W POZNANIU ZNÓW ZIELONO MI! NEXT FEST 2025 [RELACJA]

Między 24 a 26 kwietnia w kilkunastu lokalizacjach ponownie zabrzmiała świetna muzyka. Pop, funk, jazz, elektronika czy hip-hop – każdy mógł znaleźć coś dla siebie. W Poznaniu znów zebrały się tłumy, a ja miałam okazję uczestniczyć w tym szalonym wydarzeniu.
Festiwal cieszy się dużym zainteresowaniem, a wszystkich zebranych łączy wspólna miłość – pasja do polskiej muzyki. Działo się tyle, że gdybym miała opisywać wszystko, czego doświadczyłam w przeciągu tych trzech niezwykłych dni, musiałabym napisać o tym mały reportaż! Zapraszam Was na moją osobistą przygodę z weekendem pod znakiem zielonych flag.
Dzień pierwszy – pierwsze zaskoczenia
Moją muzyczną podróż rozpoczęłam w Sali Wielkiej w Centrum Kultury Zamek z poznańską multiinstrumentalistką i wokalistką Kathią. Zauroczyła mnie swoimi poetyckimi tekstami i ciepłym głosem zapraszającym mnie do wejścia w jej elektroniczno-akustyczny świat. Grała między innymi utwór „lekka jak powietrze” ze swojego debiutanckiego albumu „Przestrzeń”. Zaprosiła także na scenę zespół Lor i wspólnie zagrały najnowszy singiel „Rosa”, którego możecie już posłuchać w serwisach streamingowych.
Przeniosłam się do Tamy, a na miejscu swój występ zaczęła Alicja. Zwyciężczyni „The Voice of Poland” w swoim repertuarze zawarła utwory ze swojego najnowszego albumu „nie wracam” wydanego w zeszłym roku. Alicja nie potrzebuje ozdobników – jej muzyka płynie z głębokiego, bardzo świadomego miejsca i potrafi przenieść słuchacza do świata emocji tak silnych, że trudno o nich zapomnieć. To muzyka dla kogoś, kto szuka w niej prawdziwego wzruszenia.
Po zakończonym występie przeniosłam się na Estrada Stage, gdzie wystąpił Dureń. Zagrał utwory takie jak „Dom i pies” czy „Pociąg do Paryża”, które są balladami o autentycznych historiach samotności i potrzebie bliskości. Spodobała mi się jego nostalgiczna wrażliwość i pewność siebie na scenie.
Dzień drugi – trochę więcej występów i odkryć
Na scenie Estrady Poznańskiej wystąpił oświęcimski zespół Zachwyt, dzięki któremu na Placu Wolności wybrzmiał shoegaze. W zeszłym roku ukazał się ich album „Wolniej”, w którym eksplorują dźwięki onirycznych gitar. Ich hipnotyzujące brzmienia łączą senną lekkość z głośnymi emocjami. Niedługo później na tej samej scenie można było usłyszeć zespół Noco, który stworzył niepowtarzalny alt-folkowy i avant-popowy klimat z elementami gitarowego indie. Artyści eksperymentują i nie chcą się zamykać w konkretnych gatunkach.
Jedną z niespodzianek przygotowanych przez organizatorów festiwalu były tak zwane koncerty dywanowe, na których wystąpili Kathia oraz Daniel Godson. Każdy z artystów zaprezentował dwie piosenki na… dywanie! Proste i krótkie akustyczne aranżacje wybrzmiały na zamkowym dziedzińcu otwartym przy kawiarni Kaferdam.
Po wysłuchaniu występów przeniosłam się na scenę w lokalu Muchos, w którym wystąpił mop. Zagrał zarówno parę swoich najpopularniejszych singli, jak i przedpremierowo parę utworów ze swojego nowego albumu „Uniwersum”, który na serwisach streamingowych wyjdzie 23 maja.
Wychodząc nieco z mojej strefy komfortu muzycznego, postanowiłam wybrać się na występ Kosmy Króla. Od pierwszych wersów odrodził moją zapomnianą miłość do dobrego rapu. Jego muzyka opiera się na braku patosu i na charakterystycznym flow, które artysta szlifował przez lata tworzenia freestyle’u. Zagrał single ze swojego najnowszego albumu, między innymi „tom i jerry” i „AJAJAJ”, zostawiając słuchaczy z przesłaniem – nie bójmy się ruszać! Sam Kosma o swoim nextowym popisie powiedział:
– Podobało mi się to, że miałem przestrzeń, żeby kupić serca publiczności. Ludzie, którzy być może nie byli przekonani na pierwszym kawałku, po ostatnim freestyle’u byli kupieni. To jeden z lepszych koncertów, jakie zagrałem – wspomina raper.
Dzień trzeci – widać już koniec przygody
Cinnamon Gum, czyli Maciej Milewski, zaprezentował Cinnamon Show, które przyciągnęło do Zamku tłumy zainteresowanych. To jego nowe wcielenie inspirowane muzyką lat 60. i 70. Ciepłe brzmienia wypełniły Salę Wielką i przeniosły w czasie wszystkich słuchaczy. Świetnie zrealizowany koncept, który wprowadził na polską scenę trochę świeżości.
Po drodze weszłam także na koncert Brieli, w której zakochałam się od pierwszej usłyszanej nuty. Jej nostalgiczny indie pop mnie ujął. Jest songwriterką od prawie dziesięciu lat, a w przeszłości stawała na scenach festiwali poezji śpiewanej. Tym razem możemy zobaczyć ją w odsłonie subtelnych, eterycznych brzmień. Moim kolejnym przypadkowym odkryciem został francuski duet Isla Oiseau tworzony przez Jacinthe i Billy’ego. To para, której muzyka jest określana jako „love pop”. Było mi dane zobaczyć ich wystąpienie w wersji akustycznej z powodu nagłego problemu z prądem w lokalu. To, jak szybko artyści przejęli sprawy w swoje ręce, jest nie do opisania. Na zawsze zapamiętam moment, w którym para zeszła ze sceny w świetle smartfonowych latarek i tańczyła z widownią podczas wykonywania wzruszającej francuskiej ballady „Barque”.
Wreszcie dotarłam na wyczekany koncert zespołu Mlecze. Warszawski zespół z dwoma singlami na koncie zaserwował klimat inspirowany Men I Trust i Alice Phoebe Lou. Zagrali przedpremierowo „To były mlecze” czy „Polny kwiatek”. Zespół oplata się kwiecistością natury w tekstach, a rockową wrażliwością w grze. Trzynastego czerwca ukaże się ich debiutancki album, w którym pokażą więcej tego bedroom popowego klimatu.
Na zakończenie festiwalu udałam się do Tamy na specjalny koncert zespołu Muchy z okazji ich dwudziestolecia. Lokal był wypełniony po brzegi, a fani z niecierpliwością czekali na występ zespołu. Koncert zaczął się z małym opóźnieniem, ale było warto. Nostalgiczna podróż do korzeni oraz pierwszych utworów zespołu niejednego fana zostawiła z poczuciem za szybko minionego czasu. Na scenie zespołu gościli poznański duet Zuta, który wykonał z zespołem kawałek „22 godziny” oraz legendarny raper Peja z „Mój rap to moja rzeczywistość”.
My Name Is Poznań – miejsce dla poznańskich artystów
Reprezentanci lokalnej sceny muzycznej wystąpili podczas panelu „My Name Is Poznań – the next generation, czyli jak skutecznie ułatwić start debiutantom”. Zaproszeni zostali Kuba „Kubeus” Mrozek oraz Zuzanna Lipowicz z duetu Zuta. Dyskusja prowadzona przez Edgara Heina (Radio Afera) obejmowała wyjaśnienie idei projektu, plany wydawnicze oraz wizję Poznania przedstawionego przez artystów na składance. Projekt powstał podczas pandemii, która spowodowała zatrzymanie życia społecznego i kulturalnego. Swoimi doświadczeniami z udziału w tej akcji podzielił się Liedtke., artysta występujący na tegorocznej scenie My Name Is Poznań Showcase.
– Uważam, że jest to bardzo dobra formuła do tego, żeby scalić osoby „oddychające podobnym powietrzem”. To świetna opcja, żeby poznać ludzi, nagrać coś w profesjonalnym studiu i zaznaczyć swoją obecność na mapie Poznania – podkreśla artysta.
Artyści wybrani w edycji 4.0 mieli okazję pojawić się na scenie w Lokum Stonewall i zaprezentować swoją twórczość.
Jak podobało się uczestnikom?
Next Fest to miejsce, które prowokuje do poznawania nowej muzyki i rozszerzania swoich horyzontów. Jest wydarzeniem, w którym artyści z mniejszym zasięgiem dostają platformę na swój rozwój i zdobywanie nowych fanów. Całkowitym przypadkiem można trafić na muzykę, którą weźmiesz sobie do serca na długie lata. Zapytałam wybranych uczestników, kto był ich największym odkryciem:
– Właśnie wracamy z koncertu Kajetana Wolasa na Scenie na Piętrze. Jesteśmy zachwycone, to był najlepszy koncert do tej pory – mówią Oliwia i Tatiana, uczestniczki festiwalu.
Pozostaje nic innego, jak tylko czekać na przyszłoroczną edycję festiwalu, która odbędzie się 16-18 kwietnia. Zapisujcie sobie już ten termin w kalendarzach, do zobaczenia!
Joanna Pawałowska




