SERYJNE MORDERSTWO – FANTAZJA I KULTURA

Fot. Pixabay

Jeffrey Dahmer, Ted Bundy, Norman Bates, Patrick Bateman – nie ma wątpliwości, że wśród wymienionych nazwisk przynajmniej jedno wydaje wam się znajome. Dwóch pierwszych to prawdziwi seryjni mordercy, pozostali to postacie fikcyjne. Co jednak, jeśli wymienię nazwiska Kimberley Leach, Stevena Tuomiego lub Marion Crane – nazwiska ich ofiar, bezpowrotnie straconych. Dlaczego ich nie znamy i co to o nas mówi?

W gruncie rzeczy wiemy, że popkultura romantyzuje zaburzenia psychiczne. Tylko na ekranie seryjny morderca to zawsze niezwykle przystojny i charyzmatyczny młody mężczyzna. Prawdziwe życie wygląda nieco inaczej. Coraz częściej można jednak odnieść wrażenie, że granica między tym, co ubarwione dla rozrywki a tym co realne zostaje zatarta. Morderca, zwłaszcza seryjny, staje się sławny, kradnąc dla siebie całą uwagę. Czy to on powinien być główną postacią dramatu?

Odważne młode kobiety (i mężczyźni)

Amerykańska autorka, Jessica Knoll, podjęła wspomniany problem w swojej najnowszej powieści „Odważne młode kobiety”. Fabuła jej książki koncentruje się wokół zbrodni Teda Bundy’ego, jednak nie jest on w centrum jej uwagi. Ciężar opowieści spoczywa na jego ofiarach oraz na procesie pociągnięcia go do odpowiedzialności. To nie jest popularny rodzaj opowieści – nie jest to historia tracącego kontakt z rzeczywistością psychopaty, którą znamy z „American Psycho” i „Mechanicznej Pomarańczy”. Ofiary zbrodni w końcu dostają okazję, by przyjąć rolę inną niż trupa – są ludźmi z krwi i kości, których życie coś znaczyło. 

Wszechobecne zafascynowanie archetypem seryjnego mordercy budzi kontrowersję. W 2022 roku gorącą dyskusję wywołał serial o Jeffrey’u Dahmerze, który zamordował łącznie 17 chłopców i mężczyzn. Rodziny zamordowanych wtedy osób nie wyraziły zgody na wykorzystanie ich historii i otwarcie krytykowały serial za rozdrapywanie dawnych ran. Produkcja po raz kolejny zamiast skupić się na ofiarach zdawała się budować legendę chorego psychicznie człowieka, by na zawsze zapisać go w popkulturze. 

Istnieje spora grupa osób, które obawiają się dokąd zmierza współczesna kultura. Powszechnym zjawiskiem stało się w ostatnich latach słuchanie podcastów kryminalnych, w których ponownie poznajemy historie morderców, a nie ich ofiar. Trudno powiedzieć, czy jest to zjawisko, którego należy się bać. Z pewnością całe ogólnoświatowe społeczeństwo nie chwyci za nóż i nie wymorduje się nawzajem od paru opowieści z dreszczykiem. Wśród negatywnych efektów takiej rozrywki wymienia się jednak znieczulenie społeczeństwa na krzywdę oraz apologiczny stosunek do oprawców.

Fantazjowanie o morderstwie

Jeśli zajrzeć na internetowe fora czy platformy społecznościowe, takie jak Tumblr, możemy spotkać się z całymi fandomami skoncentrowanymi wokół seryjnych morderców. Od wielu lat szczególną popularnością cieszy się Patrick Bateman, nazywany przez internet „sigmą”. Bateman oraz mu podobni zdają się pełnić ważną rolę we współczesnym społeczeństwie młodych osób z prostego powodu – reprezentują sobą uwolnienie emocji oraz fantazji. Wyobrażenie sobie samego siebie w skórze Batemana, z jego zwichrowaną moralnością, działa oczyszczająco. Co więcej, nie wiąże się z żadnymi konsekwencjami.

Dla żeńskiej części widowni odpowiednikiem Patricka Batemana stała się znana z Suicide Squad Harley Queen. Stawianie się na miejscu silnej, atrakcyjnej i anarchicznej morderczyni stało się wspólnym mianownikiem dla młodych kobiet z całego świata. Przynajmniej we własnej głowie możemy być taką wersją siebie, jakiej w danym momencie potrzebujemy najbardziej. Od premiery filmu z Margot Robbie minęła już jednak niemal dekada i wpływ Harley Queen nieco już stracił swoje znaczenie. Nie dlatego, że bohaterka przestała być „cool”, ale dlatego, że internet już skazał jej relację z Jokerem na ostateczne potępienie. W jakim kierunku idzie więc kultura i kobiece fantazje?

Morderczy feminizm

Myśląc o ofierze morderstwa, wielu ludzi wyobraża sobie kobietę. Dzieje się tak, ponieważ większość zbrodni ma kontekst seksualny i wiąże się z wykorzystaniem. Myśląc o mordercy, wyobrażamy sobie raczej mężczyznę – to obraz podsycany również w kulturze. Ciężko jest przywołać z pamięci jakąkolwiek seryjną morderczynię, fikcyjną lub nie. Pod tym względem niezwykle ciekawa wydaje się najnowsza brytyjska produkcja Złotko. Główna bohaterka, grana przez Ellę Purnell, łamie stereotyp i z cichej, nieśmiałej kobiety staje się seryjną morderczynią. 

Feminizm Złotka polega na pokazaniu, że okrucieństwo nie ma płci. Wydaje się, że wiele produkcji ostatnich lat skręca w podobne kierunki, wystarczy wymienić trylogię X Ti Westa, najnowszy Krzyk, czy też Arcane. Znany od dekad archetyp „final girl” również zostaje przeinterpretowany. Zdaje się, że kobiece postacie stają się coraz bardziej brutalne i bezwzględne. Z psychologicznego punktu widzenia można powiedzieć, że czeka nas problem. Przeciwnicy takiego zabiegu mówią, że już i tak żyjemy w zdominowanej przez przemoc kulturze, zwolennicy zwracają jednak uwagę jak wiele nowych dróg otwierają podobne zabiegi. Znamy już brutalność mężczyzn, ale nie zbadaliśmy jeszcze wystarczająco dobrze tej kobiecej.

Aleksandra Wituła