PRZYNAJMNIEJ SĄ PUNKTY DO RANKINGU. LECH ZREWANŻOWAŁ SIĘ GENKOWI

Fot. Mikołaj Dilc

Piłka lubi zaskakiwać. W czwartek Lech Poznań wygrał na wyjeździe 2:1 z KRC Genk rewanż 4. rundy eliminacji Ligi Europy. Mimo to spadł do rozgrywek Ligi Konferencji. Wszystko przez pierwszy mecz, w którym przegrał aż 1:5. Jego postawa w drugim meczu mogła jednak cieszyć, a nagrodą za zwycięstwo są punkty do rankingu ligowego UEFA.

Po pogromie w Poznaniu chyba nikt nie miał w stosunku do Lechitów większych oczekiwań. Jak to zwykle bywa w przypadku niepowodzeń drużyn mających kibiców głodnych sukcesów, nastroje spadły nisko. Podnieść ich nie pomogło rozwiązanie kontraktu z zasłużonym dla klubu Bartoszem Salamonem, dla którego miejsca w zespole nie widział trener Niels Frederiksen. Ponadto kolejnym ciosem były drobne problemy zdrowotne bramkostrzelnego napastnika, Mikaela Ishaka. Przez nie Szwed nie poleciał z kolegami do Belgii.

Jeden bohater i dwóch ancymonów

Dlatego niebiesko-biali niezwykle nas zaskoczyli. Nie grali odważnie i, co za tym idzie – głupio i bezmyślnie, a pragmatycznie, w pierwszej kolejności starając się zabezpieczać tyły. Mimo gry dość rezerwowym składem, momentami potrafili dorównać kroku Belgom, choć trzeba też przyznać, że tym razem nie zabrakło również szczypty szczęścia. Sporej szczypty szczęścia, bo Genk oddawał bardzo groźne strzały, które powinny kończyć się bramkami. 

Na posterunku znajdował się zawsze Bartosz Mrozek. Bramkarz po raz kolejny rozegrał fenomenalne zawody. Co prawda stracił jednego gola, ale winą za niego należy raczej obarczyć Michała Gurgula i Mateusza Skrzypczaka. Obaj nieodpowiednio ustawili się, gdy w 31. minucie Junya Ito szukał sobie w polu karnym miejsca na oddanie strzału, a po chwili cieszył się z pierwszego w meczu trafienia. Swoją drogą, Japończyk stał kompletnie niepilnowany, gdy otrzymywał podanie.

Forma Gurgula już od dawna lubi się wahać, natomiast niezrozumiałe jest to, co stało się z Mateuszem Skrzypczakiem. W zeszłych rozgrywkach był obrońcą sezonu Ekstraklasy, a teraz to jeden z tych, przez których Lech stracił tak wiele bramek na tym etapie sezonu. Czy dostosował się do poziomu kolegów z zespołu? A może ciężar koszulki Lecha jest dla niego zbyt wielki? Oby defensor szybko wziął się w garść, bo umiejętności niewątpliwie ma. Dobry Skrzypczak z miejsca podwyższy poziom obrony i wyprowadzenia piłki.

Dwa zwycięskie ciosy

Po staraniach trwających dokładnie 43 minuty udało się wyprowadzić akcję, która zakończyła się golem. Wcześniej Kolejorz zagrażał głównie po stałych fragmentach gry, tym razem przeprowadził szybki atak. Bryan Fiabema celnym podaniem wypuścił Kornela Lismana. Młody skrzydłowy wpadł w pole karne i potężnym strzałem przy bliższym słupku zdobył drugą bramkę w historii jego występów dla pierwszej drużyny. Zaskoczyła też asysta Norwega, do tej pory krytykowanego za słabą grę w niebiesko-białych barwach. Czwartkowego wieczoru Fiabema wreszcie mógł się w miarę podobać.

W drugiej połowie można by pokusić się o stwierdzenie, że Lech był trochę odważniejszy. Częściej szukał wysokich odbiorów, to też skutkowało większą liczbą niebezpiecznych sytuacji pod jego bramką. W 56. minucie, po takim wysokim przejęciu piłki, udało się wywalczyć rzut wolny. Podszedł do niego wprowadzony po przerwie Leo Bengtsson, który precyzyjnym strzałem wyprowadził Lechitów na prowadzenie. 

Na ostatnie 20 minut spotkania Lech opadł z sił. Ostatnią dobrą okazję ponownie miał Bengtsson, strzelając niecelnie po przechwycie w polu karnym. Od tego momentu już niewiele działo się pod bramką Tobiasa Lawala – w przeciwieństwie do bramki Mrozka, który w tym końcowym okresie rywalizacji notował najlepsze interwencje. Swoje szanse mieli tacy zawodnicy, jak kat z pierwszego meczu – Oh Hyeon-Gyu (tak, po podaniach Yiry Sora) – czy Konstantinos Kartesas.

Spadli z Ligi Europy, dostali się do Ligi Konferencji

Wynik dwumeczu wyniósł 6:3 dla Genku, więc to on przeszedł do Ligi Europy. Zaważył wynik pierwszego starcia w Poznaniu, choć jeszcze przed nim widmo awansu było słabe. Nie ma tego złego – zwycięstwem w rewanżu udało się zdobyć dodatkowe punkty do rankingu ligowego UEFA (w którym im wyżej znajduje się liga, tym więcej klubów może wystawiać w europejskich pucharach). 

Lech mimo porażki zagra jeszcze kilka meczów w Europie. Spadł do Ligi Konferencji, w której poznał już rywali. Po piątkowym losowaniu okazało się, że w fazie ligowej zmierzy się z Rapidem Wiedeń, 1. FSV Mainz, FC Lausanne-Sport, Rayo Vallecano, Lincoln Red Imps oraz Sigmą Ołomuniec (pierwsze trzy mecze u siebie, kolejne na wyjeździe). Szykują się więc emocjonujące jesienne miesiące z europejskimi pucharami w czwartkowe wieczory. Pierwsza kolejka Ligi Konferencji zaplanowana jest na 2 października.

Mikołaj Dilc