WOJNA PRZENIESIONA NA SŁOWA, A ZARAZEM MIEJSCE WOLNOŚCI W CIĄGŁEJ SZAROŚCI

Fot. madeofmusicteam/wikimedia commons

„I nowe hasła, zawładną wami, za taką cenę będziecie kukłami” – śpiewał Paweł Gumola, lider zespołu Moskwa. Choć historia festiwalu w Jarocinie sięga lat 70., to jego „złote lata” bez wątpienia przypadają na okres 1980-1989. W założeniu był to „wentyl bezpieczeństwa” totalitarnej władzy, a w rzeczywistości krzyk zbuntowanego, młodego pokolenia, nadchodzący wraz z nową falą punk rocka. Przez wielu odbierany jako symbol walki o wolność zapisał się w historii jako kilkudniowy przerywnik od niepewnej codzienności. Festiwal w Jarocinie stał się swoistym fenomenem bloku wschodniego i miejscem, w którym chociaż na kilka dni można było dać upust frustracji skierowanej przeciwko władzy sowieckiej.

Początkowo festiwal nosił nazwę Wielkopolskie Rytmy Młodych i nic nie wskazywało na to, co wydarzy się w późniejszych latach. Podczas jego pierwszej edycji szeregi artystów zasilały najczęściej lokalne grupy, a sama impreza miała skromny charakter, jednak z biegiem lat festiwal zaczął cieszyć się coraz większym zainteresowaniem. Zaczęli występować tam profesjonalni muzycy, aż ostatecznie w 1980 roku Walter Chełstowski oraz Jacek Sylwin zdecydowali, aby to Jarocin stał się polskim sercem muzycznym.

I Ogólnopolski Festiwal Muzyki Młodej Generacji

Co ciekawe, w 1980 pierwsza edycja już nowego i organizowanego na o wiele szerszą skalę festiwalu nie cechowała się tym, z czym ją później kojarzono. Na scenie pojawili się artyści uznani później za powszechnie znanych, m.in. Kora z Maanamem czy zespół Kombi. Muzyka punkowa była wtedy sensacją oraz bliżej nieokreśloną ciekawostką. Nie zdążyła jeszcze eksplodować, a zarazem zamknąć w swych ramach, by później z woli samych artystów wyprzeć się głównego nurtu. Niezmienny pozostaje również fakt, że festiwal budują przede wszystkim ludzie, a ludzi natomiast buduje środowisko, które ich otacza.

Ludzie jakby z kamienia, twarze skute granitem, a Jarocin wciąż gra

Dnia 13 grudnia 1981 roku wybrzmiewają słowa ,,ojczyzna nasza znalazła się nad przepaścią” wypowiedziane przez Wojciecha Jaruzelskiego. Polska zostaje sparaliżowana do 1983 roku, lecz nie do końca. Opole – odwołane, Sopot – odwołany, natomiast Jarocin działa. Brzmi to niewiarygodnie, że władze dopuściły do organizacji wydarzenia związanego z muzyką raczej awangardową, która dawała szerokie pole do obrazy i kpin z rządzących. Oczywiście nie obyło się bez komplikacji – niektórym muzykom nie udało się dojechać na tę imprezę, m.in. Lady Pank. Sam festiwal również rejestrowano na potrzeby Telewizji Polskiej. Ironicznie natomiast edycja z 1982 roku obfitowała w zespoły punkowe, co będzie mieć w przyszłości znaczący wpływ na charakter wydarzenia.

„Budują ciągle nowe rakiety, k**** zachodu i k**** sowiety”

fragment utworu „Atomowa śmierć” zespołu Dezerter

Jarocin stał się „polem działań wojennych” zamkniętych w słowach. W 1983 festiwal notował rekordy publiczności (ok. 20.000 tys), co przez długi czas czyniło go największym festiwalem na Wschodzie. Skutkiem tej popularności był wzrost zainteresowania ze strony Służb Bezpieczeństwa. Odgórnie nakazano, aby teksty wszystkich artystów poddano cenzurze. Zapoczątkowało to nową „rozrywkę”, czyli opracowywanie tekstu tak, aby dało się go zagrać, lecz żeby nikt się nie zorientował, że godzi w dobre imię socjalistycznego ducha. Nie trzeba zbyt wiele, by wyobrazić sobie, jak taki proces przebiegał. Na wysokich stanowiskach urzędowych obsadzano ludzi całkowicie niekompetentnych, którzy wielokrotnie po prostu nie rozumieli przekazu określonych utworów. Nawet jeśli coś wykryto, to zespoły otwarcie łamały ten totalitarny akt, na żywo grając „zakazane wersy”. Organizatorzy mieli ręce pełne roboty, aby zwodzić cenzora, że to wszystko ma zupełnie inny wydźwięk.

Jedna z ciekawszych sytuacji miała miejsce w 1986 podczas występu zespołu Moskwa. Przebieg koncertu nagrano i jest możliwy do obejrzenia w serwisie Youtube. Podczas wykonywania utworu „Nigdy” w zwrotce: 

„Nowe hasła zawładną wami
Za taką cenę będziecie kukłami
Mówicie tak, bo to jest rozkaz
Gdzie wasze ja, tak ginie Polska”

lider Paweł „Guma” Gumola dokonuje subtelnej zmiany „kukły” na każdemu znany wulgarny odpowiednik. Ze współczesnej perspektywy może nie budzi to tak wielkich emocji, ale wówczas obowiązywało inne prawo, a zachowanie Gumy, jak i wielu innych artystów, przedstawiało nieugiętość, a zarazem ogromną siłę woli, by przeciwstawić się władzy. Może i nie jest to erudycyjne, ale czy powinno być? Szczególnie wobec instytucji, które jawnie oszukiwały, manipulowały, a przede wszystkim gwałciły prawo do wolności. Twórców za taki akt czekały srogie represje, często w postaci ogromnych kar finansowych.

„Wielki problem małych ludzi, co pomyśli o was ktoś”

fragment utworu „Tchórze” zespołu Dezerter

W ten sposób przechodzimy do wielu różnych twarzy festiwalu. Po 1984 Jarocin dzierżył miano radykalnego, a nazwa ta zrodziła się z wielu powodów – od samych nazw zespołów, po teksty, aż ostatecznie po zamieszki. Co ciekawe, a zarazem absurdalne, panował zakaz tworzenia plakatów z publiką. Wielokrotnie sugerując się samym wyglądem różnych ludzi, „odkrywano” krytykę w stronę władz PRL. Wokół wydarzenia zaczęło tworzyć się wiele legend, jak chociażby jedna związana z odprawieniem czarnej mszy w 1986 roku. Jarocin nabierał przez to wiele różnych wymiarów, a co więcej zrzeszał różniące się od siebie subkultury: metalowców, punkowców, hipisów itd. Można by humorystycznie rzec, że festiwal urósł do miana Woodstock’u bloku wschodniego.

„Nie po to urodziłeś się, by z góry patrzeć na tłum szary”

fragment utworu „Pod prąd” zespołu KSU

Jarocin w latach 80. miał niezaprzeczalnie ogromne znaczenie dla publiczności, jak i zarówno dla samych artystów. Stał się jedynym miejscem, gdzie można było otwarcie wyrazić sprzeciw władzy i szarej codzienności. Wykreował wiele zespołów z tzw. sceny niezależnej i dał szansę chwilowego oderwania się od trosk. Jednakże z biegiem lat nasiliła się tendencja polaryzacyjna, która szczególnie emanowała w latach 90. Jarocin z miejsca igrania z władzą stał się przestrzenią na potyczki między ludźmi tam przyjeżdżającymi – wyodrębnienie wielu subkultur często prowokowało do tarć, w szczególności fizycznych.

„Spytaj milicjanta, on ci prawdę powie”

fragment utworu „Spytaj milicjanta” zespołu Dezerter

W 1994 doszło do największej zamieszki w historii festiwalu, która ostatecznie stanowiła jeden z czynników kładących kres temu wydarzeniu. 

Jak podaje Jarocińska.pl, bezpośrednio po zakończeniu koncertu w amfiteatrze do patrolu policyjnego zgłosiło się kilku uczestników z różnymi problemami, w tym z pobiciami. Po niedługim czasie drobne incydenty przerodziły się w nieustannie narastający chaos. Grupa około 300-400 osób zaczęła agresywnie zachowywać się w stosunku do funkcjonariuszy, a do boju ruszyły kamienie i butelki.

Trudno stwierdzić, co w rzeczywistości doprowadziło do tej sytuacji, gdyż wszystko zależy od tego, czyją perspektywę się przyjmie. Raport policyjny mówił swoje, za to środowisko punków zupełnie coś innego. Jednym z głównych zarzutów było zbyt silne demonstrowanie siły przez funkcjonariuszy, którzy używali nieproporcjonalnych środków względem zagrożenia. Ponadto w samym środowisku subkultur nasiliło się zjawisko tzw. sezonowców, czyli punków, którzy tylko na okres festiwalu utożsamiali się z ową subkulturą. Wzrost napięcia w końcu znalazł upust w tzw. „zadymie”, która przeniosła się na teren miasta. Ucierpiała wtedy infrastruktura, a kres „Jarocina” został zapamiętany w dość negatywnym świetle.

Festiwal przywrócono do życia dopiero w 2005 roku. Opinii na temat obecnej kondycji „Jarocina” jest naprawdę wiele. Zazwyczaj dominują przekonania, które romantyzują stare czasy w stylu: „Kiedyś Jarocin to był Jarocin, a dzisiaj to szkoda gadać”. W rzeczywistości wydarzenie dalej cieszy się niezwykłą popularnością, a ponadto stało się symbolem kultury. Faktycznie, festiwal może i uległ wpływowi mass mediów, komercjalizacji, popkultury, lecz wciąż należy mieć na uwadze, że zmieniły się również czasy. Choć trudno stwierdzić, czy na lepsze…

Mateusz Berndt