WIANKI, BROKAT I POLSKA MUZYKA. ENEA EDISON FESTIVAL 2025

4 i 5 lipca w podpoznańskim Baranowie znów zawitali muzycy, przepełniając teren Hotelu Edison muzyką. W trakcie tych dwóch dni przestrzeń nad jeziorem Kierskim zamieniła się w tętniące życiem centrum artystycznych doznań, gdzie dźwięki popu i muzyki alternatywnej przeplatały się z letnią atmosferą i klimatycznymi zachodami słońca.

Kameralna przestrzeń hotelowego ogrodu stworzyła idealne warunki do tego, by w pełni zanurzyć się w muzyce i odpocząć od codziennego zgiełku.

Raz po raz

Sceny były dwie: główna, na otwartej przestrzeni, idealna na wieczorne występy i te rozsadzające wakacyjną energią (oraz podbitym basem). Druga – Forest Stage wkomponowała się w kameralną atmosferę wchłoniętego przez przyjeziorny las festiwalu.

Raz po raz słychać było przemyślane plany i obietnice złożone przez uczestników; przecież trzeba zdążyć na koncert na drugiej scenie, ale dobrze by było też zająć dobre miejsce. Jasne, że zdążymy. Jeszcze chwila, dokończymy tę jedną piosenkę i idziemy. Mogło się zdawać, że kalkulacje nie miały końca. Mimo to dzień pierwszy festiwalu Enea Edison zakończył się pod Main Stage, gromadząc wszystkich na koncercie Krzysztofa Zalewskiego. Było tłoczno. Niektórzy wyglądali, jakby cały dzień czekali właśnie na ten jeden występ. Trudno się dziwić, ponieważ ze wszystkich pierwszodniowych koncertów, właśnie ten Zalewskiego cieszył się największą energią i mocnym, rockowym uderzeniem. 

2 dni, 14 koncertów

Maraton występów bardziej i mniej rozpoznawalnych artystów rozpoczął zespół Lor – czwórka czarujących brzmieniem głosów i instrumentów dziewczyn, które dzięki festiwalowi mogły poszerzyć swoją rzeszę fanów. Koncert był równie magiczny – słowo ethereal idealnie pasuje do świetlistej i zwiewnej estetyki, jaką prezentowały sobą artystki na Enea Edison Festiwal.

Równie urzekającego, choć zdecydowanie bardziej specyficznego pod względem stylu muzycznego, występu doświadczyliśmy na scenie leśnej, tego samego, pierwszego dnia festiwalu. Mianowicie koncert Grzegorza Turnau, którego śpiewana poezja potrafiła ukoić, ale i pobudzić. Wizualna oprawa świetlna komponowała się z każdym utworem, nie przytłaczając go.

W cieniu drzew

Kempingowy klimat wydarzenia zachęcał nie tylko samotników spragnionych muzyki na żywo i darmowych płóciennych toreb, ale i całe rodziny z dziećmi. Popołudnie nie było boleśnie upalne, toteż uczestnicy śmiało rozkładali swoje koce i leżaki pod gołym niebem. Choć festiwale cieszą się dużą popularnością wśród pierwszej dwudziestki, to na tym festiwalu zauważalne było troszkę starsze pokolenie. Wychowani na muzyce lat 2000, nostalgiczni, pragnący po prostu…odpocząć. Boysband o nazwie PROJEKT WOW wykonał kilka coverów popularnych piosenek właśnie z tamtych lat i przyjęło się to bardzo dobrze. Na widowni usłyszałam jeden komentarz: „Przecież takich zespołów to jest dużo. Nic specjalnego”. Ale to właśnie Waligóra, Odoszewski i Wolas porwali w wir wspomnień festiwalowiczów w Baranowie. I nie można im ująć tej radosnej iskry, którą zaszczepili w swoich słuchaczach na Forest Stage.

Jak uczestnicy spędzili te dni?

Strefy sponsorów również zadbały o wrażenia uczestników. Alior Bank udostępnił przestrzeń, w której można było odetchnąć i naładować telefon, a w międzyczasie wypić lemoniadę. Dla tych, którzy chcieli nieco podkręcić swój wygląd i dostosować się do festiwalowych trendów, przygotowano stoiska oferujące uzupełnienie makijażu brokatem oraz warkoczyki dla młodszych uczestników. Crunchips uzupełnił imprezowy klimat strefą silent disco, w której uczestnicy mogli tańczyć do nowszych oraz tych starszych, nostalgicznych hitów. Gmina Tarnowo Podgórne zapewniła atrakcje dla najmłodszych. W namiocie znalazły się między innymi piłkarzyki i tenis stołowy.

Publiczność przechadzała się między scenami, a strefą relaksu. To właśnie ten kameralny klimat festiwalu najbardziej przyciąga uczestników. Wielu z nich podkreślało, że to nie tylko muzyka, ale również miejsce, atmosfera i ludzie tworzą tą niepowtarzalną aurę:

 – Najbardziej podoba mi się atmosfera i klimat, nie ma takiego spędu. Scena w lesie jest bardzo klimatyczna, a przede wszystkim przyszłyśmy tu dla muzyki. – mówią Ania i Klaudia, uczestniczki festiwalu. 

Na pamiątkę

Punkt Alior Banku ładował telefony ekspresowo – i to chyba jedna z lepszych inwestycji (poza samymi występującymi artystami) Enea Edison Festiwal. Przestrzeń sprzyjała sesjom zdjęciowym i pamiątkowym filmikom. A kto chciał zapuścić się dalej w las, by skorzystać z możliwości nagrania cichego tempa przyrody, nie czuł presji i pośpiechu. Może także dlatego, że chcąc nie chcąc, był offline bardziej niż zwykle – zasięg bywał słaby. Dla tych zmagających się z FOMO mogło być to wyzwaniem.

Impreza na Baranowie spisała się na medal w zapewnieniu wytchnienia od zgiełku dużego miasta.Drugiego dnia festiwalu mogliśmy poczęstować się darmowymi przekąskami i posłuchać radiowych hitów Pawła Domagały lub przemyśleć i powspominać, tańcząc z najbliższymi do utworów Ani Szlagowskiej.

Z wypowiedzi uczestników wynika, że głównie chodzi o muzykę, ale czy jest to zasada? Baranowo ugościło tych, którzy wakacje chcieli rozpocząć ze świeżą energią, wyśpiewać stres i wytańczyć napięcie. Koniec końców chyba się udało?

 – Na festiwalu byłam tylko drugiego dnia, ale nie czuję, żebym coś straciła. Nie było tłoku, opaliłam się, a Kasia zjadła gofry. Muzyka na żywo zawsze jest niepowtarzalna! – entuzjastyczna wypowiedź Darii, która na koncerty przyjechała z 4-letnią córką, prowadzi do konkretnych wniosków. Czasem słońce i dotknięcie trawy rzeczywiście dobrze wpływa na samopoczucie. Wykorzystajmy tę wskazówkę w te wakacje i nie omijajmy festiwali. Będzie ich jeszcze naprawdę dużo!

Joanna Pawałowska, Aleksandra Piastanowicz

fot. Aleksandra Piastanowicz