DORIAN GRAY W ŚWIECIE MEDIÓW SPOŁECZNOŚCIOWYCH

Co by było, gdyby historia z „Portretu Doriana Graya” wydarzyła się w obecnym świecie? Odpowiedzi nie trzeba szukać daleko. Z okazji 125. rocznicy śmierci Oscara Wilde’a, od 23 listopada na deskach Teatru Wielkiego im. Stanisława Moniuszki w Poznaniu wystawiana jest sztuka „Dorian Gray”. Bilety na przedstawienia są wyprzedane już od miesięcy, ale współczesna adaptacja XIX-wiecznej powieści wywołuje w odbiorcach wiele skrajnych opinii. O czym właściwie jest „nowy Gray”?
Powieść Oscara Wilde’a należy do klasyków literatury. Opowiada historię przystojnego mężczyzny, który zechciał na zawsze pozostać piękny i młody. Basil, zainspirowany urodą Doriana, tworzy jego portret. Tytułowy bohater bezkarnie prowadzi życie bez skrupułów, pełne hedonizmu i moralnego zepsucia. Namalowany wizerunek z czasem zaczyna odzwierciedlać prawdziwą naturę Doriana i staje się odrażający oraz zdeformowany, natomiast bohater pozostaje piękny i młody. Krytycznym punktem powieści jest zabicie autora portretu – Basila. Ta potworna zbrodnia jest ostatnim gwoździem do trumny upadku Doriana – to moment całkowitego pogrążenia się w ciemności. Pomimo wielu strasznych czynów nie ponosi on konsekwencji swoich działań, co ostatecznie prowadzi do jego zguby.
Ach, te adaptacje
„Portret Doriana Graya” miał już naprawdę wiele adaptacji. Jedną z najgłośniejszych, zapewne z powodu osadzenia Bena Barnesa w roli Doriana, jest film „Dorian Gray” w reżyserii Oliviera Parkera z 2009 roku. W swojej wersji Parker zachował historyczny kostium oryginału, ale momentami znacząco zmienił fabułę. Natomiast akcja poznańskiego spektaklu, w odróżnieniu od pierwowzoru, rozgrywa się w XXI wieku. Sztuka wystawiana w Teatrze Wielkim powstała przy współpracy polskiej kompozytorki Elżbiety Sikory w ramach programu „Zamówienia kompozytorskie”, realizowanego przez Instytut Muzyki i Tańca. Pytanie brzmi: Czy poznańska opera, ze swoim nowoczesnym spojrzeniem na historię Doriana zdobyła serca widzów?
Dorian Gray jako współczesny infuencer
Spektakl w reżyserii Davida Pountneya przenosi nas do jakże aktualnego, współczesnego świata z mediami społecznościowymi na czele. Rafał Żurek jako Dorian, internetowy „Prince Charming” wprowadza nas w okrutny świat internetu. W nowej inscenizacji portret bohatera zastępuje viralowe, wyretuszowane zdjęcie umieszczone w social mediach. Sztuka pokazuje, jak szybko tworzą się internetowe gwiazdy. Oczywiście 5 minut sławy nie trwa wiecznie. Z dnia na dzień rozpoznawalność spada, pojawia się hejt, a na horyzoncie zjawia się już nowa sensacja.
Przez całą sztukę widz obserwuje proces stopniowej zmiany w Dorianie. Bohater zatraca się w obsesyjnej gonitwie po nowe doznania. W efekcie staje się wyrachowany, brak w nim jakiejkolwiek empatii i człowieczeństwa. Przykładów jego okrucieństwa jest naprawdę wiele. W spektaklu, przedstawiona jako influencerka, Sybil, bez opamiętania zakochuje się w wykreowanym wizerunku Doriana. Naiwna dziewczyna niedługo później odrzucona przez bohatera, nie myśląc logicznie, bierze narkotyki. W ten sposób staje się jego pierwszą ofiarą. W celu odbudowania wizerunku Dorian z Basilem, udają się na wojnę. Oczywiście ta sytuacja także kończy się tragedią. Podobnie jak w oryginalnym tekście, ważnym momentem kulminacyjnym jest zabójstwo twórcy fotografii. Zabicie Basila symbolizuje całkowite zerwanie z moralnością i pogrążenie w ciemności. Ostatecznie, tak jak w pierwowzorze, Dorian ginie podczas próby zniszczenia zdjęcia, a jego ciało staje się zdeformowane.
Pomijając aspekty fabularne sztuki, należy docenić jednak warstwę wizualną. Scenografia i stroje w niektórych scenach są naprawdę piękne i oddają hedonistyczny styl życia Doriana. Obecność mediów społecznościowych jest bardzo ważnym elementem opery. Ekrany przedstawiające zmieniające się komentarze i opinie na temat „Prince’a Charminga”, tak naprawdę kierują całą narracja sztuki.
Spostrzeżenia widzów
– Ten spektakl to zlepek niepasujących do siebie, obrzydliwych, a jednocześnie nudnych scen silących się na opowiedzenie beznadziejnej i bezsensownej historii, która nie ma praktycznie nic wspólnego z tytułowym dziełem. Dialogi były na poziomie banalnie prostego języka, a jednocześnie siliły się na używanie wyszukanych synonimów mniej znanych angielskich słów do tego stopnia, że jako widz czułam się ogłupiania przez scenariusz. Muzyka w tej operze była tak niezapadająca w pamięć, że w trakcie przerwy nie byłam w stanie nawet wystukać jakiejkolwiek melodii. Charakterystyka postaci wykreowanych przez aktorów była na fatalnym poziomie do tego stopnia, że modliłam się o kurtynę od początku drugiego aktu. Generalnie nie ma żadnego aspektu tego przedstawienia broniącego go jako teatralnego bytu, a tym bardziej jako adaptację. Zmodernizowana wersja historii Doriana mogłaby jak najbardziej działać, ale na pewno nie w tym wydaniu. Nawet jeśli ktoś dorwał najtańsze bilety to odradzałabym, bo to po prostu marnowanie czasu, a dla niezaznajomionych z książką jest to poważne zniechęcenie do sięgnięcia po magnum opus Oscara Wilda – mówiła studentka po obejrzeniu sztuki.
Podsumowanie
Opera na swój oryginalny sposób przedstawia klasyczną historię Doriana we współczesnych realiach. Niestety w dość powierzchownej formie pokazuje prawdę o ludzkiej naturze, upadek moralności i nieuchronność konsekwencji za swoje czyny. Podkreśla, że pomimo upływu wieków kwestia pogoni za młodością i pięknem jest wciąż bardzo aktualnym tematem, zwłaszcza w dobie mediów społecznościowych. Opera jest kontrowersyjna pod względem zmian fabularnych i ogólnego przedstawienia świata. Wszystkie zaplanowane spektakle już się odbyły, ale gdyby sztuka pojawiła się ponownie, można by przemyśleć, czy warto ją zobaczyć na własne oczy.
Daria Pyrzyńska
