POCZUCIE NIEDOSYTU. LECH ZREMISOWAŁ Z MAINZ

Jest cenny punkt, ale mogły być trzy. Lech Poznań po dobrej grze zremisował 1:1 z 1.FSV Mainz 05 w meczu piątej kolejki Ligi Konferencji. Poznaniacy nie dali swoim kibicom powodu do wstydu. Zaprezentowali się solidnie na tle mocniejszego rywala i prawie go pokonali. Zabrakło im tylko skuteczności.
Lechici przystąpili do ostatniego domowego spotkania w tym roku z wielką werwą i bez respektu dla bardziej klasowego rywala z Bundesligi. Od pierwszych minut chcieli go zdominować, co wychodziło naprawdę nieźle, dlatego dużym zawodem było, że wynik otworzyli przyjezdni. Kolejorz zdołał jednak odpowiedzieć. Później walczył o pełną pulę punktów, ale nie wykorzystał przewagi jednego zawodnika, po otrzymaniu czerwonej kartki przez Nikolasa Veratschniga.
– Ostatecznie jestem dość zadowolony z tego rezultatu. Zagraliśmy dobry mecz, kontrolowaliśmy jego przebieg i kreowaliśmy sobie okazje, szczególnie w drugiej połowie. Naturalnie, jest to prostsze, gdy gra się w przewadze jednego zawodnika. Oczywiście to dość rozczarowujące, kiedy mimo swoich licznych okazji nie jesteś w stanie zdobyć choćby jednego gola więcej, który wystarczyłby do zwycięstwa. Mainz jednak świetnie się broniło, szczególnie w drugiej połowie – przekonywał trener Niels Frederiksen, jak podaje portal Sportowy Poznań.
Kosztowna chwila dekoncentracji
Gdyby ktoś nie wiedział, jakie zespoły wyszły na boisko i spytałoby się go, który z nich jego zdaniem jest lepszy, to całkiem możliwe, że wskazałby na piłkarzy w niebieskich koszulkach. Nie dało się zauważyć szczególniej różnicy między gospodarzami z Ekstraklasy, a gośćmi z Bundesligi. Ba, wręcz to ci pierwsi prezentowali się lepiej, toteż zaskoczeniem był gol dla Mainz w 27. minucie. Świetną centrę posłał Benedict Hollerbach, zaś zamknął ją Sota Kawasaki, którego nie upilnował Luis Palma. Zaraz potem Hollerbach wpakował piłkę do siatki po raz drugi, ale trafienia, na szczęście dla Lechitów, nie uznano z powodu spalonego.
Kolejorz po chwili słabości się przebudził. Ruszył do odrabiania wyniku. Momentami aż paliło się pod polem karnym przyjezdnych. Aktywny był Michał Gurgul, w środku starał się robić różnicę Pablo Rodriguez, natomiast kluczową rolę w tym wszystkim odgrywał Antoni Kozubal. Forma młodego pomocnika znacznie się poprawiła i w tym spotkaniu królował w centrum boiska.
– W europejskich pucharach czuję, że gra się inaczej, ponieważ mierzymy się z uznanymi markami i patrzy na ciebie znacznie więcej ludzi. Odczuwam w tych meczach sporą ekscytację – powiedział na temat swojego występu Kozubal, cytowany przez TVP Sport.
Pod koniec pierwszej połowy Palma zrewanżował się za niedostateczne krycie Kawasakiego i wywalczył rzut karny. Sfaulował go… właśnie Japończyk. Okazji na wyrównanie nie zmarnował Mikael Ishak. Druga część starcia zapowiadała się emocjonująco, choć tuż przed rozpoczęciem z pewnym niepokojem można było przyjąć wiadomość o zejściu do szatni Filipa Jagiełły.
– Filip Jagiełło opuścił boisko z powodów zdrowotnych. W pierwszej połowie nie czuł się do końca dobrze. Doznał urazu w meczu Pucharu Polski i dziś podjęliśmy pewne ryzyko, wystawiając go od pierwszej minuty. Oczywiście nie jest to duży problem, ale szanse na jego występ w rewanżu są niewielkie. Będziemy go obserwować i zobaczymy, jaką podejmiemy decyzję – zdradził trener Frederiksen na łamach TVP Sport.
Niewykorzystana szansa
Po przerwie poziom zawodów się wyrównał. Wciąż przy piłce więcej utrzymywał się Lech, ale Mainz nie zamierzało się tylko bronić i szukało okazji do kontrataków. Przełomem okazała się druga żółta, a w konsekwencji czerwona, kartka w 66. minucie dla Veratschniga. Od tego momentu zespół z Niemiec skupił się na bronieniu dostępu do własnej bramki. Niebiesko-biali kombinowali, jak by tu zaskoczyć rywala.
Już w 70. minucie Rodriguez i Kozubal przeprowadzili koronkową dwójkową akcję, dzięki której Hiszpan miał przed sobą tylko bramkarza, Daniela Batza. Trafienie wydawało się obowiązkiem, ale z pojedynku zwycięsko wyszedł Batz.
– Pablo Rodriguez dobrze rozegrał akcję z Antkiem Kozubalem. Przy tej niewykorzystanej sytuacji zwróciłbym uwagę na świetną interwencję bramkarza, który znakomicie wykonał swoją pracę. W przeszłości Pablo strzelał dla nas gole, w jego finalizacji brakuje nieco szczęścia i nie skupiałbym się na sytuacji z dzisiejszego meczu – wziął w ochronę swojego zawodnika duński szkoleniowiec Lecha, zacytowany przez TVP Sport.
Później gospodarze wciąż tworzyli sporo szumu na połowie przeciwnika. Leo Bengtsson oraz efektowny Taofeek Ismaheel próbowali przeprowadzić skuteczną akcję z flanek. Z kolei w polu karnym miejsca szukali dwaj napastnicy, Ishak oraz Yannick Agnero. Mimo to, z dużej chmury nie było nawet małego deszczu.
– Niełatwo jest trafić do siatki kiedy rywal dobrze się broni. Mam wrażenie, że po czerwonej kartce wyglądali tak samo, nic się nie zmieniło w ich grze. Cały czas byli ustawieni nisko i trudno było kreować sytuacje bramkowe – opisał Joel Pereira na łamach TVP Sport.
Niedosyt pomimo świetnego występu
Może i zespół z Moguncji znajduje się obecnie w dołku, ale wciąż posiada klasowych piłkarzy, a w rozgrywkach Ligi Konferencji radzi sobie dobrze. Dlatego można było zachwycić się tym, z jakim nastawieniem Lech wyszedł na czwartkową potyczkę. Grał zgodnie ze swoją naturą – intensywnym pressingiem, wysokim ustawieniem oraz krótkimi podaniami przez środek boiska. Ich rywal postawił na bezpieczniejszą grę i czekał na możliwość do kontrataku, ale takich okazji miał niewiele.
Z tej przyczyny remis jest niesatysfakcjonujący. Co prawda Kolejorz zdobył cenny punkt, ale mógł wycisnąć z tego spotkania więcej. O wyniku zadecydowały dwa czynniki: okres między 27. a 32. minutą, w czasie których miejscowy zespół stracił koncentrację, dając sobie strzelić dwie bramki (jedną nieuznaną), a także niemoc strzelecka w drugiej połowie, gdy poznaniacy mieli przewagę jednego zawodnika.
– Z perspektywy całego meczu szkoda, bo czuliśmy, że dominujemy, mamy kontrolę i na pewno nie jesteśmy gorsi. Dobrze się czuliśmy w tym meczu, prowadziliśmy grę, więc na pewno szkoda. Mainz nie zaskoczyło nas za bardzo, bo spodziewaliśmy się, że oddadzą nam piłkę. Sztab trafił z tym i się sprawdziło – mówił po meczu Kozubal, cytowany przez oficjalną stronę Lecha Poznań.
– Graliśmy z każdą minutą lepiej, to był solidny występ. Na samym końcu jesteśmy jednak sfrustrowani, ponieważ zdobyliśmy tylko jeden punkt. Ten jeden punkt nie jest jeszcze wystarczający, aby być pewnym awansu do następnej fazy Ligi Konferencji. Naszym celem w następnym spotkaniu jest zwycięstwo – przytoczyła słowa Pereiry strona poznańskiego klubu.
Portugalczyk nie do końca miał rację, bo według wyliczeń szanse Lechitów na awans wynoszą aż 99,8%. W jednym jednak trzeba przyznać mu słuszność – kolejne spotkanie należy wygrać. Będzie to ostatnia rywalizacja w tym roku, więc zakończenie go w przekonywującym stylu wydaje się koniecznością. W najbliższy czwartek Duma Wielkopolski zagra w Czechach z Sigmą Ołomuniec.
Mikołaj Dilc
