MECZ DWÓCH POŁÓW. LECH ZREMISOWAŁ Z JAGIELLONIĄ

Podział punktów w hicie przy Bułgarskiej. W spotkaniu dziesiątej kolejki Ekstraklasy pomiędzy Lechem Poznań a Jagiellonią Białystok padł remis 2:2. Jeśli chodzi o Kolejorza, do końca pierwszej połowy największym pozytywem było uhonorowanie Mikaela Ishaka po przebiciu przez niego granicy 100 bramek w barwach. Później poznaniakom udało się wywalczyć remis.
Dużo ciekawych wątków można poruszyć przy okazji rywalizacji Lecha i Jagiellonii. Przede wszystkim było to 50. starcie pomiędzy tymi klubami na poziomie Ekstraklasy. Minimalnie korzystniej w bilansie spotkań wypadają niebiesko-biali, którzy wygrali 23 meczów. Jaga była górą w 18 potyczkach.
Poza tym do Poznania powrócił Kamil Jóźwiak. Wychowanek Kolejorza, po nieudanej przygodzie za granicą, ponownie gra w Ekstraklasie, tylko że dla białostoczan. Natomiast w barwach Lecha ze swoim dawnym zespołem zmierzył się Mateusz Skrzypczak, który wcześniej był ważnym piłkarzem dla Adriana Siemieńca, trenera przyjezdnych.
Najgorętszym tematem wydaje się jednak uhonorowanie statuetką Mikaela Ishaka. Szwedzki napastnik w meczu z Termaliką zdobył 100. i 101. bramkę dla poznańskiego klubu, zapisując się w jego historii. Kochany przez kibiców kapitan podczas odbioru nagrody otrzymał odpowiednie owacje.
Pierwsza część do zapomnienia
Właściwie po 45 minutach meczu dalej najciekawszym wydarzeniem po stronie Lecha była statuetka dla Ishaka. Drużyna, oprócz początkowych minut, kiedy skutecznie zakładała wysoki pressing, przespała pierwszą połowę i spisywała się średnio. To jej rywale prowadzili grę i byli bliżej strzelenia bramki, co udało się im w doliczonym czasie. Akcję bramkową rozpoczął, swoją drogą, Jóźwiak. Gola strzelił kompletnie pozostawiony w polu karnym Jesus Imaz. Sytuacja ta była jednym z sygnałów, że poznaniakom brakuje typowego defensywnego pomocnika zdolnego pokryć strefę, w której znalazł się Hiszpan.
Kolejorzowi ponownie przytrafiały się błędy w rozegraniu. Było ich multum. Po jednej groźnej stracie zanotowali Antoni Kozubal, Gisli Thordarson, Joao Moutinho, Filip Jagiełło (nawet on) czy Pablo Rodriguez. Utracenie piłki przez tego ostatniego skutkowało golem dla Jagiellonii. Poza tym była jeszcze sytuacja, w której nieporozumienie wystąpiło między Mateuszem Skrzypczakiem a Bartoszem Mrozkiem. Trudno wywnioskować, co wpływa na taki spadek jakości w wyprowadzeniu. Jeśli ten aspekt się nie poprawi, poznaniacy często będą strzelali bramki sami sobie.
Na negatywny odbiór pierwszej połowy wpływa też niemoc ofensywna. Ataki wyglądały obiecująco do okolic pola karnego białostoczan. Później brakowało konkretów, bo gospodarze oddali ledwie dwa strzały w bramkę. Zdecydowanie w konstruowaniu akcji nie pomagał Rodriguez, który zanotował kolejny słaby występ. Ofensywny pomocnik póki co nie potrafi wejść w buty Afonso Sousy. Sytuacji nie ułatwiało też ustawienie Jagiełły na skrzydle, czyli na nietypowej dla niego pozycji. 28-latek nie grał źle, ale na prawej stronie brakowało bardziej dynamicznego i przebojowego zawodnika.
Na plus zasługuje postawa Lechitów w defensywie. Klub z Podlasia z otwartej gry oddawał uderzenia zazwyczaj blokowane przez nich. Afimico Pululu, zawsze stwarzający dużo problemów defensorom, dziś sam miał trudny mecz. Podopieczni trenera Nielsa Frederiksena dobrze zachowywali się w niskiej obronie, będąc twardym orzechem do zgryzienia.
Kompletnie odmienieni
Minęło kilkanaście sekund po wznowieniu gry po przerwie, a niebiesko-biali zdołali wyrównać. Jagiełło zauważył pozostawionego bez krycia Leo Bengtssona i posłał do niego długie podanie. Szwedzki skrzydłowy przyjął piłkę, a potem pokonał bramkarza mocnym uderzeniem. Tym golem ukoronował swoją dotychczasową postawę w spotkaniu. Bengtsson był jednym z najlepszych na boisku. Piłkarze Jagielloni nie umieli go zatrzymać. Nawiązał do pierwszych świetnych spotkań rozegranych w barwach Lecha.
Fenomenalny początek został podkopany drugim straconym golem. Raz jeszcze odezwały się demony z pierwszej połowy. Już w 48. minucie na własnej połowie piłkę stracił Joel Pereira. Chwilę później z bramki na 2:1 cieszył się Oskar Pietuszewski. Jak dobrze mogłoby być, gdyby Lech nie rozdawał trafień za darmo.
Poznaniacy się nie poddali i w 57. minucie wywalczyli rzut karny. Leon Flach sfaulował Mateusza Skrzypczaka, dzięki czemu szansę na kolejnego w tym sezonie gola miał Mikael Ishak. Napastnik nie pomylił się z jedenastu metrów, dając drużynie wyrównanie w 59. minucie.
Zaraz po bramce na 2:2 Kolejorz przeprowadził zmiany, które tchnęły w niego nowe życie. Na boisku pojawili się Taofeek Ismaheel, Timothy Ouma oraz Michał Gurgul. Każdy z nich podniósł poziom formacji, w jakiej się znaleźli. Nigeryjczyk, choć chaotyczny, wniósł trochę nieprzewidywalności na skrzydle. Kenijczyk ustabilizował sytuację w środku pomocy, co dało kolejny argument za tym, żeby w pierwszym składzie wystawiać nominalnego defensywnego pomocnika. Również Gurgul zaprezentował lepszą wersję siebie.
Lechici zamknęli rywali, którzy nie byli w stanie wydostać się z własnej połowy. Czyhali na błędy defensywy Jagi, a także próbowali zaskoczyć broniącego dostępu do bramki Sławomira Abramowicza. Śmiało można określić ten okres spotkania jako najlepszy w wykonaniu zawodników trenera Frederiksena. Nie poszedł za tym konkret w postaci bramki. Mimo to zespół z Poznania pokazał pazur. To nastraja pozytywnie przed rywalizacją w Lidze Konferencji. W czwartek Lech zmierzy się u siebie z Rapidem Wiedeń.
Mikołaj Dilc