JAK GRAĆ BEZ POMYSŁU? PREZENTUJE REPREZENTACJA POLSKI [KOMENTARZ]

Reprezentacja Polski zdobyła komplet punktów w pierwszych meczach eliminacji do mistrzostw świata w USA, Kanadzie i Meksyku. Po zwycięstwach 1:0 nad Litwą oraz 2:0 z Maltą trudno jednak o optymizm, bo gra biało–czerwonych to wciąż jeden wielki bałagan.
Nawet jeżeli nie wszyscy musieli zbytnio interesować się marcowym zgrupowaniem reprezentacji, to trochę się o nim mówiło. W końcu grała Polska, która przed startem eliminacji do mundialu 2026 nie wyglądała na gotowy produkt. Jednak selekcjoner Michał Probierz otrzymał całą Ligę Narodów na testowanie różnych rozwiązań i mogliśmy sądzić, że kadra to już bardziej mrożonka, którą trzeba podgrzać, by dobrze smakowała. Pudło!
W minionej przerwie nie chodziło o udowodnienie, że Pan Probierz jest „debeściakiem” i jego kadra też, bo nie pozwalała na to klasa Litwy oraz Malty. Jako głodna rezultatów opinia publiczna chcieliśmy po prostu zobaczyć, że trener wyciąga wnioski, a zespół jest budowany z głową. Miało o tym świadczyć pewnie zdobyte sześć punktów ze słabszymi rywalami. Cóż… Oczy bolały od patrzenia.
Droga przez mękę
Bo skąd Litwini wracali? Chyba nie z nocnej wycieczki, skoro tak utrudnili sprawę Lewemu i spółce. Chyba jedynym pozytywem po tym starciu było to, że Mickiewicz był Polakiem… Mecz z Maltą? Pomimo wyniku 2:0 nie było lepiej. Choć w nim przynajmniej bombardowaliśmy dobrymi strzałami bramkę wyspiarzy.
W obu spotkaniach polska reprezentacja była chaotyczna i nerwowa. Z piłką przy nodze nie potrafiła rozwinąć skrzydeł. Jej akcje były rwane, z kolei w ataku pozycyjnym panowała dezorganizacja.
Piłkarze trenera Probierza nie mieli pomysłu na sforsowanie bloku defensywnego swoich rywali. Posyłali masę wrzutek, które zatrzymywały się na obrońcach. Brakowało im płynności w grze. Grali niedokładnie oraz przewidywalnie. Szczególnie w meczu z Litwą nic nie wnosiły słabo wykonywane stałe fragmenty.
Litwini w pewnym momencie nawet lepiej rozgrywali piłkę niż nasi kadrowicze. To oni pierwsi stworzyli sobie groźną sytuację, po której mogli prowadzić. Natomiast Maltańczycy potrafili w pierwszej połowie swobodnie przeprowadzać kontrataki i parę razy zamknęli naszych na własnej połowie.
Jasne, czasem pozornie łatwe mecze ze słabszymi drużynami okazują się być tymi najtrudniejszymi. Tylko tu zgadzało się naprawdę niewiele. W przypadku meczu z Litwą nie biliśmy głową w mur, bo nawet się pod nim nie pojawialiśmy. Natomiast Maltańczyków pokonaliśmy dzięki odbiorom na ich połowie. Nic sensowniejszego zaoferować się nie udało.
Ryba psuje się od głowy?
Przez frustrację ciężko już pojąć, czy to zastępcy Zielińskiego i Zalewskiego, czyli prawdziwych liderów kadry, nie potrafili realizować założeń taktycznych, czy może jednak trener nie ma zbyt ciekawego pomysłu na styl gry? Wychodziłoby na to, że albo zaledwie wąska grupa piłkarzy jest w stanie spełniać oczekiwania selekcjonera, albo fałszywą nutą w probierzowym śpiewie był całkiem ładnie i ofensywnie grający zespół w krótkich okresach jego kadencji.
Jeżeli realizowano jakieś schematy, to raczej te polegające na posyłaniu długich podań za linię obrony rywali. Mało kombinacyjnych akcji widzieliśmy w poczynaniach zawodników w biało-czerwonych strojach. Nie powiemy tego z kolei o kontratakach z Maltą, bo ich było sporo i wyglądały one dobrze, lecz spodziewaliśmy się czegoś więcej. Czegoś, o czym moglibyśmy mówić w kategoriach ,,ale to zagrali” czy ,,jak pomysłowo się poruszali”.
Tylko Jakub Kamiński zaoferował nam coś więcej – odwagę oraz przebojowość, a co za tym szło, tworzenie przewagi wygranymi dryblingami. Sebastian Szymański w trakcie meczów był nierówny, ale też należą mu się słowa pochwały, bo w lepszych momentach napędzał ataki. Na malutki plusik zaliczymy jeszcze występy dynamicznego Matty’ego Casha oraz Jakuba Modera. Kiedy tego drugiego w spotkaniu z Maltańczykami uwolniono od części zadań defensywnych, zaprocentowało to w jego grze ofensywnej – zaliczył śliczną asystę piętką przy golu Karola Świderskiego.
Indywidualności także są ważne w układance w postaci drużyny piłkarskiej. Trzeba dbać o zawodników potrafiących zadecydować jednym zagraniem o losach meczu, bo nigdy nie wiadomo, kiedy mogą się przydać. Problem w tym, że na ten moment jednostki to jedyne, co możemy zaproponować. Do czasu wejścia Kamińskiego brakowało takiej w starciu z naszymi wschodnimi sąsiadami i było to aż nadto widoczne. Z kolei w drugiej rywalizacji, pojawiające się częściej dobre rzeczy wychodziły głównie od pojedynczych piłkarzy.
Kadra pełna sprzeczności
Zapominalstwo jest w ludzkiej naturze. Szczególnie, gdy doświadczymy czegoś zawstydzającego. Próbujemy wtedy o tym nie myśleć i najczęściej gorzki smak porażki po czasie przestaje być tak wykrzywiający.
Tak było z naszą reprezentacją. Dużo mieliśmy jej do zarzucenia, ale częściej w głowie wybijały się te mniej liczne pozytywne wrażenia, które dawały jakąś nadzieję. Nadzieja może nie umarła, ale niektórzy chyba przebili już ją włócznią i czekają, aż wyda ona ostatnie tchnienie. Cierpliwość ma swoje granice, w tym wypadku to osiemnaście miesięcy kadencji Probierza.
Według selekcjonera zmierzamy w dobrym kierunku. Pokerowe sprawdzenie pokazało coś innego. Polska reprezentacja wydaje się stać w miejscu. Ciężko połapać się, w jaki sposób Probierz chce ułożyć drużynę. W wykorzystaniu prostych środków nie ma nic złego. Tylko zupełnie inaczej wyobrażaliśmy sobie zapowiedzi trenera o odwadze z piłką przy nodze.
Mimo to zwolnienie byłego trenera Jagiellonii czy Cracovii mija się z celem. W ostatnich latach karuzela trenerska kręciła się w najlepsze. Nie ma sensu uruchamiać jej ponownie już w trakcie eliminacji, gdyż szkoda marnować kilka miesięcy na kolejny reset. Kibice powinni pogodzić się z losem i przyjąć zespół takim, jakim jest. Niech przynajmniej zgadzają się wyniki.
Mikołaj Dilc