CZAS MIECZA I TOPORA, CZYLI RELACJA Z FESTIWALU SŁOWIAN I WIKINGÓW

Fot. Michał Czerwiński

Czy zastanawialiście się kiedyś jak zaplatano liny we wczesnym średniowieczu? Jak walczono, ubierano się, pito, jadło, pracowało i bawiło? Możliwe, że przynajmniej jedna z tych rzeczy mogła wam przyjść na myśl. Najlepszym zaś miejscem na poznanie odpowiedzi na te jakże nurtujące pytania są festiwale rekonstrukcji historycznej. Tak też się składa, że uczestniczyłem w największym takim wydarzeniu w Polsce, mianowicie Festiwalu Słowian i Wikingów na Wolinie. 

W dniach 31.07-03.08 bieżącego roku odbył się wspomniany festiwal. W ramach sprostowania zaznaczę, że osobiście uczestniczyłem jedynie w trzech pierwszych dniach wydarzenia. Dodatkowo jest to największy festiwal w Polsce, lecz w zakresie rekonstrukcji okresu wczesnego średniowiecza. Odbył się on na terenie skansenu Centrum Słowian i Wikingów Wolin – Jomsborg – Vineta na wyspie Wolin. 

Zajrzyj do studni

Rekonstrukcja historyczna to forma badania przeszłych dziejów poprzez ich odtwarzanie. Rekonstruktorzy starają się jak najwierniej oddać styl życia, techniki oraz sposób myślenia dawnych ludzi, aby dzięki temu zgłębić własną wiedzę. Częściej jest to jednak owoc wielkiej pasji do historii, rzemiosła, walki czy oderwania się od współczesnego świata. 

Trzeba również wskazać, że tak samo, jak umownie dzieli się dzieje historyczne na pewne okresy, tak samo dzieli się rekonstrukcja. Na Wolinie spotykają się odtwórcy okresu ok. VIII-XI wieku regionu Europy Północnej, Centralnej oraz Wschodniej. Ten czas określa się potocznie erą wikingów lub wiekami ciemnymi, są to jednak nieadekwatne i spolaryzowane pojęcia. 

Sami rekonstruktorzy dzielą się zaś wedle swoich zainteresowań. Mogą być wojownikami, wszelkiego rodzaju rzemieślnikami z danej epoki lub kupcami. Wiąże się to z zapoznaniem się przez nich z regionem, czasem, a także rolą społeczną jakie chcą odtwarzać; jakie ubrania, ozdoby czy pancerze mogą nosić, aby dokładnie oddać kulturę, którą badają. 

A zobaczysz odbicie przeszłości

Cel podróży widać jeszcze przed wejściem na samą wyspę. Nad brzegiem rzeki Dziwny stoi gród otoczony wałem i częstokołem. Za nim widać dachy chat oraz morze białych namiotów. Wejścia strzegą dwie bramy, główna od strony Recławia, gdzie znajduje się również podgrodzie z areną oraz polem namiotowym (tzw. Mordor), druga zaś od strony mostu zamkowego, z którego wiedzie grobla pomiędzy nadrzecznymi szuwarami. Ja wchodziłem przez drugą (z mostu jest śliczny widok na cały gród!). Po okazaniu biletów otrzymałem pieczątkę, przekroczyłem bramę i znalazłem się w innym świecie.

Tuż za bramą wchodzi się w gąszcz uliczek z drewnianymi chodnikami. Z każdej strony są chaty, kramy pełne najróżniejszych towarów od biżuterii, broni, narzędzi, naczyń aż po ubrania, specyfiki do higieny i wiktuały (nierzadko wyrabiane na miejscu). Od razu uderzają kolory, dźwięki i zapachy. Przy każdym małym obozie płonie drobne ognisko, wszędzie unosi się aromatyczny dym. Gdzieś słychać grającą kapelę, z głównej sali roznosi się zapach smażonych kiełbas, pieczonych podpłomyków i innego jadła. Wszędzie można spotkać rekonstruktorów zajmujących się własnymi sprawami lub gawędzącymi z odwiedzającymi. Cały czas ludzie są w ruchu, coś oglądają, rozmawiają. 

Na Wolinie zawsze można znaleźć jakieś zajęcie. Samo obejrzenie przeróżnych kramów i stoisk może zająć przynajmniej jeden dzień. Prócz tego są liczne zaplanowane atrakcje dla odwiedzających. Ceremonie otwarcia oraz zamknięcia festiwalu (niestety nie byłem w stanie ich zobaczyć osobiście), liczne prelekcje na tematy historyczne, kulturowe i społeczne, promocje książek, koncerty różnych zespołów, obrzędy religijne, pokazy kultury i rzemiosła oraz bodaj najbardziej widowiskowa część – bitwy! 

Na dnie studni leży miecz 

W tym roku na Wolinie pojawiło się ok. 3000 rekonstruktorów. Wśród nich są rzemieślnicy, kupcy, wojownicy i inne profesje. Duża część z nich bierze udział w różnych starciach zbrojnych, które są częścią atrakcji zarówno dla zwiedzających i rekonstruktorów. 

Można zaobserwować pojedynki jeden na jednego, tak zwane bitwy na moście, gdzie dwie drużyny po kilku wojowników walczą na ograniczonej przestrzeni oraz walne bitwy. Te ostatnie są największe, gdyż bierze w nich udział praktycznie każda drużyna i każdy wojownik. W tym roku na polu stanęło łącznie bodaj 800 wojów! 

Jedna ze stron reprezentuje drużynę Wolina, czy też półlegendarnego Jomsborga. Druga zaś, wojsko aktualnego słowiańskiego władcy (w tym roku był to Bolesław Chrobry), który próbuje przejąć kontrolę nad grodem. 

Są to poważne starcia, gdzie nie miarkuje się ciosów, wojowie są chronieni przez stalowe kolczugi bądź przeszywanice oraz hełmy. Walczą mieczami, włóczniami oraz potężnymi toporami duńskimi. Całe podgrodzie wypełnione jest szczękiem oręża oraz krzykami wojów. Kto otrzymał cios musi się wycofać lub paść, gdzie stał. W powietrzu unosi się kurz spod setek nóg. W tle gra wielki bęben tworzący bojowy akompaniament dla starcia. 

Niejednokrotnie trzeba było przerywać bitwę, gdyż któryś z wojów został poważnie ranny i musieli się nim zająć ratownicy. Na szczęście nie są to poważne przypadki, lecz mało kto wychodzi z takich starć bez choćby kilku sińców. 

Co ciekawe, nie każdy rekonstruktor w zbroi jest jedynie wojem. Mają oni przeróżne zajęcia i często mogą być równocześnie rzemieślnikami czy kupcami. Kwestię różnic w klasach społecznych reprezentowanych przez rekonstruktorów pomógł mi pojąć jeden z nich, kowal Marcin. 

Michał S. Czerwiński: Jakbyś porównał doświadczenia osoby walczącej a osoby tylko siedzącej przy kramie, czy też chodzącej po festiwalu, tylko po prostu w rekostroju?

Kowal Marcin: Myślę, że osoba walcząca jest obdarowana troszeczkę innym szacunkiem wśród innych, bo jest to jednak wojownik, jest to osoba, która musi być wytrenowana, wyćwiczona. Musi być to osoba aktywna fizycznie, która wkłada bardzo duży wysiłek w to, czym się zajmuje, czyli walkę. Natomiast ja jako rzemieślnik muszę wykonywać te rzeczy zgodnie z replikami historycznymi. I moim zadaniem jest tak samo, jak oni mają walkę, stworzenie czegoś, co jest użytkowe, co spełnia wymagania, co jest odwzorowaniem replik tego, co było po prostu w tamtych czasach. Więc nie da się tego dokładnie porównać idealnie, bo oni mają swoje zadanie, a my mamy swoje zadanie. Także oni owszem, tak jak i my są bardzo honorowo traktowani, bo to są wojownicy, to jest taka troszeczkę wyższa kasta. Bycie wojownikiem to nie jest tylko takie, że ktoś przyjedzie, ubierze zbroję, dobra idę walczyć. Nie, oni się troszeczkę inaczej zachowują, inaczej ubierają i tak samo kramarze. Ja jestem zwykłym kowalem, nie mam jakichś super ciuchów, ale mój kolega, który sprzedaje ubrania, już ma ubrane srebra, już ma inne ciuchy, obszyte jedwabiem, inaczej wykończone. Tego się nie da porównać aż tak bardzo. To są jakby dwie skrajne grupy, ale obie są darzone szacunkiem.

Miecz co dzierżyła można ręka 

Każda odsłona festiwalu ma swój motyw przewodni. W tym roku były to czasy Bolesława Chrobrego, jako że mija tysiąclecie jego koronacji. W związku z tym odbyła się podniosła inscenizacja przedstawiająca kulisy tego wydarzenia. Widzowie w przedstawieniu tchnącym patosem mogli zobaczyć przygotowania oraz samą koronację przedstawioną przez licznych rekonstruktorów. 

Oprócz tego zebrani złożyli również hołd powstańcom warszawskim, jako że zawsze festiwal zahacza o datę wybuchu powstania. Odpalone zostały flary, ratownicy i straż pożarna obecni na festiwalu włączyli syreny i oddano minutę ciszy.

Wolin jest znany ze swoich pokazów. Oprócz tych najbardziej doniosłych można wziąć udział w wielu warsztatach i przedstawieniach rzemiosła oraz obrządków religijnych. O swoim zaangażowaniu w rzemieślniczą część rekonstrukcji opowiedziała mi Wiewióra. 

Michał S. Czerwiński: W tym czasie czym w zasadzie zajmujesz się w drużynie? Czy jesteś jej integralną częścią czy też tylko na wyjazdy się spotykacie?

Wiewióra, DW Arkona: Ogólnie staramy się być aktywni całym rokiem. Nawet jeśli nie mamy sezonu, staramy się działać. No i po prostu przygotowawczo. Od razu lepiej sobie przygotować rzeczy wcześniej na wyjazdy typu uszycie wszystkiego, niż na ostatnią chwilę. Też osobiście u nas zajmuję się barwieniem tkanin. U mnie w domu idzie cała produkcja tkaninowa od dosłownie runa owczego do już faktycznego materiału. Tak, mamy takie duże, fajne krosno, które czasem wozimy na wyjazdy. Akurat teraz przez kwestie transportowe i jazdę ponad 9 godzin nie wzięliśmy. Nie zdecydowaliśmy się na to. Ale myślę, że na kolejny Wolin postaramy się przywieźć więcej naszego rzemieślniczego sprzętu.

M.S.C.: Właśnie w formie pokazów, żeby też pokazywać czy…

W.: Tak, tak. Staramy się zabierać ze sobą, bo u nas drużynie mamy kowala, mamy właśnie tutaj całą produkcję tkacką, mamy cieślę, mamy jeszcze szczytnika. Ogólnie mamy drużynę łączącą wiele różnych rzemiosł, rzecz biorąc. 

M.S.C.: Czyli głównie właśnie rzemieślnicy, aniżeli wojownicy?

W.: Kiedyś byliśmy głównie pod walkę, teraz powoli skłaniamy się bardziej ku rzemiosłom, aczkolwiek u nas panowie wszyscy są walczący.

M.S.C.: I co cię najbardziej przyciąga do rekonstrukcji? Co tutaj lubisz najbardziej robić?

W.: Możliwość poznania ludzi. To jest w ogóle… To łączenie kultur. No na przykład teraz na Wolinie mamy około 3 tysiące rekonstruktorów. Na początku miało być 2 tysiące. Więc możliwość poznania innych kultur, poznania ludzi, właśnie te mieszanki wszystkie, to to jest po prostu niesamowite.

A wykuł go zdolny człowiek

Mimo że jest to badanie przeszłości, rekonstrukcja ma wielkie przełożenie na teraźniejszość. Jest to wielka skarbnica wiedzy na wiele tematów, starych zawodów i rzemiosł. Przekazywane są praktyczne umiejętności, których próżno szukać gdzie indziej. O tym wyjątkowym aspekcie rekonstrukcji opowiadał mi Maciejko.

Michał S. Czerwiński: Jak zacząłeś przygodę w rekonstrukcji? Ktoś cię wkręcił, czy sam znalazłeś?

Maciejko, Trzaskawica: W rekonstrukcję wkręciłem się troszeczkę boczkiem, bo ja od… Nie wiem, podstawówki chyba. Mam ojca fachowca i bardzo uzdolnionego człowieka w domu i od niego się uczyłem bardzo dużo rzeczy. Ja robię… W zasadzie od ciesielki po hafty i ostatnio kupiłem dwa kowadła, spełniłem dziecięce marzenie. Więc robię to wszystko, do tego pracuję w teatrze lalek w Białymstoku, pozdrawiam w ogóle. Więc to się jakby przenosi jedno na drugie i tutaj jest bardzo duże zapotrzebowanie na takie ginące zawody i ręczną robotę, a ja z maszyn miałem zawsze bardzo mało. Dlatego tu się wkręciłem, tylko na początku wyglądało mi to tak, że będę robił coś, co już było i powielał to. Właśnie to mnie odstraszało. W końcu jakoś w maju tego roku zgadałem się z moim bratem, który tu już działał od paru lat i okazało się po wejściu w to wszystko, że to jednak nie jest aż tak sztywne, ze względu na jakość i ilość znalezisk. Więc część z tego zostawia takie pole do popisu w domniemaniu niewinności, gdzie ja mogę się wykazać tym, że uśrednię ten styl. Wcale takie wykonanie tego nie jest aż takie proste, więc trzeba mieć do tego troszeczkę zdolności, jakichś manualnych też. Nie jest narzucona jakaś milimetrowa dokładność, inne takie rzeczy. Można się naprawdę wykazać przy ręcznej robocie. Jak ktoś jeszcze bez wyznaczania, jakby trasowania za mocnego i innych takich rzeczy potrafi coś zrobić, na przykład łuk wyprowadzić, albo coś to też jest w ogóle bajka. Tak jak na przykład nasz Staszek, który robi łuki. On wzrokowo już to ma ogarnięte. Gdzieś te łuki właśnie tutaj zcienia, tutaj podąża za drewnem. Też można się od niego wiele nauczyć. Jakby to jest jedna wielka przekazywalnia zdolności między ludźmi.

Schylisz się do studni?

Festiwal Słowian i Wikingów jest niezapomnianym doświadczeniem. Na każdym kroku można spotkać ludzi z pasją, którzy mają wiele do powiedzenia. Ogarnia tam człowieka pewien spokój, gdy raz w deszczu, a raz prażącym słońcu przechadza się po uliczkach grodu. Serdecznie polecam każdemu odwiedzić swój lokalny festiwal rekonstrukcji, bo te odbywają się teraz nagminnie. Wystarczy znaleźć działającą w pobliżu drużynę a od razu można śledzić wszystkie wydarzenia w okolicy. Tak więc serdecznie zachęcam do zapoznania się z tym niesamowitym światem. Wes thu hal.

Michał S. Czerwiński