NIEPRZYJACIELSKIE BATY W MECZU PRZYJAŹNI – LECH POZNAŃ POKONANY PRZEZ CRACOVIĘ

Ekstraklasa wróciła na Bułgarską. Lech chyba jednak wolałby, aby jeszcze nie wracała. Krakowianie znokautowali go 4:1. Po drugiej porażce w słabym stylu z rzędu ciężko o optymizm.
Pozytywne emocje związane z powrotem Lecha do poważnego grania przyćmił niedawny, rozczarowujący mecz o Superpuchar Polski. Porażkę w prestiżowej rywalizacji z Legią Warszawa o trofeum dałoby się jeszcze przeboleć. Rzecz w tym, że poznaniacy zaprezentowali się słabo. W drużynie funkcjonowało niewiele elementów.
– W pierwszej połowie byliśmy za wolni w działaniach z piłką i bez niej. Druga połowa była już lepsza. Jeśli zaczniemy grać tak, jak w niej i podniesiemy naszą jakość o 10-20%, to osiągniemy satysfakcjonujący nas poziom – mówił trener niebiesko-białych, Niels Frederiksen.
Zarówno osłabione skrzydła, jak i środek pola nie stwarzały szczególnego zagrożenia. Antoni Kozubal, środkowy pomocnik Kolejorza, twierdził, że wina za kiepski styl gry w starciu z Legionistami należy między innymi do niego:
– Były luki, żeby grać między liniami. Myślę, że problem był we mnie i moich rozwiązaniach. Czasem podejmowałem złe decyzje.
– Zbyt wolna gra wiązała się też z pozycją numer 10. Zazwyczaj mieliśmy tam szybkich zawodników, którzy wybiegali za plecy rywala. Tym razem ustawieni byli tam piłkarze trochę wolniejsi i częściej grający w środku pola – zwrócił uwagę na inny aspekt 20-letni pomocnik.
Poznaniacy mieli więc wiele do udowodnienia w rywalizacji z Cracovią, która dobrze przepracowała okres przygotowawczy pod wodzą nowego trenera. Luka Elsner to ciekawa postać. Słoweniec był w ostatnich latach trenerem na poziomie Ligue 1 – trenował Stade Reims czy Le Havre, które wprowadził do francuskiej ekstraklasy.
– Mimo przyjścia nowego trenera styl Cracovii się nie zmienił. Wyprowadza piłkę bezpośrednimi zagraniami. Jej zawodnicy są ruchliwi i wymieniają się pozycjami. Ponadto ten zespół gra kompaktowo i jest agresywny w pressingu. Gdy broni niżej, to ustawia piątkę obrońców. Musimy szybko transportować piłkę do przodu, prezentując wysoki poziom – przedstawiał rywala Frederiksen.
Mecz jak z koszmaru
Duński szkoleniowiec miał rację. Cracovia zagrała dokładnie tak, jak to opisywał – zwartą formacją, piątką z tyłu i agresywnie. Znakomicie wyglądała w fazach przejściowych z obrony do ataku, gdyż trzy bramki dla niej padły po kontratakach. Wraz z Ajdinem Hasiciem dużo krwi obrońcom Lecha napsuł Filip Stojilković – następca bramkostrzelnego snajpera, Benjamina Kallmana. To po ich dwójkowych akcjach padły dwa pierwsze gole w piątkowym meczu.
Gole, których można było uniknąć, bo Pasy strzeliły je po błędach, kolejno, Michała Gurgula i Alexa Douglasa. W ogóle Kolejorz źle rozgrywał piłkę. Jego piłkarze znów grali zbyt wolno i przewidywalnie. Ponownie prawidłowo nie funkcjonował środek pola. Co z tego, że lwią część czasu gry przebywali na połowie rywali, jeśli głównym pomysłem na podanie było zagranie do najbliższego kolegi.
– Cracovia dobrze ustawiała się w obronie. Niepokojąca jest sytuacja, gdy wymieniasz tak wiele podań na połowie przeciwnika, ale nie przychodzi ci z tego zbyt wiele okazji. My tych okazji nie stworzyliśmy. Nie potrafiliśmy sobie również poradzić z wysokim pressingiem. Brakowało nam jakości, żeby wykorzystywać przestrzenie, które nasi rywale zostawiali – tłumaczył po spotkaniu trener biało-niebieskich.
No i znów te skrzydła. Ponownie po prawej stronie wystąpił Joel Pereira, ponownie z marnym skutkiem. Może już nie był tak irytujący, jak w spotkaniu z Legią, lecz nadal występowanie na tej pozycji powoduje u niego dyskomfort.
– W moim odczuciu, aktualnie na tej pozycji, Joel jest najlepszym z zawodników dostępnych na prawe skrzydło. W innym wypadku po prostu by na tej pozycji nie grał. Zdaję sobie jednak sprawę, że to rozwiązanie okazało się nieperfekcyjne – wyjaśnił swoją decyzję Frederiksen.
Z kolei lewe skrzydło obstawił Leo Bengtsson. Szwed tym razem jednak nie zachwycił. Mało było go w grze, a gdy już był, to nie robił żadnej różnicy. A jeśli nominalny skrzydłowy prezentuje się przeciętnie i nie ma jakościowych zmienników, wiedz, że sytuacja jest trudna.
Transfery na ratunek
Trudno nie sądzić, że jednym z powodów tak słabego startu Lecha w sezon 2025/2026 jest właśnie zbyt mała liczba piłkarzy. W drużynie powstał szpital. Do końca roku wypadli Daniel Hakans i Patrik Walemark. Długo niedostępny będzie też Radosław Murawski, a Bartłomiej Barański wypadł na około miesiąc. Ponadto przed spotkaniem z biało-czerwonymi dowiedzieliśmy się o problemach Afonso Sousy.
– Wystarczy spojrzeć na nasz dzisiejszy skład. W porównaniu do poprzedniego sezonu widać, ilu tych zawodników nam brakowało, szczególnie w przednich formacjach. To byli zawodnicy, którzy strzelali gole, kreowali sytuacje, byli niebezpieczni, a dzisiaj nie mogliśmy z nich skorzystać. To jeden z powodów, ale na pewno nie główny – zauważył szkoleniowiec, odnosząc się do starcia z Pasami, ale w meczu z Legią wyglądało to podobnie.
Na szczęście Kolejorz powoli powiększa kadrę. Tuż przed rywalizacją z Cracovią przedstawiono dwóch nowych zawodników – Timothy’ego Oumę oraz Pablo Rodrigueza. Ten pierwszy został wypożyczony ze Slavii Praga. To kenijski defensywny pomocnik, którego mocnymi stronami są przechwyty, agresywny odbiór oraz umiejętność gry do przodu po przejęciu piłki. Natomiast Rodriguez został wykupiony z Lecce. Gra na pozycji ofensywnego pomocnika. Charakteryzuje go dobre poruszanie się między liniami. Nie przeszkadza mu też gra na wysokiej intensywności, a to ważne w taktyce Nielsa Frederiksena.
Wcześniej ogłoszono też transfer Joao Moutinho. Ten lewy obrońca jest dobrze znany kibicom polskiej ligi. W poprzednim sezonie reprezentował barwy Jagielloni Białystok. O tym, jak się spisywał, najlepiej świadczy nominacja do nagrody najlepszego obrońcy PKO BP Ekstraklasy, a także liczba rozegranych przez niego meczów – 45. W to wliczają się występy w Lidze Konferencji. Portugalczyk powinien być wartościowym wzmocnieniem.
Pozostaje mieć nadzieję, że nowi piłkarze szybko wprowadzą się do Lecha i zaczną stanowić o jego sile. To ważne, zwłaszcza że już we wtorek rozpocznie on zmagania w eliminacjach do Ligi Mistrzów. W II rundzie zmierzy się z Breidablikiem Kopavogur.
Mikołaj Dilc