ALICJE W KRAINIE KOSZMARÓW [RECENZJA]

Alicja Młodsza (Weronika Asińska) i Alicja Starsza (Maria Rybarczyk) / fot. Klaudyna Schubert
Alicja Młodsza (Weronika Asińska) i Alicja Starsza (Maria Rybarczyk) / fot. Klaudyna Schubert

Większość osób zna tę dziewczynkę o błękitnych oczach i blond włosach, z czarną opaską w kształcie kokardy, w niebieskiej sukience oraz białym fartuchu. Zauważywszy białego królika w eleganckim stroju i z kieszonkowym zegarkiem, pobiegła ona za nim i wpadła do nory, po czym znalazła się w Krainie Czarów. A co, gdyby Alicja była nastolatką, a jej historia została zremiksowana?

Istnieją takie teksty kultury, które mimo upływu czasu wciąż żyją, nawet poza swoją epoką. Są na przestrzeni lat nadal omawiane, reinterpretowane czy poddawane transformacji. Tak właśnie dzieje się z powieścią z 1865 roku autorstwa Lewisa Carrolla – „Alicją w Krainie Czarów”. Ten utwór literacki zyskał wiele adaptacji, zarówno filmowych, jak i teatralnych. Najsłynniejsze z nich zostały wyprodukowane przez Disney – animacja z 1951 roku w reżyserii Clyde’a Geronimiego, Wilfreda Jacksona i Hamiltona Luske’a oraz film z 2010 roku w reżyserii Tima Burtona.

Tę opowieść wzięła na warsztat także reżyserka teatralna i dramaturżka Zdenka Pszczołowska, która wystawiła w Teatrze Nowym w Poznaniu spektakl „Alicja w Krainie Czarów. Remix”. Premiera odbyła się 22 marca.

Obsada „Alicji w Krainie Czarów. Remix” / fot. Klaudyna Schubert
Obsada „Alicji w Krainie Czarów. Remix” / fot. Klaudyna Schubert

Skok do króliczej nory

Przekraczając próg sali teatralnej, myślałam, że znajdę się po drugiej stronie króliczej nory. W bajkowym, kolorowym, trochę dziwacznym lesie, w którym rosną wielkie grzyby i mieszkają różne osobliwe istoty. W Krainie Czarów. Tak się jednak nie stało. Po pierwszym rzucie oka na scenę, zawahałam się, czy dotarłam we właściwe miejsce. Jako że zajęłam swoje siedzisko dziesięć minut przed rozpoczęciem spektaklu – w przeciwieństwie do Białego Królika, zawsze jestem przed czasem – mogłam ze spokojem obejrzeć scenografię (Anna Oramus) ukrytą w mroku.

Wystrój był surowy i od razu skojarzył mi się z poczekalnią w przychodni, szpitalem czy okropnie urządzoną szkołą. Ściany zostały pokryte białymi płytkami łazienkowymi. Po obu stronach znajdowały się także białe drzwi. Na tych z lewej strony widniał znak męskiej toalety. Nad nimi, nieco z boku, wisiał plastikowy, kwadratowy zegar, którego wskazówki obracały się w szalonym tempie. Do ścian przymocowano również plastikowe, czerwone krzesła. Jedno z nich zajmował mężczyzna w surducie, trzymający w rękach kamerę. W centralnej części sceny wyświetlał się napis „5 DNI DO PROCESU”.

Papużka Lori (Oliwia Nazimek), Niby Żółw (Adam Machalica) i Doodon (Jan Romanowski) / fot. Klaudyna Schubert
Papużka Lori (Oliwia Nazimek), Niby Żółw (Adam Machalica) i Doodon (Jan Romanowski) / fot. Klaudyna Schubert

Dwie Alicje

Po ocenie scenografii doszłam do wniosku, że nie ma tu ani krainy, ani czarów. Miałam nadzieję, że chociaż Alicja się zjawi. W tej kwestii także zostałam zaskoczona. Pierwsza na scenie pojawiła się dorosła kobieta z siwymi, krótkimi włosami, w jasnym trenczu. Z tego, co pamiętałam, bohaterka Lewisa Carrolla była dziewczynką. Szybko okazało się, że spektakl rozpoczynała Alicja Starsza (Maria Rybarczyk), a Alicja Młodsza (Weronika Asińska) wraz z Białym Królikiem (Dariusz Pieróg) znajdowała się za kotarą. Tak, dwie Alicje. Doskonale się dopełniające. Co ciekawe, młodsza wersja głównej postaci miała nieco więcej lat niż pierwowzór – była w wieku nastoletnim.

W stosunku do powieści – choć na próżno szukać tutaj dokładnych odtworzeń, ponieważ reżyserka dość swobodnie oparła swoją historię na literackich motywach – zmienił się także czas akcji. Spektakl został osadzony we współczesnych widzom realiach. Dodatkowo ma autentycznie młodzieżowy charakter, co jest zasługą współpracy z grupą licealistów. Obecność „mniejszej” i „większej” Alicji może nawiązywać do tego, jak literacka bohaterka w Krainie Czarów zmieniała swój rozmiar. Jednak o wiele lepsza interpretacja to dosłowne ukazanie relacji wieku nastoletniego z dorosłością. Sztuka powstała głównie z myślą o młodych odbiorcach, natomiast – co próbuje przekazać reżyserka – pewne problemy, z jakimi zmagamy się jako ludzie, są uniwersalne, niezależne do wieku.

Alicja Młodsza (Weronika Asińska) / fot. Klaudyna Schubert
Alicja Młodsza (Weronika Asińska) / fot. Klaudyna Schubert

Sen czy koszmar?

Kraina Czarów w historii Lewisa Carrolla okazuje się senną wizją Alicji. W wersji Zdenki Pszczołowskiej przypomina bardziej koszmar. Mimo że pewne sceny czy dialogi są zabawne, jak na przykład rozmowa Alicji Starszej z Myszą (Maria Bruni) i Papużką Lori (Oliwia Nazimek) o tym, że kobiety nie ma w systemie, lub sytuacja z Niby Żółwiem (Adam Machalica) na basenie, to zostawiają one po sobie gorzki posmak. Bo, jeśli się nad tym zastanowić, absurdalna biurokracja i żarty z czyjegoś ciała wcale nie są takie śmieszne. Przez groteskę i ukazanie rzeczywistości w krzywym zwierciadle reżyserka obnaża Krainę Czarów z jej czarowności.

Akcja spektaklu nie została poprowadzona linearnie, ale jej tempo było szybkie. Czasami można było odnieść wrażenie, że wiele się dzieje jednocześnie, i nie zawsze proste było powiązanie scen łańcuchem przyczynowo-skutkowym. Nadążania za przedstawianą historią nie ułatwiał nadmiar postaci – w sztukę zaangażowano siedemnaścioro aktorów i aktorek. Upływ czasu wyznaczało odliczanie do procesu. Taki oniryczny bałagan jeszcze bardziej świadczy o tym, że widzowie i aktorzy nie znajdują się w przyjaznej i bezpiecznej przestrzeni. Reżyserka uwypukla problemy świata nie tylko Lewisa Carrolla, lecz także naszego. Dobitnie zostały ukazane chociażby totalitarne rządy Królowej Kier (Martyna Zaremba-Maćkowska) i ułomność systemu sądownictwa oraz nie do końca dobre zamiary Kapelusznika (Sebastian Grek) i jego towarzyszy – Susła (Paweł Hadyński) i Zająca Marcowego (Andrzej Niemyt) – względem Alicji Młodszej.

O co tu właściwie chodzi?

Krainę Czarów zamieszkują nieludzkie, osobliwe istoty, grane jednak przez ludzi. Wszystkie aktorki i wszyscy aktorzy – bez wyjątku – wspaniale przygotowali i odegrali swoje role. Oprócz nauczenia się scenariusza na pamięć, każdy wypracował sobie własny sposób mówienia i poruszania, charakterystyczny dla danego stworzenia. Postaci miały fenomenalne, trochę dziwne, kolorowe kostiumy (Magdalena Mucha). Co ciekawe, w sztuce pojawił się także twórca Alicji, Lewis Carroll (Łukasz Chrzuszcz). Tak, to ten mężczyzna w surducie, który siedział na krześle pod ścianą jeszcze przed rozpoczęciem przedstawienia. Choć jego postać w zasadzie tylko snuje się po scenie i nagrywa kamerą główne bohaterki, to sama jego obecność ma wymiar symboliczny. Znaczący dla całościowego przekazu jest dialog, który prowadzi on z Alicją Starszą. Na uwagę zasługuje też klamra kompozycyjna – wypowiedź Białego Królika podczas biegu z Alicją Młodszą wymawiana w różnym tempie.

„Alicja w Krainie Czarów. Remix” w reżyserii Zdenki Pszczołowskiej to sztuka innowacyjna, aktualna, groteskowa, przemyślana i niemożliwa do całościowej interpretacji przy pierwszym spotkaniu. Czy to znaczy, że udam się ponownie na ten spektakl? Niewykluczone. Przez 110 minut moją głowę zaprzątały dwie myśli. Pierwsza: „O co tu właściwie chodzi?”. Druga: „To chyba jedno z najlepszych doświadczeń teatralnych w moim życiu”. Być może ponowne obejrzenie tej historii na deskach Teatru Nowego pozwoliłoby mi znaleźć odpowiedź na pierwsze pytanie i pozbyć się partykuły „chyba” z drugiego twierdzenia.

Jeśli chcecie obejrzeć spektakl „Alicja w Krainie Czarów. Remix” w reżyserii Zdenki Pszczołowskiej po raz pierwszy, drugi czy dziesiąty (nie oceniam), możecie to zrobić 16, 17, 18 i 20 maja o godzinie 19 w Teatrze Nowym w Poznaniu. Bilety do kupienia na stronie internetowej lub w kasie.

Wiktoria Duda