„ZAGUBIONA AUTOSTRADA” – CZYLI JAK TO JEST ZGUBIĆ SAMEGO SIEBIE

Fot. Warner Bros/Wikimedia Commons

David Lynch, reżyser znany z filmów takich jak „Mulholland Drive”, „Głowa do wycierania” czy z kultowego już „Miasteczka Twin Peaks” pozostawił po sobie dzieła, które wymykają się klasyfikacjom i interpretacjom, rezonując z widzem na poziomie czysto emocjonalnym i egzystencjalnym.

W kulturze znaczeń filmy Lyncha pozostawiają znikomą dziś formę obecności. Zaczynamy bowiem czuć, doświadczać, intensyfikować. Udziwniony świat opowieści reżysera sprawia, że na moment wymykamy się z ram rzeczywistości, aby powrócić i nie spoglądać już na daną rzecz w ten sam sposób.

Ucieczka przed samym sobą

Fred (Bill Pullman) to saksofonista żyjący w małżeństwie z chłodną, zamkniętą Renee. Kiedy zostaje oskarżony o jej brutalne morderstwo, trafia do celi. A potem… znika. Na jego miejscu pojawia się inny mężczyzna – młody mechanik Pete Dayton. To nie jest jednak fizyczna zamiana. To akt psychicznej ucieczki. Fred tworzy nową wersję siebie – młodszą, silniejszą, bardziej pożądaną. W tej nowej rzeczywistości to on jest kochankiem, nie zdradzanym mężem. To on posiada kobietę – Alice – blond, wyzwoloną wersję Renee. To zwykle standardowa interpretacja „Zagubionej autostrady”. Nie bójcie się spoilerów. U Lyncha fabuła to kwestia drugorzędna. Liczy się każdy brzdęk szkła, szuranie krzesłami, krzyk czy płacz. Pozostaje jeszcze kwestia przedmiotów. One mają swoje osobne życie. Wiśniowa poświata – to za nią dochodzi do transgresji bohaterów. No i jeszcze lustro, a w nim swoje odbicie i odbicie ja-nieznanego.

Kobieta jako odzwierciedlenie męskiego pragnienia

Alice/Renee (Patricia Arquette) to femme fatale – z jednej strony zimna i zdystansowana, z drugiej wyzwolona i nieuchwytna. Alice jest figurą kobiety niemożliwej – jednocześnie świętej i ladacznicy, obiektu pożądania i źródła zagłady. Nie jest realną postacią, a lustrem, w którym odbijają się potrzeby Freda/Pete’a. Ale jednocześnie – to ona ma kontrolę. Ona mówi: „Nigdy nie będę cała twoja”. To akt emancypacji w samym środku męskiego spojrzenia. Śmierć jednego z bogaczy ukazuje ponadto, że w świecie tym istnieje pewien wymiar sprawiedliwości. Nie ma tam absolutu. Jest za to człowiek, a jak wiadomo, to z człowieka i tylko z człowieka pochodzi zło.

Czy pamiętasz coś jeszcze?

„Zagubiona autostrada” rozpoczyna się i kończy w tym samym punkcie – widzimy Freda popełniającego zbrodnię, tak jakby wszystko, co wydarzyło się wcześniej, było tylko próbą wyparcia prawdy. To opowieść o człowieku, który nie potrafi znieść tego, kim się stał – i dlatego tworzy własną fikcję. Jednak nawet w tej fikcji nie potrafi być szczęśliwy. Pamięć wraca. Kobieta znów go zdradza. Zło znów przychodzi. Krąg się zamyka. A może wręcz przeciwnie – to opowieść o nim samym, z przeszłości i teraźniejszości, który walczy z traumą wspomnień piętrzących się nad nim. Przychodzi jeszcze człowiek z białą twarzą, uśmiecha się do niego i na krótką wieczność odbiera bohaterowi pewność. Kim jestem? Jak się nazywam? Zagubienie, chaos i rozpacz – to tylko skrawek emocji, które ukazuje „Zagubiona autostrada”.

Kino afektywne, psychologiczne, a może neo-noir?

Obrazy przewijają się jak we śnie. Jesteśmy osadzeni w świecie surrealizmu, prawdy nie ma. Istnieje tylko to co pamiętamy bardziej lub mniej świadomie. Fragmenty rzeczywistości układa widz, choć przede wszystkim przeżywa. Odczuwa dreszczyk emocji, niekiedy strach, innym razem obrzydzenie. Potem wychodzi z sali kinowej i pamięta żółte paski na drodze, pytania o istnienie zła w świecie. Jak można żyć, czyniąc zło? Jak można dalej istnieć? Niedługo nastanie mrok, wszystko spowija wiśniowa poświata. Zapewne pojawia się wiele pytań. Nie martwcie się, Lynch i tak wam na nie nie odpowie.


Natalia Grudzień