NIE KAŻDE ZŁOTO JASNO BŁYSZCZY, CZYLI ROZMOWA Z ADRIANĄ WOLKARIN O STUDIU GLITCH
Jest wielu twórców zajmujących się animacją. Niektóre z największych wytwórni filmowych osiągnęły swój status właśnie za sprawą tego medium. Jednakże, ostatnio można odnieść wrażenie, że jakość projektów realizowanych w głównym nurcie na Zachodzie znacznie podupadła. Można się tym załamywać i przepowiadać upadek części kultury lub też przyjrzeć się scenie indie i studiu GLITCH.
Na początku należy wprowadzić kilka uściśleń terminologii, która będzie używana w tym artykule. Zwrotem „indie” określa się potocznie dzieła niezależnych twórców (od angielskiego ‘independent’). Do animacji będę się odnosił jako do medium, a nie gatunku, gdyż w jej ramach można opowiedzieć jakąkolwiek historię.
Dysonans w animacji
Animacja jest niezwykle ciekawym przypadkiem. Na każdym kroku pojawiają się kolejne filmy oraz seriale, ukazujące jak zdumiewająco zróżnicowane jest to medium oraz jak dojrzałe i piękne historie potrafi opowiedzieć. Jednak przez większość odbiorców są one wciąż traktowane jako kreskówki, bajki dla dzieci. Owszem, spora część animacji nadal jest kierowana do najmłodszych odbiorców, lecz w ostatnich latach zdecydowanie głośnymi tytułami stały się dzieła kierowane przeważnie do młodych dorosłych.
Przez kilka ostatnich lat mogliśmy zaobserwować fenomenalny rozwój filmów i seriali animowanych, zarówno wychodzących z Hollywood, jak i od twórców niezależnych. Dzieła takie jak „Arcane”, „Spider-Man: Into the Spiderverse”, „Blue Eye Samurai”, „Flow” czy „Castlevania” są pięknymi przykładami pokazującymi możliwości animacji jako medium opowiadającego niesamowicie zróżnicowane historie. Na uwagę zasługuje również produkcja „Kpop Demon Hunters”, której piosenki wciąż pozostają w ścisłej czołówce światowego rankingu na Spotify, nawet cztery miesiące po premierze.
To wszystko dotyczy tylko zachodniej animacji. Pozostaje przecież cała branża anime, która nieprzerwanie nieprzerwanie przyciąga odbiorców swoją estetyką oraz oryginalnym podejściem do prowadzenia fabuły. . Oczywiście, japońskie studia zmagają się z własnymi problemami, lecz tym, czego nie można im odmówić jest utrzymanie jakości produkcji głównego nurtu na wysokim poziomie. Najlepiej obrazuje to „Chłopiec i czapla” od Studia Ghibli, który był pierwszym od dziesięciu lat filmem wyreżyserowanym przez Hayao Miyazakiego i od razu zdobył Oscara w roku 2024. Pomijając kwestionowalne znaczenie Nagród Akademii Filmowej, jest to wciąż dla wielu osób wyznacznik kultury filmowej i zdobycie statuetki przez film anime o czymś świadczy.
Z wielkiego ekranu na mniejszy
Wciąż jednak skupiamy się jedynie na premierach kinowych, a nawet jeśli mówimy o dziełach trafiających do streamingu, to są one przeważnie produkcji dużych studiów. Co natomiast możemy znaleźć, gdy zerkniemy na zgoła inną platformę? Youtube wciąż pozostaje dominującym miejscem dla twórców audiowizualnych do dzielenia się mniej i bardziej profesjonalnymi materiałami. Mogą to być wideoeseje, zapisy rozgrywki, teledyski, poradniki, filmy krótkometrażowe albo właśnie animacje.
Coraz częściej na YouTubie można znaleźć tak zwane odcinki pilotażowe, czy też „piloty”, czyli odcinki, które mają wybadać reakcję publiczności i ocenić, czy dana produkcja spotka się z entuzjazmem i będzie opłacalna. Najczęściej są to dzieła niewielkich zespołów lub indywidualnych twórców. Często po sukcesie odcinku pilotażowego następuje kampania crowdfoundingu, czyli dobrowolnego finansowania dzieła przez fanów. Jednakże nawet z dostępnymi środkami, samodzielne prowadzenie produkcji całego serialu animowanego jest niezwykle wymagające. Mowa nie tylko o zaprojektowaniu i stworzeniu serialu, lecz także o logistyce oraz marketingu. Nawet jeśli uda się to wszystko poukładać i dokończyć dzieło, nadal zazwyczaj pozostaje ono na samym YouTubie. Dla wielu twórców nie stanowi to problemy, ponieważ są to projekty zrodzone z ich pasji i nieprzeznaczone koniecznie dla zysku. Dodatkowo wyjście poza tę platformę mogłoby się wiązać z potencjalną utratą niezależności i kreatywnej wolności, która jest istotna dla autorów indie oraz kształtu ich sztuki.
Studio GLITCH
Z takiego właśnie świata wyłania się studio GLITCH, założone w 2017 roku przez braci Luke’a i Kevina Lerdwichaguli. Mają w portfolio kilka własnych serii, które są warte analizy, lecz chciałbym się skupić raczej na ich działalności jako producentów. Od 2021 roku wspierają niezależnych twórców w publikowaniu animacji.
Pierwszym takim projektem było „Murder Drones” Liama Vickersa, którego pilot cieszy się obecnie 74 milionami wyświetleń. Seria dobiegła już końca, a składała się z ośmiu odcinków trwających po około 20 minut. Kolejnym projektem podjętym przez GLITCH był „The Amazing Digital Circus” twórcy o pseudonimie Gooseworx, zapoczątkowany w 2023 roku. Seria nadal trwa i liczy na ten moment sześć odcinków po około 25 minut. Jest najpopularniejsza produkcja tego studia, która która odbiła się szerokim echem w internetowej kulturze, co widać chociażby po 397 milionach wyświetleń pilotu. Oprócz tych dwóch serii, GLITCH wypuściło piloty do kolejnych dwóch animacji w tym roku: „The Gaslight District” Nicka Szopko, która zebrała 20 milionów wyświetleń oraz „Knights of Guinevere” Dany Terrace, Johna B. Owena oraz Zacha Marcusa, ciesząca się 14 milionami wyświetleń i będąca pierwszym ich dziełem 2D.
Należy wskazać, że każda z tych serii działa samodzielnie, mając zapewnioną logistykę i marketing przez GLITCH. Są to nadal projekty niezależne, o niezwykle unikatowych stylach, opowiadających nietypowe historie. Studio osiągnęło coś niebagatelnego, zbierając siłę kreatywną wielu utalentowanych osób i dając im możliwość dzielenia się swoimi pomysłami z szerszą widownią. Co więcej, zapewniło ono również współpracę z firmami streamingowymi, które będą wyświetlać produkcje studia, nie mając jednocześnie wpływu na kształt kreatywny ich serii.
Co więcej, w październiku tego roku ogłosili również współpracę z twórcami nadchodzącej serii „Lackadaisy”, której pilot cieszy się obecnie 17 milionami wyświetleń. Jest to pierwsze dzieło, którego nie są producentami, a partnerami. Otwiera to kolejne możliwości dla twórców, którzy chcieliby zrealizować swoje pomysły. Realizacja „Lackadaisy” pokaże zaś, czy w przyszłości opcja współpracy okaże się trafna.
Uroki indie
Nie podlega wątpliwości, że osiągnięcia GLITCH są godne podziwu. Można by dalej wymieniać ich projekty i osiągnięcia, lecz sądzę, że lepiej spojrzeć, co tak przyciąga ludzi do ich twórczości. W tym celu rozmawiałem z Adrią Wolkarin, magister filmoznawstwa.
Michał S. Czerwiński: Na początek, jak sama trafiłaś na studio GLITCH?
Adria Wolkarin: Od lat interesuję się animacją, zarówno mainstreamową, jak i indie, więc mój youtube’owy algorytm sam mnie na nich nakierował. O samym istnieniu studia dowiedziałam się jakieś cztery lata temu poprzez ich serię „Murder Drones” („Mordodrony”), ale nie wzbudziła ona we mnie większego zainteresowania. Prawdziwą chemię do nich poczułam, kiedy wydali odcinek pilotażowy „The Amazing Digital Circus” („Obłędny Cyfrowy Cyrk”) dwa lata temu. Zaiskrzyło na maksa.
M.S.C.: Co Cię najbardziej zaciekawiło w ich produkcjach?
A.W.: Zdecydowanie ich różnorodność i z góry widoczny brak narzuconej cenzury na ich autorów. Każda z serii jest bardzo indywidualna, zarówno pod względem fabuły, jak i szeroko pojętego designu. Ciężko mi wyobrazić sobie inne studio na rynku, które zdecydowałoby się na wypuszczenie serii takiej, jak „Gaslight District” („Dzielnica Zamglonych”). Przedstawione w nim postacie, które przez znakomitą większość odbiorców zostały odebrane jako obślizgłe, groteskowe, obrzydliwe, a przede wszystkim krwawiące i dopuszczające się nieocenzurowanej przemocy zdecydowanie nie zostałyby zaakceptowane przez większość studiów animacji.
M.S.C.: Która seria najbardziej Ci się jak dotąd spodobała i dlaczego?
A.W.: Miesiąc temu powiedziałabym, że „The Amazing Digital Circus”, dzisiaj jest to „Knights of Guinevere” („Rycerze Guinevere”). Ciężko mówić o niej, jako o „pełnoprawnej serii” wiedząc, że nie otrzymała jeszcze zielonego światła na stworzenie kompletnego sezonu, jednakże przy tak pozytywnym przyjęciu przez widzów ciężko mi wyobrazić sobie, że GLITCH nie zdecyduje się na jej wydanie.
Rycerze urzekli mnie pod wieloma względami. To pierwsza animacja 2D, która pojawiła się w katalogu GLITCHA, co czyni ją wyjątkiem w tym oto studiu, ale i wyjątkiem na światowym polu animacji. Na rynku zdominowanym przez znacznie tańszą, mniej wymagającą, a co za tym idzie, stabilniejszą animacją 3D pojawienie się dynamicznej, mocno stylizowanej animacji 2D jest rzeczą wręcz nie do pomyślenia.
Dodatkowym atutem serii jest dla mnie jej autorka, Dana Terrace, która w przeszłości pracowała nad moją ulubioną animacją, która wzbudziła we mnie miłość do tego właśnie medium storytellingu, mianowicie „Gravity Falls” („Wodogrzmoty Małe”). Kariera Dany w ciągu ostatnich lat w głównej mierze kręciła się wokół tworzenia projektów dla Disneya, który znany jest z narzucania ostrych nakazów i zakazów na swoich twórców, które autorka często i głośno komentowała na różnych portalach społecznościowych. Czuć było, że ma do powiedzenia i pokazania coś więcej – rzeczy, na które wielka mysz nigdy by nie pozwoliła.
„Knights of Guinevere” jest więc dla mnie nie tylko projektem będącym olśniewającym stylistycznie, przez bycie wybuchową mieszanką sci-fi i cyberpunku z powabem godnym disneyowskich księżniczek, ale przede wszystkim projektem będącym komentarzem na temat wszechobecnych kapitalistycznych instytucji, narzucających nam swoje własne ideologie. Odcinek pilotażowy „Rycerzy” zawiera w sobie niesamowitą, namacalną aurę zgorzknienia tym, jak wygląda nasz status quo, ale jest też przesycony nadzieją i chęcią walki i przeciwstawiania się mu. Tym samym czekam z zapartym tchem na dalsze (miejmy nadzieję pozytywne) informacje związane z tą serią i jej powstawaniem.
M.S.C.: Wygląd ich animacji z pewnością jest nieortodoksyjny. Sądzisz, że może to być kluczowym czynnikiem ich sukcesu, czy też coś innego?
A.W.: Unikatowość animacji GLITCHA z pewnością pełni ogromną rolę, jeśli chodzi o spopularyzowanie ich wśród potencjalnych odbiorców. Każda z nich odstaje w jakiś sposób od ugładzonych, „czystych” pixarowych modeli, do których przyzwyczaiły nas masowo wypuszczane animowane produkcje. Wydaje mi się jednak, że to, co w dużej mierze napędza sukces studia, to dostępność ich animacji. W świecie, w którym platformy streamingowe mnożą się niczym niegdyś kanały w telewizji, rzadko mamy okazję mieć możliwość oglądania seriali kompletnie za darmo. Wszystkie produkcje GLITCH’a można obejrzeć na ich kanale Youtube za darmo, co zdecydowanie zwiększa szanse nie tylko na przypadkowe dowiedzenie się o istnieniu ich seriali, ale też pozwala na łatwe dotarcie do nich, po tym, kiedy na przykład poleci się je jakiemuś znajomemu.
M.S.C.: Czy sądzisz, że GLITCH może zacząć wyznaczać trendy w świecie animacji?
A.W.: Wydaje mi się, że znajdujemy się w mocnym punkcie zwrotnym dla świata animacji. Klapy finansowe ponoszone przez inne, wielkie studia animacji, przyrównane z ogromnym sukcesem studia GLITCH, jak i niezliczona ilość głosów mówiących o tym, jak dobrze ogląda się natchnione produkcje nie będące kolejną stworzoną pod linijkę papką dla mas, z pewnością daje do myślenia nie tylko fanom animacji, jak i wielu dyrektorom wielkich firm. W ostatnich latach pojawia się coraz więcej animowanych produkcji stylistycznie odstających od przyjętego pixarowego szablonu, jednak większość z nich nadal uwięziona jest w pułapce odgórnie narzuconych ograniczeń fabularnych. Ograniczeń, których studio GLITCH nie narzuca swoim twórcom. Mam szczerą nadzieję, że posłuży on za przykład dla innych, pokazując, że animacja nie jest jedynie prostą formą przekazu kierowaną do dzieci, a natchnionym medium, które daje autorom ogromne pole do popisu zarówno wizualnego, jak i fabularnego, którego często nie da się osiągnąć w filmie aktorskim, czy poprzez CGI.
A droga wiedzie w przód i w przód
Dzięki rozmowie z Adrią (której serdecznie za nią dziękuję), widać jakim fenomenem w świecie animacji jest GLITCH. Jest to niezrównane studio, które ma ogromny potencjał i katalog kreatywnych, niezależnych i łatwo dostępnych serii. Niezależnie od tego, czy zacznie wyznaczać trendy, czy pozostanie na scenie indie, niezaprzeczalnie znacząco wpłynęło na kulturę animacji.
Michał S. Czerwiński
