PORAŻKA W PRÓBIE GENERALNEJ. LECH POZNAŃ PRZEGRYWA Z BANIKIEM OSTRAWA

Fot. Mikołaj Dilc

Sobotni mecz towarzyski z czeskim Banikiem był dla Lecha drugim i jednocześnie ostatnim testem przed spotkaniem z Legią Warszawa w Superpucharze Polski. Porażka 1:2 w tym sparingu pozostawia pewien niedosyt, jednak w pewnych aspektach Kolejorz mógł się podobać.

Lechici już niedługo rozpoczną nowy sezon. Skończyli już dwutygodniowy obóz przygotowawczy we Wronkach, którego finałem był sparing z Banikiem Ostrawa. Trener Niels Frederiksen zdecydował, że drużyna rozpocznie mecz na galowo – w wyjściowym składzie znaleźli się podstawowi zawodnicy. Całkiem możliwe, że taką, lub bardzo podobną, jedenastką Lech wyjdzie na mecz o Superpuchar Polski z Legią. Można więc powiedzieć, że był to test przed rywalizacją o pierwszy w tym sezonie puchar.

Szkoleniowiec nie mógł jednak ubrać Kolejorza w najlepszy garnitur, ponieważ kilku piłkarzy zmagało się z problemami zdrowotnymi. Do tego grona zaliczyć należy Radosława Murawskiego, Patrika Walemarka, Daniela Hakansa. Natomiast Ali Golizadeh późno dołączył do zespołu i nie był gotowy do gry. Mimo to w jedenastce nie brakowało znajomych nazwisk – wśród nich między innymi Afonso Sousa, Mikael Ishak, czy Antoni Kozubal. 

Gra w kratkę

Pierwsze minuty były koncertem jednego zawodnika. Ewerton z Banika napędzał kolejne ataki i Lechici nie potrafili go przypilnować. Skrzydłowy czeskiej drużyny dobrze odnajdywał się w przestrzeniach pozostawianych przez zawodników Kolejorza. Brazylijczyk grał dobrze przez całe 45 minut, ale występ udekorował już w 9. minucie. Wtedy zdobył pięknego gola, lobując z połowy boiska źle ustawionego Bartosza Mrozka.

Lech stracił bramkę pierwszy, ale chwilę wcześniej sam mógł objąć prowadzenie. Znakomitą okazję miał Sousa, który ominął bramkarza Banika, lecz mając przed sobą pustą bramkę, trafił w słupek. Po golu Ewertona zespół z Poznania trochę się rozbudził. Coraz lepiej i składniej wyglądały akcje przeprowadzane środkiem pola. Szczególnie Kozubal potrafił podawać celnie między liniami przeciwników. 

Problematyczne dla Kolejorza było jednak tworzenie sobie sytuacji podbramkowych. Jedne ataki rozbijali pod swoim polem karnym zawodnicy czeskiej drużyny, inne kończyły się spalonymi, na które łapano Ishaka. Mało w grze byli obecni ustawiający się na bokach Kornel Lisman i Joel Pereira. Mimo to w 25. minucie udało się wyrównać. Michał Gurgul wypuścił długim zagraniem Sousę, a Portugalczyk posłał piłkę nad golkiperem Banika. Dopadł do niej Ishak, który pewnie wykończył akcję.

Wyrównanie napędziło trochę podopiecznych trenera Frederiksena, choć wciąż oddawali mało strzałów. Kilka razy tracili też w środku pola piłkę, co narażało ich na kontrataki przyjezdnych. Mimo to druga bramka dla Banika padła nie po takiej kontrze, lecz po rzucie wolnym w ostatniej akcji pierwszej połowy. Bezpośrednie dośrodkowanie niebiesko-biali zdołali jeszcze wybronić, jednak kolejne spowodowało zamieszanie, po którym Erik Prekop umieścił futbolówkę w bramce.

Zmiennicy nie pomogli

Po przerwie w składzie Lecha dokonano zmian. Za Mateusza Skrzypczaka, Kornela Lismana i Mikaela Ishaka weszli Alex Douglas, Robert Gumny oraz Bryan Fiabema. Również goście z Czech zmienili kilku piłkarzy. 

Rotacje nie poprawiły sytuacji gospodarzy. Kolejorz utrzymywał się przy piłce na połowie rywala, lecz nie tworzył sobie sytuacji. Banik kilka razy mu zagroził, lecz czujny w bramce był Mrozek. Jednym z pozytywów była zdolność niebiesko-białych do rozgrywania pod naciskiem piłkarzy z Czech. 

W 61. minucie zespół z Poznania zmienił kolejnych zawodników. Łącznie weszło siedmiu graczy, w większości młodych. Wyjątkami byli Elias Andersson i Bartosz Salamon. Oni również nie odmienili losów spotkania. Przyjezdni nie tworzyli sobie już tak dobrych okazji, ale podobnie było w wypadku Lechitów, których było stać tylko na strzał Gumnego po centrze Sammy’ego Dudka. Już do końca meczu Banik był w stanie trzymać Lecha z dala od własnej bramki. 

– Był to sparing, w którym wprowadzaliśmy już swoje założenia, ale czasami brakowało nam sił. Za nami dwa tygodnie pracy podczas obozu. Myślę, że było u nas widać te ciężkie nogi. Już za tydzień, kiedy zejdziemy z obecnych obciążeń, nasza forma będzie lepsza – mówił po meczu Kornel Lisman. 

– Nie ma co przejmować się wynikiem. Oczywiście, zawsze chcemy wygrywać i szkoda, że tym razem się to nie udało, ale ważniejsze będzie, żeby zwyciężać w meczach o punkty, a także zdobyć superpuchar – dodał skrzydłowy.

Mikołaj Dilc