SREBRO NA OTARCIE ŁEZ. SŁODKO-GORZKI WYSTĘP POLAKÓW NA HMŚ W LEKKOATLETYCE

Rekordy kraju, rekordy życiowe, najlepsze wyniki w sezonie… To i tak za mało na podium mistrzostw świata. Polacy przywożą z Chin tylko jeden medal. Ale w zasadzie trudno powiedzieć, czy powinniśmy ich chwalić, czy ganić. Zapraszamy na skrót najważniejszych wydarzeń.
Zaledwie dwa tygodnie po halowych mistrzostwach Europy w Apeldoorn polscy lekkoatleci musieli zmienić strefę czasową i stanąć do rywalizacji o medale w halowych mistrzostwach świata. Do Nanjing pojechało 14 reprezentantów Polski. Jak się spisali?
Płotki nie wybaczają błędów
Największe nadzieje medalowe wiązaliśmy z występem Jakuba Szymańskiego (60 m przez płotki). W tym sezonie prezentował życiową formę – dwukrotnie poprawił rekord Polski i dwa tygodnie temu w Apeldoorn został halowym mistrzem Europy. Do Nanjing przyjechał z drugim najlepszym czasem w stawce (7.39 s). Swoją dyspozycję potwierdził w eliminacjach i wszystko wskazywało na to, że wejście do finału będzie formalnością.
Oczami wyobraźni wszyscy widzieliśmy już pasjonujące starcie Polaka z dominatorem tej konkurencji, Grantem Hollowayem, który ostatni raz przegrał ponad 10 lat temu. Szymański zdecydowanie prowadził w swoim biegu półfinałowym. Marzenia o zdetronizowaniu Amerykanina pozbawił go jednak błąd na zejściu z ostatniego płotka. Do mety dobiegł na trzecim miejscu i nie zakwalifikował się do finału.
Na filmie błąd Polaka na ostatnim płotku.pic.twitter.com/Izt9yyscft https://t.co/7nhGRv5hmn
— Athletics News (@Nedops) March 22, 2025
Holloway zwyciężył z czasem 7.42 s, zapewniając sobie trzecie halowe mistrzostwo świata. Co by było, gdyby… – chciałoby się powiedzieć – bo takiego talentu w polskich płotkach jeszcze nie mieliśmy. Pamiętajmy jednak, że Kuba ma dopiero 22 lata i pewnie nie raz nas jeszcze zaskoczy. Oby tym razem pozytywnie.
Osiem finałów, ale jeden medal
Wyjątkowe emocje w finale biegu na 60 m przez płotki zapewniła nam Pia Skrzyszowska, która co prawda nie błyszczała na początku sezonu, ale przygotowała najlepszą formę na imprezę docelową. W bardzo mocnej stawce pobiegła na rekord Polski. Po 45 latach wynosi on 7.74 s. Taki sam wynik osiągnęła jednak trzecia na mecie Ackera Nugent z Jamajki. O braku medalu dla Polki przesądziły 0.003 s.
History made 🤯
— World Athletics (@WorldAthletics) March 23, 2025
Devynne Charlton defends her 60m hurdles title in a nail-biting race where six women dipped under 7.80 – a new record😳
Before today, the most sub-7.80s in one race was just three. This final doubled it 😱#WorldIndoorChamps pic.twitter.com/H9dVJnf4rK
Swoją życiówkę pobiła też Anna Wielgosz (800 m). Od wczoraj wynosi ona 2:00.34. To trzeci wynik w polskich tabelach historycznych, ale jak się okazuje, to wciąż za wolno, żeby myśleć o medalu mistrzostw świata. Rywalki otworzyły pierwsze 200 m zdecydowanie mocniej i Polka już nie zdołała ich dogonić. Zajęła piąte miejsce.
Przyzwyczailiśmy się, że w finałach imprez mistrzowskich oglądamy Ewę Swobodę (60 m). Podobnie, jak w Apeldoorn Polka zajęła czwarte miejsce. Do medalu zabrakło jej tym razem 0,02 s. Przegrała z tymi samymi zawodniczkami, które stanęły na podium HME.
Back on top 👑
— World Athletics (@WorldAthletics) March 22, 2025
Mujinga Kambundji storms to 7.04 to reclaim her world indoor 60m title from 2022💨#WorldIndoorChamps pic.twitter.com/Bva3mDXttR
Honor naszej reprezentacji uratowała Justyna Święty-Ersetic (400 m), liderka niedoświadczonej żeńskiej sztafety 4×400 m, która została dowołana do kadry na ostatnią chwilę. Polki w składzie Justyna Święty-Ersetic, Aleksandra Formella, Anastazja Kuś i Anna Maria Gryc wywalczyły srebro, nasz jedyny medal w Chinach. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że stawka tego biegu, delikatnie mówiąc, nie była doborowa. Brak krążka w zasadzie nie wchodził w grę.
Justyna po raz piąty w karierze zameldowała się też w finale mistrzostw świata na 400 m. Nigdy nie przywiozła z tej imprezy indywidualnego medalu i tym razem również jej się to nie udało. Aby znaleźć się na podium, musiałaby poprawić swój rekord życiowy z hali (51.04 s). Przybiegła na metę jako piąta, co, mając w pamięci poprzedni sezon, nie jest wcale złym wynikiem.
Polki w składzie Justyna Święty-Ersetic, Aleksandra Formella, Anna Gryc i Anastazja Kuś pobiegły po srebro halowych mistrzostw świata 😍
— TVP SPORT (@sport_tvppl) March 23, 2025
📲 Klasyfikacja medalowa ▶️ https://t.co/oRHm2tWkUD pic.twitter.com/tmRPze5FI3
Całe podium biegu na 400 m mężczyzn należało do Amerykanów. Wielka szkoda, że nie oglądaliśmy w tej konkurencji Maksymiliana Szweda. Świeżo upieczony wicemistrz Europy wycofał się z udziału w HMŚ. Decyzja podyktowana była strategią przygotowań do wyjątkowo długiego sezonu letniego (MŚ w Tokio startują dopiero w połowie września). Wynik uzyskany przez Polaka w Apeldoorn (45.31 s) dałby w Nanjing srebrny medal.
Duplantis poczuł oddech na plecach
Zwycięstwo Armanda Duplantisa w konkursie skoku o tyczce nikogo już nie dziwi. W ostatnich latach nikt nie postawił mu jednak takich trudnych warunków jak Emanuil Karalis. Manolo skakał jak w transie. Pokonał 5.95 m w pierwszej próbie. Mondo odpuścił tę wysokość. Skoczył za to 6.00 m. Grek postawił wszystko na jedną kartę. Przesunął próbę na 6.05 m i… skoczył, poprawiając swój rekord życiowy z tego roku (6.02 m). Ustanowił tym samym nowy rekord Grecji i zajmuje z tym wynikiem piąte miejsce w tabelach historycznych w hali. Warto przypomnieć, że Karalis trenuje razem z Piotrem Liskiem pod okiem Marcina Szczepańskiego.
Można powiedzieć, że strategia wywarcia presji na Szwedzie się powiodła, bo ten przy skoku na 6.10 strącił poprzeczkę, co zwykle mu się nie zdarza. Bez problemu przefrunął jednak nad tą zawieszoną na wysokości 6.15 m i sięgnął po trzeci w karierze tytuł halowego mistrza świata. W tym konkursie Mondo przekroczył w dodatku barierę 100 skoków powyżej 6 m. Tym razem nie zaatakował natomiast rekordu świata, który wciąż – choć pewnie nie na długo – wynosi 6.27 m.
Mondo magic ✨
— World Athletics (@WorldAthletics) March 22, 2025
Duplantis clears 6.15m to win his third straight world indoor title just after soaring over 6.00m for the 100th time in his career 🤯#WorldIndoorChamps pic.twitter.com/lVqiXuuQmg
Dublet Ingebrigtsena
Sportowcy z Norwegii obecnie nie kojarzą nam się najlepiej, ze względu na ujawnione nie tak dawno skandaliczne oszustwo skoczków narciarskich. Ale Norweska lekkoatletyka przeżywa renesans. Zaczęło się od historycznego rezultatu Karstena Warholma w Tokio. W Paryżu podziwialiśmy pierwszy od 1920 roku złoty medal Norwega w dziesięcioboju, który wywalczył Markus Rooth.
Za to wczoraj swój osiągnięcie z Apeldoorn powtórzył Sander Skotheim, który ma teraz na koncie złoto HME i HMŚ w siedmioboju. Wybitny Jakob Ingebrigtsen zdublował jego tegoroczny sukces. Dwukrotnie stanął na najwyższym stopniu podium zarówno podczas HME, jak i HMŚ. Trudno w to uwierzyć, ale do tej pory utytułowany Norweg nie miał w swojej kolekcji złota HMŚ ani na dystansie 1500, ani 3000 m.
Do tych krążków trzeba dołożyć jeszcze brąz Henrietty Jaeger w biegu na 400 metrów.
Double indoor glory 🏆🔥
— World Athletics (@WorldAthletics) March 23, 2025
Jakob Ingebrigtsen clocks 3:38.79 to win his second world indoor gold in as many days, adding the 1500m crown to his 3000m triumph 👑#WorldIndoorChamps pic.twitter.com/lfT4QH78Ye
Nie wyjeżdżamy z Chin z pustymi rękoma, wyniki naszych lekkoatletów pokazują, że wciąż należymy do ścisłej czołówki, ale apetyty mieliśmy dużo większe. Ostatnim punktem programu było przekazanie flagi organizatorom przyszłorocznych lekkoatletycznych mistrzostw świata, Polakom, bo te odbędą się w Toruniu. Pozostaje nam kibicować, że w roli gospodarzy zaprezentujemy się znacznie lepiej.
Aleksandra Łukawska