DO RADOMIA PO CZWARTE ZWYCIĘSTWO! LECH POZNAŃ PRZED MECZEM Z RADOMIAKIEM

Fot. Mikołaj Dilc

Kolejorza czeka w niedzielę wyjazd do Radomia na mecz 30. kolejki Ekstraklasy, w którym zmierzy się z Radomiakiem. Rozpoczyna się ostatnia faza rozgrywki o mistrzostwo Polski. W rozmowie z dziennikarzami trener Lecha, Niels Frederiksen, opowiedział trochę o sytuacji drużyny i scharakteryzował przeciwników. Również młody skrzydłowy Kornel Lisman podzielił się opinią o atmosferze w szatni, a także zdradził, co czuje po ostatnich występach w podstawowej jedenastce.

Minione tygodnie upłynęły pod znakiem niezłej formy Lecha Poznań. Choć wciąż nie znajduje się na pierwszym miejscu, zrównał się liczbą punktów z liderującym Rakowem Częstochowa. Tylko pytanie, czy najtrudniejsze chwile są już za poznaniakami? Świadomość, że na pięć kolejek przed końcem rozgrywek każde potknięcie utrudni walkę o mistrzostwo, może przytłaczać zawodników. Trener Frederiksen zapewnia, że w szatni panują dobre nastroje:

– Nie czujemy presji. Jesteśmy w idealnej sytuacji. Rywalizujemy o najwyższe miejsca w lidze. Każdy zawodnik chciałby znaleźć się w takiej pozycji. Wiele więcej frajdy i ekscytacji jest, kiedy gra się o najważniejsze cele, niż gdy znajduje się w środku tabeli, nie mogąc ani spaść, ani czegoś wygrać. Znajdujemy się w takim miejscu, że na koniec sezonu mamy o co walczyć.

Duński szkoleniowiec może mieć obecnie mocny ból głowy. Wszystko przez nadmiar zawodników nadających się do występowania w środku pola. Jest więc to ten pozytywy rodzaj bólu. W ostatnich trzech meczach do wyjściowego składu awizowane było trio: Antoni Kozubal, Filip Jagiełło oraz Patrik Walemark. W kolejce do gry są jeszcze Afonso Sousa i Radosław Murawski.

Teoretycznie to Jagiełło powinien mieć najmniejsze szanse na utrzymanie miejsca w wyjściowej jedenastce. Z kolei w praktyce 27-latek znajduje się w najlepszym okresie, odkąd trafił do Poznania. O tym, jakie są przyczyny takiej metamorfozy Jagiełły, powiedział Frederiksen.

– To stało się naturalnie. Jeśli jesteś zawodnikiem spędzającym dużo czasu na boisku, to w pewien sposób się rozwiniesz, ale też poczujesz pewność siebie i złapiesz lepsze zrozumienie z kolegami z zespołu. Regularne występy sprawiają, że się doskonalisz.

Kolejny trudny mecz

Radomiak Radom w tej rundzie jest groźnym przeciwnikiem. Co prawda wystartował słabo, bo od remisu i dwóch porażek, w tym bolesnej przegranej 0:5 z Jagiellonią Białystok. Potem gra Radomiaka się poprawiła – na pięć spotkań cztery udało im się wygrać i jedno zremisować. Ostatnie trzy mecze to znów remis i dwie przegrane, jednak można powiedzieć, że zabrakło w nich trochę szczęścia. Z respektem do przeciwnika podchodzi też szkoleniowiec Kolejorza, przypuszczając trudną przeprawę.

– Zawsze spodziewam się trudnych meczów i każde do tej pory rozegrane spotkanie było takie w mniejszym lub większym stopniu. Teraz jest tak samo. Przewiduję, że będziemy musieli sporo popracować. Myślę, że rywale zamierzają się bronić, od czasu do czasu próbując podejść do nas wyżej. Będą się bronić pięcioma zawodnikami, więc będziemy musieli kreować sytuacje przeciwko niżej ustawionemu przeciwnikowi.

Trenerem zespołu z Radomia jest Joao Henriques. Objął to stanowisko w styczniu. Na rezultaty jego pracy trzeba było czekać trochę dłużej, ale Radomiakowi się to opłaciło. Zieloni zajmują obecnie trzynaste miejsce w tabeli i są na dobrej drodze do utrzymania się w lidze. Nie udałoby się to bez wzmocnienia defensywy, której liderują Marco Burch oraz Steven Kingue, i ustalenia taktyki polegającej na szybkich przejściach z obrony do ataku. W takiej grze dobrze odnajduje się błyskawicznie biegający Capita Capemba.

– Ich atutem są kontrataki przeprowadzane przez skrzydłowych. Przynajmniej jeden lub dwóch z nich dysponuje dobrą szybkością. Poza tym są mocni w bronieniu. Ich zespół jest dobrze zorganizowany w niskim ustawieniu. Natomiast stałe fragmenty gry zawsze są ważne – wymienił mocne strony drużyny Henriquesa trener Frederiksen.

Dobra passa

Mecz z Cracovią zakończył się zwycięstwem – już trzecim z rzędu. Kolejorz wraz z pewnością siebie odzyskał dobrą pozycję w tabeli. Jednak trener Frederiksen wielokrotnie powtarzał, że nie interesuje go tabela, a to jak jego zespół się spisuje w pojedynczych meczach. Podobnie uważa Lisman, twierdząc, że najważniejsza jest konsekwentna praca z tygodnia na tydzień.

– Nie powinniśmy się skupiać na tym, co będzie za kilka meczów. Czy zostaniemy mistrzem, czy nie. Każdy chce być mistrzem Polski. Natomiast my skupiamy się na najbliższych meczach, na kolejnych przeciwnikach, na wygrywaniu meczów. To jest klucz do sukcesu. Jeżeli będziemy wygrywać te kolejne mecze, to uda się sięgnąć po mistrzostwo.

Mimo to widok na tabelę jest satysfakcjonujący, bo pokazuje progres formy drużyny. A ten nie byłby możliwy, gdyby nie odpowiednia postawa poza boiskiem. Przez pewien moment pojawiały się wątpliwości, czy Lech da radę mentalnie udźwignąć trudną sytuację, w której się znalazł. Jak widać po ostatnich wynikach, udało się to. Piłkarze zachowali pewną pogodę ducha umożliwiającą odbudowanie się.

– U nas atmosfera się nie zmienia. Wiadomo, że jak przegramy jakiś mecz, to jest lekki smutek i żal. Jednak nie przeżywamy tego meczu nadmiernie, a także nie powstają między nami konflikty. U nas ważne jest, żeby zachować pozytywną głowę, zachować koncentrację i trenować, bo tylko tak można zdobywać punkty – zdradził młody skrzydłowy.

Nowy as w talii

W ostatnich tygodniach wzrosły notowania Kornela Lismana w drużynie. Z Koroną Kielce oraz Cracovią otrzymał szansę na grę od pierwszej minuty, natomiast z Motorem Lublin wszedł z ławki na trzydzieści minut. Sam młodzieżowiec nie ukrywał szczęścia z takiego obrotu spraw.

– Jestem bardzo zadowolony, ponieważ cały czas pracowałem na szansę. Trenuję, żeby dostawać coraz więcej minut. To dla mnie takie duże wyróżnienie, że mogę grać w tak dobrym zespole, czasami nawet w pierwszym składzie.

Lisman jest z rocznika 2006. Przed dołączeniem do Akademii Lecha Poznań w 2023 roku reprezentował barwy Pogoni Szczecin i FASE Szczecin. Swoją drogą, wywodzi się właśnie ze stolicy województwa zachodniopomorskiego. Do drużyny rezerw prowadzonej wtedy przez Artura Węskę wdarł się przebojem, spędzając jesienią 2023 roku niemalże 800 minut na boisku.

Z kolei w styczniu 2024 roku trener Mariusz Rumak włączył skrzydłowego do kadry pierwszego zespołu na zgrupowanie przed rundą wiosenną Ekstraklasy. Miejsca w niej już nie oddał.

– Gdy przychodziłem do Lecha dwa lata temu w czerwcu, to nie wiedziałem, że to potoczy się tak szybko. Wiedziałem, że dołączam do najlepszej akademii w Polsce, gdzie konkurencja jest duża i spodziewałem się dużej rywalizacji. Nie spodziewałem się, że już po pół roku będę w pierwszym zespole. Potem kontuzje mnie na chwilę przystopowały, ale też nauczyły mnie pewnych rzeczy. Dodały mi pewności siebie do dalszej pracy – powiedział piłkarz Lecha.

Stoicka postawa

W rywalizacji z Cracovią 19-latek miał udział przy pierwszej nieuznanej bramce dla swojej drużyny. Wygrał pojedynek na skrzydle i posłał dośrodkowanie, które jeden z obrońców drużyny z Krakowa skierował do własnej siatki. Przed anulowaniem gola zdążył usłyszeć, jak ponad 25 tysięcy kibiców skandowało jego nazwisko. Decyzja sędziego nie wpłynęła szczególnie na tego zawodnika.

– Nie zmartwiłem się tym w ogóle, ponieważ byłem cały czas skupiony na meczu. Szkoda, że tak to się potoczyło, ale najważniejsze, że zdobyliśmy dwie bramki i wygraliśmy mecz. Jednak na pewno zostaje to w mojej pamięci i mam nadzieję, że będzie jeszcze wiele takich momentów – podzielił się zawodnik.

Dla młodego piłkarza wejście do pierwszego zespołu drużyny walczącej o mistrzostwo nie jest takie proste. Presja potrafi przytłaczać i sprawiać, że nogi się plączą. Tego po Lismanie nie było widać w ostatnich meczach. Może nie wszedł do składu z drzwiami i futryną, jednak prezentuje solidny, jak na młodzieżowca, poziom. Jedno jest pewne – atmosfera na trybunach pełnych kibiców nie wpływa na niego negatywnie.

– Czuję się swobodnie, szczególnie gdy gramy u siebie. Aczkolwiek kiedy wychodzę na stadion, nie zwracam uwagi na to, co się dzieje na trybunach. Wyłączam się i koncentruję się na tym, co na boisku i nie czuję się wtedy tego. Pełne trybuny na pewno mnie nie deprymują, tylko dodają pewności siebie i takiej ekscytacji – zaznaczył piłkarz. 

Mikołaj Dilc