TO POWINNO BYĆ ZWYCIĘSTWO. LECH PODZIELIŁ SIĘ PUNKTAMI Z POGONIĄ

Meczycho przy Bułgarskiej bez happy endu. Lech Poznań tylko zremisował 2 : 2 z Pogonią Szczecin w niedzielnym meczu 12. kolejki Ekstraklasy. Choć to poznaniacy pierwsi stracili bramkę, zdołali odrobić straty. Gdy wydawało się, że jest po meczu i zgarną oni trzy punkty, w doliczonym czasie Paul Mukairu dał szczecińskiej drużynie wyrównanie.
Kolejorz drugi raz bez zwycięstwa po powrocie z przerwy reprezentacyjnej. Tym razem udało się przynajmniej uzyskać jakąś zdobycz punktową. Gra też była lepsza niż przed miesiącem w rywalizacji z Zagłębiem Lubin. Wtedy poznaniacy przegrali zasłużenie, bo byli słabszą stroną. Natomiast po rywalizacji z Portowcami mogą czuć niedosyt. Stworzyli sobie więcej dobrych sytuacji, objęli prowadzenie w końcówce, a i tak pozostali z jednym punktem.
Lechici walczą sami ze sobą
Zbyt dużo okazji szczecinianie mieli po, nazwijmy rzecz po imieniu, głupich stratach. Błędy przydarzyły się Antoniemu Kozubalowi, Filipowi Jagielle, zaś najboleśniejszą pomyłkę, bo skutkującą utratą bramki w 15. minucie, zaliczył Alex Douglas. Szweda jednak połowicznie bym rozgrzeszył – przegrał walkę o piłkę w trudnej sytuacji. Poza tym akcja bramkowa mogła zostać zatrzymana w paru momentach, ale zawiedli między innymi Michał Gurgul, Antonio Milić czy wspomniany Jagiełło, który zawinił również przy drugim trafieniu dla Portowców.
Trener Niels Frederiksen tłumaczył, dlaczego jego zespół słabo spisuje się w defensywie – Lechici podejmują na boisku sporo ryzyka wkalkulowanego w ofensywny styl gry. To o tyle sensowny argument, że faktycznie Kolejorz stworzył sobie w spotkaniu z Pogonią sporo szans, po których mogły paść bramki. Mimo to powinien on lepiej zachowywać strukturę w defensywie, poprawiając ustawianie się.
Póki co niebiesko-biali tracą tyle goli, co typowa drużyna środka tabeli. Oczywiście, obecnie oni w tym środku się znajdują, lecz aspiracje są większe. Spełnienie ich będzie o wiele trudniejsze, jeśli Lech nie odnajdzie w tyłach stabilizacji. Tej nie ma i gdy przychodzi do rozgrywania kolejnego meczu, za pewnik można przyjąć, że drużyna z Poznania straci przynajmniej jedną bramkę.
Ofensywa zwraca to, co zabiera defensywa
Za pewnik w każdym następnym spotkaniu można też przyjąć, że Kolejorz przynajmniej jedną bramkę strzeli. Siła formacji ofensywnej jest wielka. Na szpicy niezawodny Mikael Ishak, któremu wystarczy jedna sytuacja, aby zapisać się na liście strzelców. Po bokach fantastyczni technicznie Luis Palma oraz Taofeek Ismaheel, a na ławce jeszcze mamy dżokera – Leo Bengtssona.
Największą perełką z tego grona jest niewątpliwie Palma. Dużo dobrego już na jego temat napisano, ale on wciąż daje powody, by skrobać o nim kolejne akapity. Tym razem strzelił prześlicznej urody bramkę. Broniący Valentin Cojocaru nawet nie ruszył się z miejsca. Kunszt strzelca jest tym większy, że oddał on uderzenie na bliższy słupek – zaskoczyć takim strzałem bramkarza to duży wyczyn. Szkoda tylko, że Honduranin znajdował się na pozycji spalonej. Weryfikacja VAR odebrała Palmie wspaniałe trafienie.
Należy też zwrócić uwagę na Bengtssona, który dał Lechowi chwilowe prowadzenie 2 : 1. Szwedzki skrzydłowy czasem przechodzi obok meczów. Brakuje mu stabilności formy. Jednak z roli zadaniowca wywiązuje się znakomicie. Jego charakterystyczne wyjścia za linię obrony rywala i świetne wykończenie w sytuacjach sam na sam z bramkarzem to takie znaki firmowe Szweda. Na ten moment z sześcioma bramkami we wszystkich rozgrywkach jest drugim najlepszym strzelcem po Ishaku.
Mikołaj Dilc
