KWESTIA PERSPEKTYWY. POLSKA OAZA W TURECKICH OCZACH

Fot. Mete Kanpolat

Çok yaşayan bilmez, çok gezen bilir” – w polskim tłumaczeniu to tureckie powiedzenie oznacza „Wie więcej ten, kto dużo podróżuje, a nie ten, kto długo żyje”. Erasmus sprawił, że sporo tureckich studentów odwiedziło Polskę i sądząc po rozmowie z nimi, wzięli sobie to przysłowie do serca i goszczący ich kraj chcą poznać najlepiej jak się da.

Przedsylwestrowy, zaskakująco cichy (jeszcze) wieczór. Ja i moje dwie przyjaciółki dzielimy kawiarniany stół również z dwojgiem znajomych – także studentami, tyle że z innej części świata, od której dzieli nas około 2600 kilometrów. Mete i Seyit pochodzą z Turcji, a w Bydgoszczy spędzają kilka miesięcy w ramach Erasmusa i z dużą dozą ciekawości oswajają się z Polską. Dość szybko poczuli się tutaj jak w domu, tyle że w takim wakacyjnym, bo spokojniejszym. 

– Mimo że weekendowe wieczory potrafią być szalone, to w Turcji i tak jest o wiele większy gwar. Tutaj każdy zajmuje się sobą, każdy pędzi we własną stronę – przyznał Mete z zauważalną szczerością, kiedy w drodze powrotnej z kawiarni minęliśmy mężczyznę, który sylwestra świętował wcześniej, według swojego własnego kalendarza. Poza tą jedną osobą bydgoskie ulice w centrum były ciche i puste.

Zeybek i kręgle

Wspominając te okoliczności myślę sobie, że były dość kuriozalne – siedzieliśmy w kawiarni, a jej właściciele co chwilę zerkali na zegarki, dając do zrozumienia, że czas się zbierać. Tok rozmowy naszej piątki nabierał tempa (zakłócany niekiedy przez zalążki nowego, improwizowanego języka, kiedy angielski supłał się w gardle), stając się coraz bardziej angażujący. Siedzący centralnie pod plakatem stoku narciarskiego w Zakopanem w retro estetyce Seyit właśnie przypominał sobie tureckie łamańce językowe, jakby mało było jeszcze lingwistycznego pomieszania z poplątaniem. Wszyscy popijaliśmy herbatę lub kakao, bo ani Mete, ani Seyit nie piją alkoholu. Kawę zrobili potem oni – turecką, czyli taką, która nam w smaku przypominała tę słodką i gęstą, niefiltrowaną kawę, którą zrobiliby polscy dziadkowie. Rytuał parzenia przeprowadzony w warunkach polowych – studenckich, w akademickiej sali za stołem do kręgli. W przerwach od ciągłego mylenia się, kto wbija które kule, wymienialiśmy się nagraniami naszych państwowych tańców ludowych. Zarówno zeybek, jak i kujawiak były widowiskowe, ale wszyscy zgodziliśmy się, że każdy z zamkniętymi oczami zatańczyłby do „Cotton Eye Joe”.

Zdrowia, szczęścia i… pieniędzy

– Polska jest stosunkowo tania, macie złoty, a nie euro. W dodatku sytuacja ekonomiczna w Turcji jest po prostu… słaba – nie dziwię się, że Mete nie chciał się zbytnio rozdrabniać w kwestii gospodarczo-politycznej swojego kraju. Ten temat odebrałby radość z dzielenia się doświadczeniami, które zebrał, będąc w Polsce przez prawie pół roku. Właśnie o te obserwacje postanowiłam go zapytać.

– Ludzie są dobrze wychowani i pomocni. Ulice są bezpieczne, w nocy bywa różnie, ale i tak jest lepiej niż w Turcji. No i też nie macie tyle bezpańskich psów. Przez kilka miesięcy mojej obecności tutaj, nie dostrzegłem żadnego – odpowiedział. W Turcji problem bezpańskich zwierząt jest nasilony i nie raz zdarza się, że jednym z nocnych zagrożeń jest potyczka z goniącym cię czworonogiem. Porównania… nie ma co ukrywać, że właśnie w porównywaniu doświadczeń jest pies pogrzebany. My możemy krytykować warunki, w jakich żyjemy, czy otoczenie, w którym znajdujemy się od urodzenia, ale chyba każdemu choć raz zdarzyło się powiedzieć, że „mogło być gorzej”.

Seyit pochodzi z regionu śródziemnomorskiego Turcji, więc naturalnym jest, że polska pogoda jest dla niego, jak dla nas brytyjska. Powróćmy jednak do prognoz społecznych. Przytaczając Jeżowską: „wszystkie dzieci nasze są” i wszyscy młodzi pragną tego samego – mieć możliwość odkrywania swojego powołania, zbierania doświadczeń i po prostu, jak każdy, życia na poziomie. I nam, i młodym Turkom nietrudno czasem czuć się winnym za to, że wydaje się, jakbyśmy mierzyli wyżej, niż mamy na to warunki. Wszyscy jesteśmy trochę niecierpliwi, chcąc osiągać nasze cele, jednak nie można uniknąć tematu zarobków – pieniądze zapewniają morze możliwości. Minimalna krajowa pensja miesięczna w Turcji wynosi 22 000 lirów. Jeden lir w przeliczeniu na złote to obecnie 11 groszy. Czy 2250 złotych miesięcznie pozwoliłoby nam, młodym (i nie tylko, bo aż około 70% tureckiego społeczeństwa żyje za najniższą krajową) czuć się bezpiecznie w kwestii budowania dorosłego życia i funkcjonowania „na swoim”? I my możemy być przygnębieni, bo forma polskiej gospodarki też nie jest olimpijska, ale przynajmniej mamy tego świadomość – wielu z nas chce i dąży do zmian. 

Polak mały

Świadomi jesteśmy jeszcze wielu innych kwestii, o jakich opowiedział z podziwem Mete. 

– Wiecie dużo o życiu i o języku. Martwicie się o przyszłość, ale najgłębsze rozmowy o codzienności i sposobach radzenia sobie z trudnościami, jakie stawia, odbyłem właśnie tu, w Polsce – zauważył. Przyznam, że jest to subtelny, a jednocześnie rzetelny komplement. Wiele młodych ludzi rzeczywiście ma szeroką perspektywę patrzenia na świat, między innymi dlatego, że obserwowali rodziców. A okres dorastania w PRL-owskiej Polsce ani trochę ich nie pocieszał. Pewna frustracja i gorycz, na którą nie mieli wpływu, została w nich nadal. Teraz nasza kolej, by tej frustracji nieść w sobie jak najmniej. 

Interesujący temat nawinął się, kiedy Mete wspomniał o skomplikowanej sytuacji politycznej, z jaką boryka się Turcja. Tak jak może i my nadal podtrzymujemy swoją podświadomą martyrologiczną naturę (i to jest powód, dlaczego nie uśmiechamy na zdjęciach do dokumentów…), tak niektórzy Turcy i Turczynki mają coś, co można by nazwać genetyczną powagą. Turcja jest na pograniczu wojny domowej, a skłócenie z władzą tylko dolewa oliwy do ognia. Ciężko szybko nie dorosnąć w otoczeniu ciągłego niepokoju czyhającego na kolejne pokolenie. My natomiast nadal w pewnym stopniu żyjemy przeszłością.

– Historia waszego kraju jest częścią was, nawet jeżeli macie wrażenie, że was już to zbytnio nie interesuje. – trafnie zaobserwował Mete. Może to ta stara dobra polska martyrologia? Mało kto z pokolenia Z nazwałby siebie wierzącym i praktykującym, ale kwestia przynależności narodowej nas nie opuszcza. W Turcji nie ma tylu ustawowych świąt, Dnia Matki, Dziadka i Świętego Marcina. My oddajemy głos tradycjom widząc zbliżający się, zaznaczony czerwoną wstęgą w kalendarzu czas Bożego Narodzenia – praktykowanego nie tylko przez chrześcijan. Nadal utrzymuje się stereotyp Turcji jako kraju islamskiego, głęboko religijnego lub nawet i konserwatywnego. Jednak jest to jedynie uprzedzenie i wyrobiony przez lata schemat myślowy.

– Większość młodych ludzi nie wierzy w nic, nie idzie ścieżką wpajanej przez starsze pokolenia religii. To globalna kwestia. W Polsce zauważam to samo, żaden z moich polskich znajomych raczej nie uznaje siebie za katolika – dodaje zamyślony Mete. Tradycje i religia stają się coraz odleglejszymi sobie pojęciami.

Ze mną się nie napijesz?

Alkohol to globalnie problematyczna kwestia, która w różnych krajach traktowana jest inaczej, bo stosunek do wysokoprocentowych trunków jest bardzo zależny kulturowo. Can [czytaj Dżan] przyznał, że zauważa, jak wszechobecna jest kultura picia (a w wielu przypadkach jej brak) wśród młodych osób w Polsce.

 – To niebezpieczne szczególnie wśród nastolatków. A w każdy piątkowy wieczór widzę mnóstwo opróżnianych jak wodę butelek. 

Jako że w Turcji ponad 90% społeczeństwa wyznaje Islam (co ciekawe, są to statystyki określone przez rząd, a sama Turcja jest krajem świeckim [sic!]), picie alkoholu jest z reguły zabronione. Może więc jest to kwestia przyzwyczajenia się do widoku wolnych i niepodlegających „prawom wyższym”  ludzi? Nie ma co się okłamywać, my sami również widzimy ten problem w swoim otoczeniu. 

Nie generalizujmy. Oczywiście, że nie mamy na myśli wszystkich Polaków. Ale takie obserwacje z perspektywy obcokrajowca są niekiedy bardzo cenne – pomagają zauważyć kwestie, które stały się już „przezroczyste”, bo przyzwyczailiśmy się do pewnych zachowań.

Być kobietą

– Kobiety tutaj są bardzo doedukowane i samoświadome. Normalne jest, że czują niepewność, ale nie widać tak tego po nich. Wiedzą, do czego dążą i są gotowe na zmiany. Są wojowniczkami. Ich zachowania nie są zgodne z żadnymi krzywdzącymi je stereotypami – przyznaje Mete. Podnoszące na duchu, prawda? Warto zaznaczyć, że ani Mete, ani Can nie są wyznawcami Islamu, a ich poglądy na temat praw i równości płci nie bazują na często restrykcyjnych zasadach o podłożu religijnym. Przyznają jednak, że duża część tureckiego społeczeństwa nadal utrzymuje pewną rezerwę i pobłażliwość w stosunku do uwagi i odpowiedzialności, jaką obdarzają kobiety w swoim kraju.

Dziedzictwo kulturowe

Turcja to kraj subkontynentalny. Anatolia to nazwa krainy obejmującej Azję Mniejszą, więcej niż połowę całego państwa. 

– Bizancjum, starożytne plemiona, Kapadocjanie, Ormianie, Kartwelowie, Babilończycy. Rozmaity klimat, cztery morza, Mezopotamia i centrum cywilizacji – Mete rozpromienił się, kiedy opowiadał o tym, co jest mu kulturowo i historycznie bliskie. Przez moment uległam wrażeniu, jakby wymieniał fantazyjne krainy, które zmieniły już nazwę lub podzieliły los Atlantydy. Rzeczywiście, padły nazwy, które głównie pamięta się z Biblii lub podręcznika do historii.

Jeszcze ze trzy razy zostałam zbombardowana ważkim przypomnieniem, że Turcja nie jest w Europie, a już na pewno nie jest państwem środkowo-wschodnim. Przyjęłam to do wiadomości czym prędzej, starając się nie narażać rodzącego się zalążka nadziei na darmowe wakacje w tymże kraju (kwestia znajomości). 

Mimo że zawsze warto traktować wszelkie opinie z dystansem, poznawanie innych perspektyw powinno zachęcać do zwracania uwagi na otaczający nas świat i społeczności, w których się obracamy. Kto wie, gdzie spędzimy kolejne miesiące lub lata naszego życia. Miejcie na oku ofertę Erasmusa. Görüşürü!

Aleksandra Piastanowicz