PUNKTY WYWALCZONE W POCIE CZOŁA. LECH WRACA NA DOBRĄ ŚCIEŻKĘ W LIDZE KONFERENCJI

Wygrana nie dzięki spektakularnej, a ofiarnej grze. Lech Poznań, po przełamaniu się w Ekstraklasie, w końcu odniósł też zwycięstwo w Lidze Konferencji. Pokonał przy Bułgarskiej szwajcarskie Lausanne-Sport wynikiem 2:0. To nie był łatwy mecz, ale nieustępliwość zaowocowała zainkasowaniem trzech ważnych punktów.
W przeciągu pięciu dni Kolejorz zmierzył się w dwóch kluczowych spotkaniach. Rezultaty w nich uzyskane wpłynęłyby na atmosferę, z jaką przyszłoby się mu przygotowywać do grudniowego, finałowego odcinka rundy jesiennej. Porażki nie wchodziły w grę, jeśli miał potwierdzi swoje wielkie ambicje. Z Radomiakiem Radom w Ekstraklasie wygrał wysokim rezultatem 4 : 1, zaczerpując do płuc porządną ilość świeżego powietrza. Z kolei w starciu z Lausanne zdołał to powietrze utrzymać, choć wcale nie było łatwo.
– To był trudny, wyrównany mecz. Sądzę, że przez pierwsze 30 minut radziliśmy sobie bardzo dobrze. Potem straciliśmy kontrolę nad przebiegiem gry, szczególnie w drugiej połowie. Musieliśmy zaciekle walczyć i to robiliśmy. Strzeliliśmy bramkę w jednym z najtrudniejszych dla nas momentów spotkania. Według mnie, jeśli wygrywasz 2 : 0, to zasługujesz na zwycięstwo. Przetrwaliśmy chwile, które na boisku należy przetrwać, a potem pokazaliśmy jakość w wykończeniu – mówił podczas pomeczowej konferencji prasowej trener Niels Frederiksen.
Nie tylko ze słów Duńskiego szkoleniowca wynika, że był to mecz walki, zwłaszcza po przerwie. W pierwszej części gry Lechici swobodnie operowali piłką. Nie tworzyli sobie zbyt wielu sytuacji, ale emanowali spokojem i pewnością siebie. Pomagał też niezbyt intensywnie naciskający rywal. Potem się to zmieniło.
– Drużynowo ciężka była druga połowa, gdzie nie mieliśmy aż tak dużej przestrzeni do gry w piłkę. Musieliśmy po prostu walczyć – podzielił się Wojciech Mońka, cytowany przez TVP Sport.
Na tyłach czasem nerwowo, ale z poświęceniem
Oprócz zwycięstwa pocieszające jest zachowanie czystego konta. To nie tak, że szwajcarski zespół nic sobie nie stworzył – chociażby na początku drugiej połowy Theo Bair spudłował w sytuacji, w której wystarczyło dobrze przyłożyć nogę. Kilka razy defensywa niebiesko-białych została wystawiona na próbę i pomagać musiał jej stojący między słupkami Bartosz Mrozek. Widać jednak było determinację, chęć powstrzymania rywali za wszelką cenę. Niektóre akcje kasowano w ostatniej chwili, natomiast kończyło się to powodzeniem.
– Na pewno pomogliśmy szczęściu. Przez cały tydzień pracowaliśmy nad defensywą i staramy się wyglądać pod tym względem jak najlepiej. Robimy wszystko, aby obronić każdą piłkę. Zwracaliśmy uwagę przed meczem, że Szwajcarzy starają się grać bezpośrednio, szukają długich piłek na dwóch napastników, którzy byli bardzo szybcy, mobilni i silni. Pojedynki z nimi indywidualnie były dla mnie najtrudniejsze – opowiedział 18-letni Mońka.
Młody obrońca wyróżnił się najbardziej z całej linii defensywy. Mimo wieku pokazywał dojrzałość doświadczonego piłkarza. Wylewał siódme poty, aby jego drużyna nie straciła bramki. Jego interwencje często ją ratowały. Nie odpuszczał, raz potrafił w ostatniej chwili dogonić zawodnika rywali, który miał przed sobą tylko bramkarza.
– Był mocnym punktem i zaliczył naprawdę dobry występ. Kiedy rok temu pierwszy raz zobaczyłem, jak gra, dostrzegłem jego potencjał. Od tego czasu poczynił wielki postęp, który pokazuje w naszym zespole. Jest poważnym kandydatem do występowania w wyjściowym składzie – pochwalił swojego zawodnika trener Frederiksen.
Wygraną zapewniły zmiany
Po wznowieniu gry to przyjezdni przejęli inicjatywę i dążyli do strzelenia bramki. Nie pozwalali Lechowi opuścić jego połowy. Wydarzenia przybierały coraz gorszy obrót, więc szkoleniowiec gospodarzy postanowił zrobić zmiany już po niespełna kwadransie. Okazał się to strzał w dziesiątkę, bo w 67. minucie dwóch wprowadzonych na boisko zawodników wzięło udział w akcji na 1 : 0. Leo Bengtsson ją zapoczątkował, a chwilę potem atak ze stoickim spokojem kończył Taofeek Ismaheel. Nigeryjczyk zanotował też asystę przy drugim trafieniu, którego strzelcem również był zmiennik – wprowadzony w 85. minucie Yannick Agnero.
To miła odmiana, bo gdy dotychczas Kolejorz dokonywał rotacji w trakcie spotkań, jego poziom się obniżał. Mówiło się o tym, że Frederiksen nie potrafi zarządzać meczami. Trudno jednak wyważyć, jak bardzo taki stan rzeczy był powodem złych decyzji Duńczyka, a jak bardzo wina leżała po stronie piłkarzy, którzy nie znajdowali się w najlepszej formie i nie dawali z siebie wszystkiego.
– Zmiennicy wykonali kawał dobrej roboty. Zawsze mam nadzieję, że wpuszczony przeze mnie zawodnik zagra na wysokim poziomie. Czasem decyzja o zmianie okaże się właściwa, innym razem przeciwnie. Natomiast nie mam żadnego szczególnego wyjaśnienia, dlaczego teraz zmiany zadziałały – wytłumaczył trener z Danii.
Jeden z bohaterów znów spisuje się lepiej
Wróćmy jeszcze do postaci Ismaheela. Niech o tym, jak świetne zaliczył wejście, nie świadczą tylko liczby, ale też opinia szkoleniowca Lausanne, Petera Zeidlera. Mówił on mianowicie, że jego piłkarze potrafili upilnować większość zawodników poznańskiej drużyny, lecz z nigeryjskim skrzydłowym mieli spore problemy.
25-latek jest w takim razie na dobrej drodze do odzyskania formy, którą prezentował na początku swojej przygody w Poznaniu. Ostatnio stracił miejsce w podstawowej jedenastce. Mimo to on sam przyznał, że niezależnie od tego, czy zaczyna mecz od początku, czy z ławki rezerwowych, stara się grać jak najlepiej.
– Zawsze próbuję pomóc drużynie. Przyjmuję każdą decyzję trenera. W jednych meczach grasz od początku, w innych nie. Ten drugi przypadek też ma swoje dobre strony, bo znając przebieg pierwszej połowy, możesz coś zmienić. Poza tym jest dużo spotkań. Teraz rozegramy ich siedem w ciągu trzech tygodni – deklarował Ismaheel.
Mikołaj Dilc
