ĆWIERĆFINAŁ OKUPIONY KONTUZJAMI. LECH PRZESZEDŁ PIASTA W PUCHARZE POLSKI

Fot. Mikołaj Dilc

Pyrrusowe zwycięstwo. Lech Poznań wygrał 2:0 z Piastem Gliwice w meczu 1/8 Pucharu Polski. Zespół z Poznania musiał stoczyć ciężki bój na grząskiej murawie gliwickiego stadionu. Wyszedł z niego górą, lecz jednocześnie stracił dwóch zawodników: Filip Jagiełło oraz Gisli Thordarson musieli zejść z boiska w wyniku kontuzji.

Rywalizacja z Piastem nie należała do najłatwiejszych. W gruncie rzeczy było to spotkanie wyrównane i z takim samym prawdopodobieństwem to gospodarze mogli wyjść z niego zwycięsko. Wszystko by się powiodło, gdyby wykazali się lepszą skutecznością, a w bramce nie stał Bartosz Mrozek. Golkiper zaliczył kilka ważnych interwencji i podtrzymał zespół przy życiu w pierwszej połowie. Kolejorz również nie dawał za wygraną – miał dobre fragmenty gry i, w przeciwieństwie do gliwiczan, potrafił je spuentować bramkami. 

– Przyjechaliśmy po awans i go mamy. Jak mam być szczery, to wystarczy spojrzeć na to boisko, żeby stwierdzić, że nie pomagało w graniu takim, jakie lubimy najbardziej. Ale oczywiście warunki były równe dla obu drużyn. Oni nastawili się na kontrataku i w pierwszej połowie wychodziło im to całkiem OK, po zmianie stron już sobie z tym radziliśmy. Zaliczyłem kilka fajnych interwencji, ale już taki mam charakter, że podchodzę do tego na spokojnie – wypowiedział się dla oficjalnej strony Lecha Poznań Bartosz Mrozek.

Lechici w czwartym meczu zaliczyli trzecie czyste konto – świadczy to o zapowiadanej przez trenera Nielsa Frederiksena poprawie gry obronnej. Drużyna nie zasypiała gruszek w popiele podczas listopadowej przerwy reprezentacyjnej, ćwicząc ten aspekt. Przynosi to odpowiednie efekty, bo po wznowieniu rozgrywek poznaniacy nie zaznali jeszcze smaku porażki. Ich szkoleniowiec jednak nie był w stanie powiedzieć, co konkretnie przyczyniło się do polepszenia defensywy. 

– Ludzie czasem myślą, że w futbolu można wszystko wytłumaczyć, ale to niemożliwe. Okoliczności towarzyszących pewnemu procesowi jest często po prostu zbyt wiele. Mamy w sobie wiele koncentracji i towarzyszy nam defensywna mentalność w szczególności, jeśli chodzi o obronę pola karnego. Widzieliśmy dzisiaj dużo sytuacji, w których broniliśmy bardzo dobrze tego obszaru z poświęceniem. To bardzo ważna część naszej dobrej postawy w tej fazie gry. Zdecydowanie poprawiliśmy mentalność w tym zakresie – powiedział Niels Frederiksen, cytowany na łamach portalu Sportowy Poznań.

Ouma zawodzi, Agnero odpala

Pierwsze pół godziny meczu należało do Piasta. Mimo że Lechici posiadali piłkę dłużej, to podopieczni trenera Daniela Myśliwca byli konkretniejsi. Z łatwością przedzierali się przez formacje przyjezdnych i co chwilę tworzyli sobie okazje. Nerwowo grali środkowi obrońcy, którzy mieli problemy w pojedynkach fizycznych – szczególnie z Adrianem Dalmau. Przeciekała też prawa strona, należąca do Joela Pereiry, lecz prawdziwym antybohaterem był Timothy Ouma.

Kenijczyk ciągle spóźniał się z interwencjami albo zachowywał bierność. Źle przewidywał zagrania rywali, zaś z piłką przy nodze charakteryzowała go niechlujność. Po własnej stracie sfaulował rywala – wcześnie, bo w 17. minucie. W środę ukazał się w swojej słabszej i bardziej rozchwianej odsłonie, toteż już w 24. minucie wszedł za niego Gisli Thordarson.

– Nie zdjąłem go ze względu na niesatysfakcjonujący występ. Chodziło o żółtą kartkę. Zapewne pamiętacie, co się stało ostatnim razem, kiedy ją otrzymał. Oczywiście Ouma jest w stanie grać z nią na koncie i to nie jest tak, że będę go teraz za każdym razem zdejmować, gdy ją otrzyma. Trzeba jednak przyznać, że na jego pozycji na boisku, szczególnie w takim stanie, zachodzi ryzyko pojawienia się wielu sytuacji losowych: traconych piłek i przegrywanych pojedynków. Piłkarze się przewracają na tym fatalnym boisku. Wszystko się mogło zdarzyć, a trener musi czasem chronić swoich zawodników – deklarował trener Kolejorza, cytowany przez Sportowy Poznań.

Na przeciwnym biegunie znajduje się Yannick Agnero. W ostatnich trzech meczach strzelił dwie bramki. Z Piastem dołożył kolejne trafienie i to zaraz po wejściu z ławki rezerwowych. Nie był to gol w typie ,,stadionów świata” – gdyby chybił po tym, jak Mikael wystawił mu piłkę, tylko by się skompromitował. Liczy się jednak, że Iworyjczyk podtrzymał dobrą passę po dużej liczbie spotkań bez ani jednej bramki. Ogólnie jego występ ograniczył się do biegania, bo Lechici przez ostatnie 20 minut częściej się bronili.

Kartoflisko pochłonęło dwóch piłkarzy

Trzeba zwrócić uwagę na warunki, w jakich rywalizowały Lech i Piast. Gliwickie boisko było w opłakanym stanie. Odbijało się to na jakości gry, bo piłka poruszała się nieprzewidywalnie i momentami przyjęcie jej poprawnie graniczyło z cudem. To jednak drugorzędna sprawa, jeśli weźmiemy pod uwagę, że taka murawa przyczyniła się do przedwczesnego zejścia do szatni dwójki zawodników Kolejorza.

Jeszcze w pierwszej połowie, już w 20. minucie, problemy zdrowotne zakomunikował Filip Jagiełło. Środkowy pomocnik wskazał na okolice zewnętrznej strony kolana i łydki, a zaraz potem położył się. Po pomocy udzielonej przez medyków wrócił jeszcze na chwilę do gry, ale w 24. minucie zastąpił go Antoni Kozubal. 

Wraz z Kozubalem na boisku zameldował się Gisli Thordarson. Islandczyk zastąpił fatalnego Oumę. Nieszczęście spotkało go w 65. minucie spotkania, gdy wykonał wślizg, chcąc zablokować piłkę. Grząska murawa spowodowała, że ułożył nogę w nienaturalny sposób. Znów do akcji wkroczył sztab medyczny, jednak kontuzja okazała się tak poważna, że 21-latka trzeba było znieść na noszach. 

Sytuacja w środku pola stała się więc problematyczna. Co prawda Thordarson w ostatnim czasie był zaledwie rezerwowym, lecz do czasu zejścia rozgrywał z gliwiczanami dobry mecz, zabezpieczając przeciekającą strefę. Z kolei Jagiełło to ważny dla poznańskiej drużyny piłkarz – jeden z liderów, którzy rzadko zawodzili w trwającym sezonie. 

– Jeżeli chodzi o te dwa urazy, które przytrafiły się naszych zawodnikom w trakcie meczu, to jeszcze nie możemy oszacować, jak długie będą to przerwy. Wydaje się, że u Filipa Jagiełły nie będzie to poważna sprawa, ale trudno powiedzieć, czy będzie gotowy na niedzielę, czy dostanie wolny weekend. Gorzej wyglądało to u Gisliego Thordarsona. Wiemy, że chodzi o kolano, ale na razie trudno określić, ile potrwa pauza. Po 2-3 dniach będziemy wiedzieć więcej, kiedy Gisli przejdzie szczegółowe badania – mówił po meczu trener Frederiksen, przytoczony przez klubowe media.

Mikołaj Dilc