dokładnie tak, jak zapowiadała sama artystka.
Już przed rozpoczęciem występu uwagę zwracało ogromne zaangażowanie fanów: pod sceną pojawiło się biało-czerwone morze flag, koszulek piłkarskich i szalików, a w tłumie dało się zauważyć nawet dwie dziewczyny z głowami orła! Publiczność stała się integralną częścią spektaklu, współtworząc jego symbolikę i atmosferę. Pod tym względem publika Mery Spolsky zdecydowanie jest bardzo wyjątkowa – przy każdym projekcie angażuje się w pełni i dopasowuje stylizacje do estetyki płyty.

Tożsamość jako performans
Już od pierwszych minut było jasne, że PO POLSCE TOUR nie jest wyłącznie prezentacją nowego materiału, lecz także performatywną opowieścią o tożsamości, sentymentach i zbiorowych emocjach. Mery Spolsky od początku nawiązała intensywny, niemal intymny kontakt z publicznością, swobodnie balansując między ironią a szczerością. Jej sceniczna narracja, pełna krótkich komentarzy i gestów, budowała poczucie wspólnoty oraz świadomej gry z narodowymi kliszami. Klub Tama okazał się idealnym miejscem dla tego rodzaju spotkania.

Nowy materiał w koncertowym ogniu
Nowe utwory, w tym doskonale przyjęte single „Marysia Kowalska” i „Nie ma już PL”, wybrzmiały wyjątkowo mocno w wersjach koncertowych. Pierwszy z nich, oparty na wyraźnej narracji i społecznym komentarzu, spotkał się z entuzjastyczną reakcją publiczności, która śpiewała refren niemal od pierwszych taktów. „Nie ma już PL” zabrzmiało natomiast bardziej surowo i intensywnie niż w wersji studyjnej, podkreślając emocjonalny ciężar utworu oraz jego niejednoznaczny, gorzki przekaz. Koncertowe aranżacje uwypukliły eksperymentalny charakter nowego materiału i pokazały jego potencjał performatywny. Niezwykłe, że album jest dostępny w serwisach streamingowych dopiero od miesiąca, a fani Mery znają już wszystkie teksty w całości i śpiewają je razem z nią. Sama artystka podkreśla w poście na Facebooku i Instagramie, jak bardzo wzruszające jest to dla niej: „Jestem wzruszona, że znaliście WSZYSTKIE piosenky i śpiewaliście wczoraj ze mną nawet lepiej niż ja sama! Bo teksty to ewidentnie macie lepiej opanowane!!!”.

Hity w nowym kontekście
Istotnym elementem koncertu było umiejętne łączenie nowości z dobrze znanymi przebojami. „Bigotka”, „Suka” czy „Miło Było Pana Poznać” stały się momentami wspólnej euforii, lecz nie były jedynie nostalgicznym powrotem do dawnych hitów. W nowym kontekście – obok świeżego materiału – zyskały dodatkowe znaczenia, wpisując się w szerszą opowieść o polskości, pamięci i popkulturowych mitach. Publiczność reagowała na nie niemal chóralnie, co tylko wzmacniało wrażenie zbiorowego doświadczenia.
Estetyka, która mówi
Na szczególną uwagę zasługiwała warstwa wizualna i sceniczna koncertu. Stylizacje Mery Spolsky, jak zawsze wyraziste i przemyślane, doskonale współgrały z „polską”, biało-czerwoną estetyką wydarzenia. Zespół towarzyszący artystce grał z dużą energią i precyzją, a całość brzmiała spójnie i dynamicznie, nie tracąc koncertowej intensywności. Euforię wywołał także taneczny performance Nikodema, nowego członka zespołu Spolsky.

Cisza, która boli
Nie zabrakło także momentów wyciszenia – rzewnych ballad i fragmentów o niemal poetyckim charakterze, które pozwalały na chwilę oddechu i refleksji. Szczególnie mocno wybrzmiał utwór „Wojna”, wykonany z niewyobrażalną, niemal paraliżującą siłą. Rozkrzyczany dotąd tłum w jednej chwili zamilkł, wsłuchując się w każdy dźwięk i przeżywając wspólne wzruszenie, które trudno opisać słowami. To właśnie te kontrasty – między tańcem a zadumą, śmiechem a ciszą – budowały dramaturgię całego występu. Piosenka opowiadająca o wojnach, nie tylko tych zewnętrznych, ale także wewnętrznych, indywidualnych, toczonych na co dzień, wywarła ogromne wrażenie na publiczności.

W połowie drogi, w pełni formy
Poznański koncert Mery Spolsky był udanym przystankiem dokładnie w połowie trasy PO POLSCE TOUR. Potwierdził, że artystka znajduje się obecnie na bardzo świadomym etapie swojej twórczości. Projekt jest odważny, spójny i silnie skoncentrowany na dialogu z publicznością. Mery zdecydowanie nie zawiodła swoich fanów, a album „Kocham Polskę” bez wątpienia może konkurować o miano jednej z najważniejszych – i najbardziej wyrazistych – płyt elektronicznych tego roku. Zakończę, znów przywołując wpis artystki na jej profilach na portalach społecznościowych: „CO ZA ENERGIA POZNAŃ!!!! OEEEE OE OE OE KOCHAMY SIĘ, NIE DAMY SIĘ!!!! Dziękujemy!!!! Widziałam wczoraj orła cień, morze szalików, flagi, T shirty z inwencją twórczą i stylizacje ze szkolnych dyskotek. AAAAAA!!!! Dostałam przepolskie prezenty, całusy i rozmowy. KOCHAM POLSKĘ!!!”.
Joanna Klasa

