TRZECI RAZ Z RZĘDU. LECHICI ZREMISOWALI Z MOTOREM

Fot. Mikołaj Dilc

Podopieczni trenera Nielsa Frederiksena znów zremisowali w Ekstraklasie. W domowym meczu Lecha Poznań z Motorem Lublin w ramach 14. kolejki Ekstraklasy padł wynik 2:2. Gospodarze fatalnie weszli to spotkanie, po 20 minutach przegrywając 0:2. Sił starczyło im jedynie na wyrównanie.

Okres od zakończenia październikowego zgrupowania reprezentacji jest dla Lecha okropny. W pięciu meczach odniósł zaledwie jedno zwycięstwo, o które drżał w drugiej połowie – z czwartoligowym Gryfem Słupsk w 1/16 finału Pucharu Polski. Poza tym poniósł kompromitującą klęskę na Gibraltarze z Lincoln Red Imps w Lidze Konferencji. Natomiast w Ekstraklasie zremisował trzecie spotkanie z rzędu. Wcześniej dzielił się punktami z Pogonią Szczecin (2:2) i z Legią Warszawa.

Z Motorem poznaniacy mieli w końcu zdobyć komplet ligowych punktów i iść dalej zwycięską ścieżką po minimalnej wygranej w Słupsku. Tym bardziej, że lublinianie nie grali dotychczas w trwającym sezonie spektakularnie. Podczas gdy w poprzednich rozgrywkach byli rewelacją potrafiącą urwać punkty mocniejszym rywalom, obecnie muszą walczyć o utrzymanie. Z takimi drużynami Duma Wielkopolski musi wygrywać, jeśli chce obronić mistrzostwo.

Sami utrudnili sobie robotę

Sam start spotkania mógł wzbudzić wątpliwości. Choć Kolejorz dostawał miejsce do swobodnego budowania ataków pozycyjnych, to problemy pojawiały się, gdy tracił piłkę. Zostawiał zbyt dużo przestrzeni w środku pola, co Motor wykorzystywał do przeprowadzania kontrataków. Ten problem poskutkował największą możliwą karą, bo szybko straconym golem na 0:1. Sporo pecha miał przy tym trafieniu Joel Pereira, który zaliczył samobója przy próbie blokowania centry.

Nie minęło wiele czasu, gdy po drugim błyskawicznym wyjściu zrobiło się 0:2. Tym razem pojedynek fizyczny w środku pola przegrał Timothy Ouma, przez co Ivo Rodrigues mógł wypuścić Fabio Ronaldo. Skrzydłowy z łatwością urwał się Alexowi Douglasowi i wykończył atak. Chwilę wcześniej ten sam zawodnik strzelił gola ze spalonego po podobnej sytuacji, więc poznaniacy zbyt długo igrali z ogniem, nie potrafiąc obezwładnić rywali.

Lechici nie grali słabo. Może czasem brakowało im tempa, ale w fazach ataku wyglądali tak dobrze, jak w spotkaniach z Legią czy Pogonią. Ponownie największą zmorą było tworzenie sobie sytuacji w obrębie pola karnego, którego Motorowcy silnie bronili. Nie dało się znaleźć nawet małej dziurki, przez którą przecisnęłaby się mysz. Z pomocą swoim kolegom przyszedł Luis Palma. Fantastyczny strzał Honduranina sprzed szesnastki dał bramkę kontaktową. Kolejny raz w trwających rozgrywkach ten zawodnik okazał się kimś, kto odmienia oblicze gry jednym zagraniem.

Pod koniec pierwszej połowy Palma miał spory wpływ na gola wyrównującego. To po jego centrze Sergi Samper wybił piłkę tak niefortunnie, że znalazła się ona pod nogami Pereiry. Portugalczyk już we wcześniejszych minutach mocno pracował, aby zrekompensować się za trafienie samobójcze, i zwieńczył swoje starania ważną bramką.

Tempo spadło zbyt szybko

Lech w drugą połowę wszedł na równie wysokim biegu, co przed przerwą. Obległ bramkę przyjezdnych i szukał swoich okazji. Znów jednak sforsowanie kompaktowo broniącego się w polu karnym Motoru było twardym orzechem do zgryzienia. Najlepsza szansa trafiła się po centrze z rzutu rożnego, ale Palma nie zdołał w powstałym zamieszaniu skierować piłki do siatki.

Sytuacja jeszcze się pogorszyła, gdy z boiska zeszli Filip Jagiełło oraz wspomniany Palma. W formacjach pomocy i ataku zabrakło liderów, którymi są obaj zawodnicy. O wpływie skrzydłowego nie trzeba już więcej wspominać. Natomiast warto podkreślić, jak ważną postacią jest środkowy pomocnik. Ustawiony jako „ósemka” upłynnia i dynamizuje grę. Tego zabrakło, gdy wszedł za niego Antoni Kozubal. Rola za progresję piłki spadła na Timothy’ego Oumę. A Kenijczyk… był hamulcowym, często podając niechlujnie i tracąc futbolówkę. Rozgrywanie kompletnie mu nie wychodziło.

Jedyny plus jest taki, że Lech nie był tak podatny na kontry Motoru. Defensorzy na ogół dobrze interweniowali, dusząc akcje drużyny z Lublina w zarodku. W ogóle każdego z nich można za ten mecz pochwalić. Antonio Milić to najpewniejszy obrońca w Kolejorzu. Douglas nie ustawił się najlepiej przy golu na 0:2, ale to Ouma zawinił najbardziej. Poza tym momentami przypominał wersję siebie sprzed roku. Losy Michała Gurgula pokazały, że przydała mu się rywalizacja, bo w ostatnim czasie znacznie poprawił swoją grę i daje spokój na lewej stronie. Z kolei Pereira strzelił pechowego samobója, jednak ogólnie znów zaliczył występ na wysokim poziomie.

Trzeba więc powiedzieć, że remis to sprawiedliwy wynik. Oba zespoły miały swoje momenty, które wykorzystały. Później nastąpiła sytuacja patowa. Ta utrzymała się do końca meczu. Pomimo remisu, większym przegranym jest Lech. To on przystępował do tej rywalizacji z pozycji faworyta. Teraz pozostaje czekać do czwartku. Wtedy niebiesko-biali zmierzą się na wyjeździe z Rayo Vallecano w Lidze Konferencji. Może przekują niedosyt z niedzieli na lepszy występ z hiszpańskim klubem.

Mikołaj Dilc