POLITYKA AUTENTYCZNOŚCI – GENIUSZ MAISONA MARGIELI

Wiosna 1990. Plac zabaw na obrzeżach Paryża przykuwa oko belgijskiego projektanta, Maisona Margieli, a ten wybiera go na miejsce swojego nowego, zmieniającego dotychczasową modę, pokazu. Modelki potykały się na nierównej powierzchni, a prasa została wyparta z pierwszych rzędów przez grupę lokalnych dzieci. Zaproszenia na spektakl wykonane zostały przez uczniów okolicznych szkół, przez co projektant zyskał tysiące oryginalnych zaproszeń. Zdjęcia ze spektaklu przywodzą na myśl takie przymiotniki jak naturalny, przyziemny i niekonwencjonalny. Margiela przewrócił stołek z napisem „moda”, zacierając granicę między modą a sztuką, a także rewolucjonizując świat high fashion, zostawiając go takim, jakim znamy go dziś.

W 1988 roku Maison Margiela oraz jego wspólniczka Jenny Meirens założyli w Paryżu dom mody Maison Martin Margiela. Świeżo po zwolnieniu się z Jean Paul Gaultier, gdzie pełnił funkcję asystenta, mężczyzna postanowił zacząć tworzyć modę samodzielnie. Swój pierwszy show wypuścił w 1989 roku, a odbył się on w Café De La Gare. Nie był to oczywisty wybór, ponieważ domy mody wybierały wtedy duże, dobrze oświetlone budynki.

Inge Grognard, makijażystka będąca wtedy na czele grupy przygotowującej modelki, stwierdziła, iż atmosfera była chaotyczna, backstage ciemny, a wiele potrzebnych narzędzi jeszcze nie dojechało. Niedługo później wybieg uderzyła monochromatyczna fala kolorów. Modelki Margieli kroczyły po wybiegu zamaskowane, zostawiając za sobą ślady czerwonej farby. Był to sprytny zabieg mający na celu zaprezentowanie widowni tabi boots, inspirowanych tradycyjnymi japońskimi skarpetkami z osobnym palcem.

Paleta kolorystyczna przechodziła od białego, poprzez wyrazisty czerwony aż do czarnego. W akompaniamencie „Guess I’m Falling In Love” autorstwa The Velvet Underground na wybiegu pojawiły się fryzury sprawiające wrażenie niedokończonych i ciemne, rozmazane cienie na oczach połączone z czerwonymi ustami. Obserwując spiczaste kołnierzyki i widoczne szwy ubrań Margieli, widzimy podwaliny zaczynającej się nowej ery mody.

Maison Margiela miał wielką osobowość i nie zawahał się jej użyć

Zakochany w dekonstrukcji Margiela ciął stare ubrania, aby przeobrazić je w części nowych kreacji. Tworzył kolczyki zrobione z porcelany i korków od szampana, a kurtki były zlepkiem skarpetek i rękawiczek. Wszystko, czego dotykał Margiela, zmieniało się w diament, a jego pracownia była miejscem, gdzie śmieci znajdowały swoją rolę w świecie wysokiej mody.

Magazyn „L’Officiel” definiuje warsztat Margieli jako „skrzyżowanie minimalizmu z punkiem”. Preferował używanie stonowanych kolorów, a jego imię i nazwisko nigdy nie zostały nadrukowane na ubrania. Można uznać, iż zakończył erę „przesadyzmu” i przerostu lat 80. Mimo absencji jego imienia w kolekcjach, w świecie mody aż huczało o jego rewolucyjnych pomysłach. Tabi boots, sweter Harvardu zmieniany w torebkę czy topy zrobione z jednorazowych reklamówek prowokowały branże do dyskusji. Margiela zaprezentował nowy sposób tworzenia odzieży i wykorzystywania dostępnych materiałów, jednocześnie przecierając szlak dla innych artystów. Ręcznie tworzył ubrania, używając tworzyw z recyklingu. Chciał dawać im drugie życie, wykorzystując ich potencjał do maksimum. Miał konceptualną wizję, chciał żeby moda krzyczała za niego na różne tematy.

Wypowiadanie się, a raczej dawanie wypowiedzieć się odzieży na temat inkluzywności i konsumpcjonizmu, były na tamten moment nowe i świeże. Dziś obserwujemy tony artystów, podejmujących poważne tematy w swoich projektach. Wszystkie ubrania jego autorstwa, opatrzone były białą metką z czterema ikonicznymi szwami. W 2000 roku zaprezentowana została światu „The Oversized Collection”, zawierająca bardzo szerokie, oversizowe ubrania, które stały się później standardem w naszych szafach. Zaś w 1998 roku zaprezentował światu swoją „płaską” kolekcję, czyli ubrania wyglądające jak papierowe wydruki.

Krzykliwe wizje człowieka bez twarzy

Maison Martin Margiela pewnego dnia zniknął. Zaczął odmawiać bycia fotografowanym, przestał udzielać wywiadów i pokazywać się w przestrzeni publicznej. Jego zniknięcie pociągnęło za sobą fale teorii i zwiększyło zainteresowanie jego osobą. Były to lata kultu wielkich supermodelek, sensacji i zdjęć wklejanych na pierwsze strony gazet. 

Margiela chce, żebyśmy zauważali lukę, czuli, że czegoś brakuje. Idealnie ukazuje nam to biała, pusta metka ukryta we wnętrzu każdego ubrania. Anonimowość jest ważnym aspektem w budowaniu tożsamości dla marki, same modelki często pokazywały się z zakrytymi twarzami, aby nie odwracać uwagi od kolekcji. Margiela nigdy nie szukał rozgłosu dla swojej osoby, jedynie dla swoich idei. Chciał skupić się na swojej odzieży, a nie na sobie, przedstawiając branży nowy sposób komunikacji poprzez swoją sztukę. Ściągał świat high fashion z górnych półek, promując uwzględnienie innych oraz docenienie swojego sztabu.

Margiela opracował numerkowy system opisywania ubrań. W 1997 roku wprowadził numerację od 0 do 23 ozdabiającą dotychczas puste metki. Każdy numer odpowiada innej linii produktów i jest zakreślony w kółko w zależności, do której kolekcji dany produkt należy (1 to kolekcja kobiet, a 11 to akcesoria itp.). Koncepcję i wizję Margieli, mimo jego odsunięcia się od marki w 2009 roku, wciąż są obecne we współczesnej modzie. Jego podejście do twórczości i techniki tworzenia odzieży inspirują aspirujących projektantów na całym świecie.

Zofia Wielebska