NADSZEDŁ CZAS NA TEATR – WRAŻENIA Z CZWARTEJ EDYCJI FESTIWALU

Fot. Barbara Błoszyk

Poznań na tydzień stał się stolicą polskiego musicalu. W dniach 18–25 listopada odbyła się czwarta edycja festiwalu „Czas na Teatr”. Nasze miasto zrzeszyło fanów teatru, przede wszystkim muzycznego, oferując szereg wydarzeń: od gali będącej podsumowaniem zeszłego sezonu teatralnego w dziedzinie musicalu, przez liczne spektakle, aż po konferencję naukową.

„Czas na Teatr” to poznański festiwal teatralny, który w tym roku miał już swoją czwartą edycję. Event, skupiony przede wszystkim na teatrze muzycznym, łączy w sobie przekrój najróżniejszych kulturalnych wydarzeń: można było zobaczyć spektakle i koncerty artystów z całej Polski, wybrać się na wyjątkową Galę Musicalową, konferencję naukową czy któreś z wydarzeń towarzyszących, takich jak przegląd Galerii Kostiumów w Teatrze Muzycznym w Poznaniu. Festiwal obfitował w atrakcje, wśród których każdy mógł znaleźć coś dla siebie

Czas na show

Festiwal w tym roku otwierała Gala Musicalowa: koncert będący podsumowaniem zeszłego sezonu teatralnego w świecie musicalu połączony z wręczeniem nagród dla laureatów Plebiscytu Musicalowego. Gala okazała się doskonałym otwarciem wydarzenia, od razu wprowadziła uczestników festiwalu w magiczny, teatralny klimat. Już pierwszy zaprezentowany utwór – nazwany „Willkommen medley” – służył jako swoiste streszczenie i samego koncertu, i całego sezonu 2024/2025 w dziedzinie musicalu. Zostały zawarte w nim fragmenty piosenek z większości spektakli, z których songi pojawiały się później w trakcie koncertu. Całokształt samej gali był rozplanowany w sposób pomysłowy – Teatr Muzyczny w Poznaniu wykorzystał zarówno scenografię, jak i postać ze swojej najnowszej premiery, aby nadać koncertowi interesujący kształt. Prowadzącym był Mistrz Ceremonii z „Cabaretu” (wcielił się w niego Jakub Cendrowski), co było subtelnym ukłonem w stronę roli, jaką postać ta odgrywa w spektaklu, z którego się wywodzi.

W trakcie wydarzenia pojawiły się utwory między innymi z „Jesus Christ Superstar”, „Heathers”, „Rent” i „Wicked”. Ostatni ze wspomnianych spektakli można nazwać jedną z większych i głośniejszych premier zeszłego sezonu, która – jak żartował Mistrz Ceremonii – sprawiła, że statystyki sprzedaży mioteł poszybowały w górę.

– Warto było pędzić z Krakowa, nawet jedynie dla Karoliny Trębacz, bo jako Elfaba mnie zmiotła – przyznała Dominika, obecna na gali widzka. – W życiu się nie spodziewałam, że wzruszy mnie do łez coś z „Wicked”. Nie dość, że było przepiękne wizualnie, to na tym balkonie siedziałam po prostu oniemiała, bo to było niesamowite pod względem wykonania!

Warto przy tym podkreślić, że dana aktorka nie odgrywa roli Elfaby w scenicznej wersji musicalu Teatru Muzycznego Roma, lecz podkłada jej głos w polskim dubbingu filmu – zatem oprócz tego, że na koncercie pojawili się aktorzy z różnych teatrów i różnych spektakli, niektóre wystąpienia czy obsadowe roszady były dosłownie niepowtarzalne.

– Gala Musicalowa bardzo mi się podobała. Zespół Teatru Muzycznego w Poznaniu jest niesamowity i zawsze się cieszę, jak mogę ich oglądać. I właśnie ten miks produkcji i miks obsadowy… Właśnie to, że Karolina Trębacz, mimo że nie gra roli Elfaby, tylko ją dubbinguje, a mogła to zaśpiewać i zagrać, i wystąpić, to było super przeżycie; jedyne w swoim rodzaju. To było niesamowite i na pewno nie zapomnę tego nigdy. To były takie emocje! – Mówiła Dominika.

Plebiscyt Musicalowy

Między pierwszą a drugą częścią koncertu w pierwszy dzień festiwalu miało miejsce również wręczenie nagród laureatom tegorocznego Ogólnopolskiego Plebiscytu Musicalowych Premier Sezonu. Inicjatywa ta, zapoczątkowana trzy lata temu, wyłania faworytów widzów  w jedenastu kategoriach, między innymi najlepsi aktorzy, reżyseria czy choreografia. Celem plebiscytu jest docenienie twórców oraz promowanie polskiej sceny musicalowej, która wcale nie jest tak skromna, jak mogłoby się wydawać. W tegorocznej edycji plebiscytu udział wzięło 49 premier z większych i mniejszych miast.

Głosowanie odbyło się w dwóch turach: najpierw wybrani zostali nominowani, a następnie z grup siedmiu (w jednym przypadku ośmiu) nominowanych wyłonieni zostali laureaci, którym na gali uroczyście zostały wręczone statuetki. Nagrody w niektórych kategoriach okazały się zaskoczeniem, w innych… zdecydowanie mniejszym.

Jak się okazało, tegoroczny plebiscyt zdominowało „Quo Vadis” Teatru Muzycznego w Gdyni. Do spektaklu w reżyserii Wojciecha Kościelniaka trafiły nagrody za kostiumy, scenografię, reżyserię, piosenkę musicalową i – grand prix – najlepszą premierę sezonu. Dodatkowo laureatem nagrody w kategorii najlepszego aktora w roli drugoplanowej został Jakub Badurka za rolę Winicjusza w tym właśnie spektaklu – zatem „Quo Vadis” zajęło pierwsze miejsce w sześciu z jedenastu kategorii, w których odbywało się głosowanie.

Po rozdaniu statuetek, w środowisku internetowym toczyły się dyskusje dotyczące dominacji spektaklu gdyńskiego teatru: wiele osób zgodnie twierdziło, że nagrody trafiły do „Quo Vadis” całkowicie zasłużenie, inne – nie tyle negowały zasadność zdobytych osiągnięć, co wyrażały zaskoczenie tak wielką popularnością tego spektaklu, który, jak się wydaje, nie odbił się w mediach tak głośnym echem.

Zdecydowanie mniejszym zaskoczeniem dla osób zaznajomionych z polską sceną musicalową będzie fakt, że w kategorii aktora w roli pierwszoplanowej laureatem pierwszego miejsca został Marcin Franc. Jest to już trzecia taka statuetka przyznana aktorowi w tym plebiscycie – od samego początku istnienia głosowania widzowie nie przyznali tej nagrody innemu aktorowi. Tytuł laureata w tym roku trafił do Franca za rolę Evana Hansena w premierze „Drogi Evanie Hansenie” Teatru Muzycznego w Poznaniu oraz Fiyero w „Wicked” Teatru Muzycznego Roma, która uniemożliwiła mu pojawienie się na gali osobiście. Za przyznaną nagrodę Franc dziękował więc w krótkim nagraniu odtworzonym po ogłoszeniu jego zwycięstwa.

– Przede wszystkim chciałbym podziękować wam: widzom. Jest dla mnie niewiarygodne to, że trzeci rok z rzędu nagrodziliście mnie tą nagrodą. Nie jestem w stanie słowami wypowiedzieć tego, co teraz czuję, bo przed chwilą właśnie się o tym dowiedziałem. I dlatego na gorąco teraz do państwa tutaj mówię z garderoby… że dziękuję. Dziękuję za to, że po raz trzeci obdarowaliście mnie takim wielkim wyróżnieniem. Dziękuję za to, że jesteście, za to, że chodzicie do teatru, za to, że oglądacie spektakle, za to, że doceniacie naszą pracę: aktorów, twórców teatru. Gratuluję wszystkim nominowanym: wszystkim moim kolegom, koleżankom, innym twórcom… I gratuluję Teatrowi Muzycznemu w Poznaniu, że stworzył takie piękne święto teatru muzycznego – mówił laureat.

Większość statuetek, które nie powędrowały do „Quo Vadis”, trafiły do twórców spektaklu „Wicked”. Za ten spektakl Marc Heinz otrzymał nagrodę za najlepszą reżyserię światła i wizualizację, Agnieszka Brańska za choreografię, a Maria Tyszkiewicz wybrana została najlepszą aktorką w roli pierwszoplanowej dzięki swojemu przedstawieniu Elfaby. Jedyną laureatką, która w żaden sposób nie była związana ani z „Wicked”, ani „Quo Vadis”, była najlepsza aktorka w roli drugoplanowej, Marta Burdynowicz, nagrodzona za rolę Heroda w toruńskim „Jesus Christ Superstar” oraz Marthy w „Heathers” Teatru Syrena.

Musical jako przymiotnik

W skład festiwalu wchodziły nie tylko same wydarzenia kulturalne, ale również pierwiastek akademicki: jednym z punktów programu była konferencja naukowa o musicalu. W tym roku jej tematem był „Musical jako przymiotnik”, który można interpretować wielorako, co było odzwierciedlone w różnorodnych tematach prezentowanych referatów. Od musicalu w czasie wojny do jego realizacji w dziecięcych animacjach; od spojrzenia na to, w jaki sposób musical jako dzieło może komentować otaczający nas świat, po refleksję nad tym, jakie treści niesie on jako forma sama w sobie, wykorzystywana w niemusicalowych mediach. Każdy referat był inny i wszystkie wnosiły coś nowego do dyskusji o tym, w jaki sposób musical może być używany jako przymiotnik.

W trakcie dyskusji i rozważań wielokrotnie podnoszona była przy tym rola piosenki w życiu człowieka – spojrzenie na piosenkę i musicalowość jako konwencję kontrastowane było z uznaniem jej za naturalny sposób wyrażania emocji. Znane wszystkim rzucane w kontekście musicalu pytanie: „dlaczego oni śpiewają?” przeciwstawione zostało pytaniu „dlaczego przestaliśmy śpiewać?”.

Choć pytanie to pozostało bez konkretnej, jednoznacznej odpowiedzi, to rosnąca popularność musicalu w Polsce – czy też samo zaangażowanie odbiorców w festiwal – mogłoby jednak wskazywać na to, że powoli wracamy do formy wyrażania siebie i swoich emocji dzięki muzyce.

Superstar w Tamie

Czym jednak byłby festiwal teatralny bez spektakli? W ramach wydarzenia grany był zarówno „Cabaret”, najnowsza premiera Teatru Muzycznego w Poznaniu, jak i spektakle, które przyjechały do Poznania z różnych miast Polski. Zobaczyć można było je na poznańskich scenach… i nie tylko, ponieważ jedna z ciekawszych premier zeszłego sezonu była spektaklem immersyjnym, przedstawianym w przestrzeni klubowej w formule silent disco. A był to… „Jesus Christ Superstar”.

Warto przypomnieć, że w trakcie powstawania samego musicalu o ostatnim tygodniu życia Jezusa Chrystusa zastanawiano się, czy utwór nie okaże się zbyt obrazoburczy, by odnaleźć się na deskach teatru. Ostatecznie spektakl się w teatrze odnalazł i przyjął zaskakująco dobrze. Zespół Teatru Muzycznego w Toruniu poszedł jednak jeszcze o krok dalej i przeniósł go do przestrzeni klubowej. Chociaż było to posunięcie śmiałe, przytłaczająco pozytywne recenzje wskazują na to, że odwaga twórców się opłaciła.

W Poznaniu spektakl zagrany został dwukrotnie w klubie Tama, a festiwalowa publiczność przyjęła go z wielkim entuzjazmem; po drugim ze spektakli wydawało się, że aplauz nie ucichnie, a artyści czterokrotnie wychodzili do ukłonów. Po występie miało również miejsce spotkanie z artystami, którzy uchylili rąbka tajemnicy w kwestii powstawania tego nietypowego widowiska.

fot. Barbara Błoszyk

Rafał Szatan, który wcielił się w rolę tytułową, opowiadał o trudnościach związanych z budowaniem swojej postaci – zarówno w kontekście przedstawiania na scenie całej gamy silnych emocji, jak i przedstawiania ich tak blisko widza. W przygotowanej do spektaklu przestrzeni publiczność jest o krok od aktora, artysta nie ma się gdzie skryć, nawet na moment nie może wyjść z roli, ponieważ każde pęknięcie będzie zauważone. W tej przestrzeni granica między widownią a sceną zaciera się, tworzy inny, specyficzny rodzaj teatralnego doświadczenia, nietypowy zarówno dla widzów, jak i aktorów, którzy w trakcie spektakli spotykają się z różnymi reakcjami.

– Fajne jest to, że moja postać jak idzie, to ludzie się po prostu rozstępują. Chociaż kiedyś pojawił się jeden pan, który po prostu… ja tak idę, a on stawił mi czoła i spojrzał mi prosto w oczy. W życiu się tak nie bałem – żartował Jan Popis, który wcielił się w rolę Piłata.

Wielu aktorów wspominało najbardziej wzruszające interakcje, jakie mieli z widownią w czasie grania „Jesus Christ Superstar” – choć, jak się okazuje, nawet te mniej entuzjastyczne reakcje mogą być wartościowe.

– Wiele razy komentujemy, wchodząc w kulisy, że widzimy twarze, które są nie do końca takie, jakie chcielibyśmy zauważyć. I nawet wtedy się tworzy spektakle. To jest nagle spotkanie, które tworzy teatr. Nie możemy powiedzieć, że coś robimy, zakładając, że jesteśmy na was w stanie w jakiś sposób wpłynąć. Dopiero to, co my dostajemy, jest dla nas w tym momencie żywe. I się okazuje, że nie jesteśmy w stanie tego przewidzieć. To jest prawdziwe życie. To, że mi się wydaje, jak mówię do was, że bardzo was lubię, że wy się w odpowiedzi uśmiechniecie, to jedno. A jeśli się wydarzy coś przeciwnego, to to jest to samo życie! My w teatrze też raczej nie udajemy, że nie ma tam ludzi, wiemy, że oni tam są. Bierzemy od nich to, słyszymy, co się tam dzieje i nie możemy tego uniknąć. Ale tutaj? Wy jesteście z nami w tej przestrzeni, wy jesteście z nami w tej historii. Wy jesteście może kolejnymi kapłanami, może jesteście gapiami. Wiecie, wy gracie z nami w tę grę! – mówił Nikodem Bogdański, członek zespołu spektaklu.

Chociaż drugi spektakl kończył się o 23:00, zarówno widzowie, jak i artyści chętnie pozostali na spotkaniu – a wiele osób wychodziło z klubu bliżej północy.

Królowe w Poznaniu

Musical „SIX” w inscenizacji warszawskiego Teatru Syrena w zeszłorocznym plebiscycie zdobył trzy nagrody pierwszego miejsca – wydaje się więc, że jest to odpowiedni spektakl na domknięcie festiwalu. Musical opowiada historię sześciu żon Henryka VIII, brytyjskiego króla z dynastii Tudorów, które jako członkinie popowego girls bandu próbują rozstrzygnąć, która z nich miała najgorzej u boku ich wspólnego męża. Poznańską sceną zawładnęły: Olga Szomańska (Katarzyna Aragońska), Izabela Pawletko (Anna Boleyn), Marta Burdynowicz (Jane Seymour), Małgorzata Chruściel (Anna z Kleve), Anna Terpiłowska (Katarzyna Howard) oraz Natalia Kujawa (Katarzyna Parr). Festiwalowa publiczność królowe przyjęła z ogromnym entuzjazmem: aplauz po każdej piosence rozbrzmiewał z ogromną energią, a kolejne żarty wywoływały salwy śmiechu. Jest to tym bardziej warte odnotowania, że musical „SIX” – chociaż chętnie korzysta z konwencji komediowej, prawie stand-upowej – wywodzi się jednak z trochę innego kręgu kulturowego, przez co przeniesienie żartów na polski grunt również może okazać się wyzwaniem. W trakcie spotkania z artystkami mówiła o tym reżyserka spektaklu.

– To jest brytyjski humor, a my też szukałyśmy, na co się umówiłyśmy, poczucia humoru, które jest nasze. Państwo reagujecie w miejscach, które są przez nas podyktowane – tłumaczyła Ewelina Adamska-Porczyk. – U nas cała widownia się śmieje zupełnie inaczej, na innym rytmie, na innym tempie.

fot. Barbara Błoszyk

Komediowy ton i rozrywkowy klimat to tylko część spektaklu: przede wszystkim mówi on o kobiecej sile, co – jak mówiły artystki – odzwierciedlone zostało nie tylko na scenie, w fabule utworu, ale też w procesie tworzenia spektaklu.

– Na pewno bardzo ważną rzeczą było to, że to chyba pierwsza produkcja w moim życiu, kiedy tyle kobiet tak bardzo wspierało się nawzajem. Miałam wrażenie, że jeśli którakolwiek upadała: bo coś nie szło, bo się myliła, bo się myliła w tekście… Prawda jest taka, że miałam wrażenie, że my idziemy ławą, a jak któraś zostaje, to wracamy po nią i idziemy dalej razem – przyznała Olga Szomańska.

Tę energię królowe przekazały festiwalowej publiczności, a publiczność ją chętnie przyjęła; żywiołowa choreografia, kolorowe światła oraz błyskotliwe żarty na długo pozostaną w pamięci widzów.

Czas minął…

I tak w okamgnieniu przeminął cały festiwal: wachlarz różnorodnych teatralnych wrażeń, mozaika występów, spektakli i spotkań. Było to doświadczenie bardzo intensywne, pełne emocji i artystycznych doznań, ale równocześnie niesamowite. Na szczęście magia teatru się nie kończy – chociaż czas festiwalu dobiegł końca, przedstawiane w jego trakcie spektakle czy koncerty grane są dalej na scenach całej Polski, więc gdy czas pozwoli, można kupić bilet i zanurzyć się znów w piękny świat teatru i piosenki.

Barbara Błoszyk