PROF. MIODEK O TYM, CO DZIEJE SIĘ Z JĘZYKIEM (NIE TYLKO) POLSKIM
20 listopada w Salonie Mickiewicza, a potem na korytarzach i w windach Wydziału Filologii Polskiej i Klasycznej gościł prof. Jan Miodek – członek Rady Języka Polskiego i, jak o sobie powiedział, „synek z Tarnowskiej Góry”.
Wykład pod tytułem „Polszczyzna ostatnich lat” zaplanowany był na godzinę 11:30, a 10 minut przed jego rozpoczęciem w Auli nastąpiła kulminacja zainteresowania spotkaniem. Słowem – prof. Miodek skupił wielu w jednym miejscu.
Feminatywy
Pierwszym segmentem spotkania było zajęcie przez prof. Miodka stanowiska w sprawie feminatywów, które wciąż wzbudzają wiele wątpliwości. Jak powiedział prelegent:
– Nie ma takiej męskiej formy, od której nie można zrobić feminatywu, trzeba ją tylko „odczuwać”.
Feminatywy wciąż nie są „żywe”, ponieważ ich nie „ożywiliśmy” – dla wielu użytkowników języka nie są one intuicyjne. Niektórzy z nich rezygnują, a inni postrzegają je jako formy, których należy użyć sporadycznie – by okazać szacunek kobiecie, która życzy sobie być nazwana „dziennikarką” lub „redaktorką”. Użyte przez prof. Miodka „odczuwać” jest w tym kontekście ważne.
Prelegent odwołał się też do własnych doświadczeń z wcześniejszych czasów życia:
– Ja, synek z Tarnowskiej Góry, zwracałem się do ludzi „pani profesorko” […]. Z formami przyrostkowymi byłem zżyty.
Profesor zwrócił uwagę na to, jak w powszechnej opinii formant -ka odbiera powagę pełnionej funkcji. Rzeczywiście, wiele kobiet wybiera formę męską ze względu na jej bardziej nobilitujący wydźwięk. Jednym z najbardziej kwestionowanych feminatywów mających odbierać powagę stanowiska jest „ministerka” (‘kobieta minister’). Prof. Miodek zaznaczył, że jest o tę formę żeńską często pytany, dlatego wyjaśnił nam swoje – w opinii publicznej, najbardziej kontrowersyjne – zdanie. Według językoznawcy „ministerka” jest najlepszym wyborem, ponieważ tworzy analogię do znanych już słów „dziennikarka” czy „polonistka”. Jednocześnie należy zaznaczyć, że wypowiedź prof. Miodka na ten temat była „trzyetapowa”. Po pierwsze, powiedział, że może to być „minister Kowalska”, po drugie, uwzględnił wariant „ministra”, po trzecie, opowiedział się za „ministerką”.
Z innej strony można spojrzeć na formy z przyrostkami, jak powiedział profesor, podległościowymi. Za przykład posłużył mu wyraz „księgowa”. Prelegent zaznaczył, że i ten feminatyw czasem jest „odkładany na bok” na rzecz użycia słowa „księgowy”. Podobne formy z tego typu przyrostkami to „naczelny” i „naczelna”. Oba wymienione słowa wydają się zadomowione w języku, nieobarczone dla wielu negatywnym ładunkiem formantu -ka. Jednak być może ze względu na wszechobecny dyskurs na temat zasadności i powagi feminatywów, użytkownicy zaczęli kwestionować i je. Prelegent podał też przykład użycia słowa „biskupini”, które jest wyraźnym przykładem obawy przed językową deprecjacją piastowanego stanowiska.
Językoznawca zauważył, że rażą formy takie jak „powstanka”, „powstańczyni” czy „gościni”. Wymienione feminatywy wydają się pewną przeciwwagą dla słów na ogół używanych – „nauczycielka”, „studentka”, a nawet „sprzedawczyni”.
Feminatywy są sferą języka o dużym stopniu wybiórczości. Znalazłam kilka przykładów z portalu X:
– „Nie jestem przeciwnikiem feminatywów. Sprzeciwiam się przesadnym tendencjom szukania „nowych” wzorców. Ministerka – Pani Minister.
Wice-Premierka – Pani Wice-Premier.
Zachowany szacunek.
Nie chcę Plutonówek, Majorek, Generałek ani Inżynierek […]”. (@misiowicz)
– „Pilotkę???
Gościnię???
Niektóre feminatywy naprawdę odbierają powagę zajmowanego stanowiska.
Dla Pani Kapitan Pilot wyrazy uznania i szacunku”. (@PawelPLKKS)
– „Źle znoszę feminatywy, zwłaszcza typu chirurżka albo nurkini […]”. (@ewcianat)
Język angielski jako „język hegemon”
Drugą część wykładu prof. Miodek rozpoczął grą w siatkówkę – opowiedział o niej z językowym podtekstem. Historia ma miejsce w młodości prelegenta i szczególnie odnosi się do nie tak często zdarzającej się sytuacji, gdy piłka – jak powiedział profesor – fuksiarsko przejdzie przez siatkę. Uczestnicy gry ustalili przepraszanie za zdobycie puntu w tak losowy sposób i nie było to długie polskie „przepraszam”, ale krótkie francuskie (choć profesor podkreślił, że on i jego koledzy wtedy tego nie wiedzieli) „pardon”. Prelegent zauważył, że dziś potrzeba jest z góry spełniona przez język angielski, który stał się swego rodzaju „językiem hegemonem” („Wymyśliłem to tutaj w Poznaniu”). Zwykle nie szuka się już dalej. Profesor zaznaczył, że dziś żadne dziecko nie wymyśliłoby już „pardon”, skoro są „sory”, „sorki”, „sorka”.
Zaproszony na wydział językoznawca podał też garść przykładów nazw własnych przedstawiających polszczyznę jako język w pewien sposób „myślący po angielsku”. Niemieckie nazwiska nierzadko wymawia się po angielsku, a artykulacja „w” w polskich miejscowościach sprowadzana jest do „ł” („w” labialne) na wzór obcej wymowy.
Człowiek skomputeryzowany
Prof. Miodek, opierając się na wielu przykładach sytuacji komunikacyjnych, wskazał „zresetować się” i „być zresetowanym” jako elementy języka o coraz większej frekwencji. Jak zauważył, pojawiają się one nawet w środowiskach, których język wydaje się oficjalniejszy i bardziej zachowawczy, na przykład w kościele (do dzieci przystępujących do pierwszej komunii świętej: „Czy serduszka zresetowane?”). Językoznawca podkreślił, że „zresetowanie” zaczęło wypierać „odpoczynek”.
Innym przykładem z komputerowej rzeczywistości jest „2.0” („coś 2.0”) w codziennym życiu określające nową wersję wszystkiego, co może mieć nową wersję. Jednym z bliższych przykładów jest człowiek. Przy ulicy Głogowskiej w Poznaniu mieści się salon piękności „You 2.0”.
Tak zwane misie w języku polskim
Prof. Miodek okrzyknął ten błąd najpowszechniejszym w Polsce. Czasem mówi się o nim „misie”. Chodzi o stawianie enklityki „mi” na początku zdaniu. Prelegent wyjaśnił, że cząstki takie jak „mi”, „ci”, „go”, „mu” potrzebują oparcia w postaci innego wyrazu – wtedy tworzą całość akcentową.
Między powyższymi całostkami tematycznymi profesor umieścił jeszcze ciekawą wstawkę na temat wpływu niemieckiego w języku polskim. Przykłady to „sztorm” zamiast „stormu”, „Sztokholm” zamiast „Stokholmu” i wciąż spotykany „szmalec” zamiast „smalcu”.
Na końcu językoznawca przyznał, że było mu tu bardzo dobrze.
Justyna Wieczorek
