PIEKIELNIE SKUTECZNY POZNANIAK – TEODOR ANIOŁA

Wychowanek poznańskiego klubu, w którym spędził praktycznie całą swoją karierę, autor historycznego pierwszego gola w Ekstraklasie dla Kolejorza, a jego imię nosi jedna z trybun stadionu przy Bułgarskiej. To tytuły, które określają jako legendę Lecha Poznań Teodora Aniołę, zwanego Diabłem.
W drużynie poznańskiego Lecha było wielu znakomitych piłkarzy. Współcześni kibice od razu na hasło ,,klubowa legenda” pomyślą o Piotrze Reissie czy Bartoszu Bosackim. Ci starsi fani pewnie powiedzą o tercecie ABC. Pod literką „B” skrywa się Edmund Białas, zaś pod „C” – Henryk Czapczyk. Interesować nas będzie jednak nazwisko związane z literką „A”. To właśnie Teodor Anioła, który został mianowany przez Kolejorza na patrona roku 2025.
Jak na legendę zespołu przystało, jest poznaniakiem. Urodził się 4 listopada 1925 i wychowywał się na Dębcu – także piłkarsko, grając na podwórkach. Wojna nie przeszkodziła mu w drodze do kariery, jednak siłą rzeczy zakłóciła jego rozwój. Gdy tylko wojenny chaos się zakończył, zaczął trenować w drużynie Kolejowego KS-u, czyli dzisiejszego Lecha.
Zaczynał się lipiec 1945 roku, kiedy zadebiutował w sparingu z Polonią Jarocin. Anioła popisał się, strzelając trzy bramki, a jego drużyna rozgromiła przeciwników wynikiem 11:1. Był to dopiero przedsmak jego świetnej kariery piłkarskiej.
Droga do sławy
Nie trzeba chyba nikomu szczególnie tłumaczyć, że po II wojnie światowej struktury polskiej piłki należało zreorganizować. Aby Lech, a wraz z nim Anioła, mógł zagrać w lidze, musiał się on najpierw zakwalifikować. O prawo do uczestnictwa grał podczas Mistrzostw Polski 1947, które de facto były eliminacjami.
Teodor wydatnie pomógł zespołowi, strzelając dwadzieścia trzy bramki. Pomimo to Kolejorz zajął czwarte miejsce, tracąc tylko punkt do trzeciego miejsca umożliwiającego start w lidze. Traf chciał, że wybuchła afera związana z występem nieuprawnionych piłkarzy Polonii Świdnica w wygranym przez nią meczu z poznańskim KKS-em. Lech złożył protest, który odrzucono. Klub zdecydował się nie odpuszczać, co ostatecznie poskutkowało – PZPN powiększył ligę do czternastu drużyn, tym samym włączając do niej Niebiesko-Białych.
Pierwszy sezon na najwyższym szczeblu zakończył się obiecująco zarówno dla Anioły, jak i całego Lecha Poznań. Napastnik zdobył dwanaście bramek, walnie przyczyniając się do uplasowania się jego drużyny na szóstym miejscu.
Potem było tylko lepiej. Do zespołu dołączył Henryk Czapczyk, więc tercet ABC został skompletowany. Sezon 1949 KKS kończył na ostatnim stopniu podium. Rok później… wydarzyło się dokładnie to samo. Diabeł również dwukrotnie wygrał walkę o koronę króla strzelców, trafiając do siatki po dwadzieścia razy w obu edycjach polskiej ligi. Był tak skuteczny, że zdarzało się przypisywać mu bramki, których faktycznie nie zdobył.
Niedoceniony przez kadrę narodową
Anioła zadebiutował w kadrze Polski 1 maja 1950 roku, która grała mecz przeciwko Albanii. Z kolei 21 września 1952 roku, w spotkaniu przeciwko NRD w Warszawie, zanotował swoje pierwsze dwie bramki w biało-czerwonych barwach, czym wzbudził zainteresowanie niemieckiej prasy. Niestety nie było mu dane strzelić ich więcej – ostatni raz zagrał 26 września 1954 roku, także z NRD.
Kariera reprezentacyjna poznańskiego piłkarza nie zachwyca, ponieważ łącznie wystąpił tylko w siedmiu meczach. Ponadto tyle samo razy reprezentował Polskę „B”. Taki obrót wynikał przede wszystkim z niechęci do powoływania zawodników spoza Warszawy, Łodzi, Krakowa i Śląska. Problematyczne były ciągłe rotacje na stanowisku trenera – tylko wtedy, kiedy Anioła zakładał koszulkę z orłem na piersi, zespół prowadziło w sumie aż 10 szkoleniowców!
Poza tym o miejsce w drużynie narodowej konkurował z Gerardem Cieślikiem oraz Lucjanem Brychczym, również bramkostrzelnymi napastnikami. Aniole pozostało własne podwórko, gdzie był czołową postacią.
Lokalna legenda
W sezon 1951 Lech wszedł już bez Edmunda Białasa, który przez kontuzję kolana musiał zakończyć karierę. Tercet ABC się rozpadł, a co za tym idzie – pogorszyły się wyniki. Poznaniacy zakończyli rok na ósmym miejscu w tabeli. Najmniej pretensji do siebie mógł mieć Teodor, ponieważ po raz trzeci z rzędu triumfował w klasyfikacji strzelców.
Przez lata 50. Kolejorz zmagał się z kryzysem. Czołowe pozycje w lidze były dla niego nieosiągalne. Częściej walczył o utrzymanie niż grał o najwyższe cele. Sytuacja mogłaby być jeszcze gorsza, gdyby nie Diabeł „z Poznania rodem”. Swoimi bramkami ciągnął cały zespół. Nie ma w tym ani grama przesady – był moment, w latach 1953–1955, gdy tylko on strzelał bramki dla drużyny! Przez 596 dni na protokołach meczowych widniało tylko jego nazwisko! No dobrze, lekko przesadziłem. Z kronikarskiego obowiązku trzeba wspomnieć o ,,aż” trzech pojedynczych trafieniach Floriana Wojciechowskiego, Kazimierza Wróbla i Zygfryda Słomy.
Przez osiągnięcia strzeleckie naturalną koleją rzeczy wydają się zarzuty o samolubną grę. Twierdzono, że zbyt często oddawał strzały na bramkę. Anioła zadawał kłam takim oskarżeniom, strzelając masowo gole. Poza tym pazerność na bramki cechująca napastnika o tak wielkim instynkcie strzeleckim jest zaletą. Teodor bazował raczej na przygotowaniu fizycznym niż nadziemskiej technice piłkarskiej. Dobrze scharakteryzowali go koledzy z tercetu ABC – Białas mówił, że jego kolega był odważny i przebojowy oraz potrafił natychmiast wystartować do piłki, podczas gdy Czapczykowi gra Anioły kojarzyła się z przebijającym się przez umocnienia czołgiem.
Rysa na pomniku, którą udało się zaszpachlować
Na początku 1959 roku Anioła podjął decyzję, która nadszarpnęła jego wizerunek. Ale po kolei. W wyniku długotrwałego kryzysu sportowego Lech Poznań doczekał się swojego przeznaczenia, spadając z najwyższej klasy rozgrywkowej w sezonie 1957. Po sezonie spędzonym w II lidze napastnik zdecydował się na bunt z powodu małych zarobków. Prawdą jest, że Kolejorz należał do grupy klubów z mniejszym budżetem i płacił niskie pensje, o ile w ogóle płacił. Próba Anioły nie powiodła się.
W styczniu 1959 roku ogłosił, że zmienia barwy klubowe. Zawodnik, który w trakcie kariery był kuszony przez różne polskie kluby, zdecydował się przejść do rywala zza miedzy Niebiesko-Białych – Warty Poznań. Decyzja Anioły spowodowała duże poruszenie w poznańskim środowisku. Działacze Lecha w odpowiedzi kazali mu zwrócić służbowe mieszkanie na Jeżycach, ponadto zamiast zwolnienia z drużyny otrzymał zawieszenie na pół roku i nie mógł grać w piłkę.
Wychowanek Kolejorza próbował odwołać się do Wydziału Gier i Dyscypliny PZPN, lecz ostatecznie w listopadzie zdecydował się powrócić na stare śmieci. Zdążył jeszcze wystąpić w dwóch meczach kończącego się sezonu. W kolejnym roku znów stał się liderem KKS-u, strzelając dwanaście bramek, co było najlepszym wynikiem w zespole, a sam klub awansował do I ligi.
Z wędką do końca swoich dni
To była już zima jego kariery. Sezon w II lidze kończył z kontuzją, która zmusiła Aniołę do zawieszenia butów na kołku. Diabeł ostatni raz zatańczył w barwach Lecha 14 maja 1961 roku. Było to symboliczne wydarzenie, bo jednocześnie KKS rozgrywał swój setny mecz na Dębcu. Wieńczyło to znakomitą karierę piłkarza oddanego Kolejorzowi. Barwy poznańskiego zespołu reprezentował w 301 oficjalnych spotkaniach, a w nich zdobył łącznie 248 bramek. W to wliczają się najważniejsze 196 występów i 138 goli w I lidze. Do dzisiaj jest najlepszym strzelcem w historii Niebiesko-Białych na poziomie ekstraklasy.
Z Lechem Poznań rozstał się tylko jako piłkarz. Przygodę z klubem kontynuował, trenując drużynę rezerw. Dzięki piłkarskiej emeryturze mógł też w końcu oddać się wędkarstwu – jego największej pasji. Nic tak nie odda zapału Teodora Anioły do tej aktywności, jak wypowiedź Henryka Pietrzaka, również byłego piłkarza Lecha Poznań, dla ,,Przeglądu Sportowego”:
– Tego nigdy nie odpuszczał. W 1956 roku byliśmy z drużyną w Czechosłowacji, w Pieszczanach. Z mostu było widać, jak pływają półmetrowe ryby. Tubylcy łowią, a Teodor patrzy i aż go nosi. Nie wytrzymał. Poleciał do sklepu, kupił sprzęt i też łowił. Długo nic nie mógł złapać, choć od ryb było aż gęsto; inni wędkarze co chwila je wyciągali. Wołaliśmy do niego: „Teodor, pewnie ryby zauważyły, że nie jesteś tutejszy!”. Wszyscy się śmiali. Ale się zawziął, jak to on, i wreszcie zaczęły brać – opowiedział Pietrzak.
Wędkował aż do śmierci. Zmarł 10 lipca 1993 roku nad Jeziorem Strykowskim w wieku 68 lat. Podczas łowienia ryb poznaniak zemdlał i już nie odzyskał przytomności. Postać Teodora Anioły na stałe wpisała się do kanonu legend poznańskiej piłki. Opiekuje się swoim Lechem z trybuny numer 1 na stadionie przy ulicy Bułgarskiej, której patronem został w 2015 roku.
Mikołaj Dilc