TRAFNA DECYZJA UEFY. NOWY FORMAT UATRAKCYJNIŁ LIGĘ MISTRZÓW

Sezon 2024/2025 jest przełomowy dla europejskich pucharów, szczególnie dla Ligi Mistrzów. Wbrew obawom nowa formuła wprowadziła nową jakość w zmagania na Starym Kontynencie. Najlepsze klubowe rozgrywki piłkarskie na świecie zaczęły angażować fanów futbolu już od samego początku. Szkoda, że za wszystkim stoją pieniądze.
Gdy pomyślano o zrealizowaniu pomysłu na reorganizację Ligi Mistrzów i go zapowiedziano, to środowisko piłkarskie nie było zachwycone. Dodatkowa liczba meczów i pewne skomplikowanie zasad, a także zwykły sentyment do poprzedniej formy rozgrywek skutkowały negatywnym stosunkiem do proponowanych zmian. Jednak już po kilku kolejkach w systemie szwajcarskim możemy dostrzec ich zalety.
,,Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie dobro czyni.” – mogłyby powiedzieć wspólnym głosem osoby będące u władzy UEFY. Ta europejska organizacja w pogoni za kasą z praw transmisyjnych oraz innych umów gwarantujących spory zarobek zrobiła coś dobrego dla atrakcyjności piłki.
Tradycyjne nie znaczy lepsze
Od obecnego sezonu mamy do czynienia z nową formą rywalizacji w Lidze Mistrzów. Jeszcze rok temu zakwalifikowane 32 zespoły dzielono na osiem grup po cztery zespoły. Drużyny grały między sobą u siebie i na wyjeździe. Faza grupowa rozgrywana była więc w ciągu sześciu kolejek. Dwa najlepsze kluby trafiały do fazy pucharowej, trzecia spadała do niższej w hierarchii ligi – z Ligi Mistrzów do Ligi Europy.
Można zauważyć, że taki system nie sprzyjał emocjom. Dosyć szybko poznawaliśmy drużyny, które wywalczyły awans do kolejnej rundy i na ostatnie kolejki takie zespoły wystawiały słabsze składy, by liderzy mogli odpocząć. Oglądanie dwa razy gładkich zwycięstw Realów czy Bayernów nad Celticami lub innymi Crvenami Zvezdami nie należało do najciekawszych zajęć. Poza tym co roku w ciemno dało się wytypować uczestników 1/16 finału. Najlepsze batalie przypadały dopiero na końcowe etapy turnieju. I wielu kibiców właśnie wtedy zaczynało obserwować rozgrywki uważniej.
Wiatr zmian
Od sezonu 2024/2025 wprowadzono system szwajcarski. Po 25 latach Ligę Mistrzów rozszerzono do 36 drużyn i zrezygnowano z podziału na grupy – jest jedna duża tabela, tak jak w poszczególnych rozgrywkach krajowych. Osiem pierwszych klubów ma zapewniony bezpośredni awans do 1/8 finału. Kolejnych 16 zespołów zmierzy się w barażach, by również zagrać w 1/8 finału. To, kto z kim zagra wynika z losowania. Drużyny zostają przyporządkowane do czterech koszyków. Każdej z tych drużyn dobiera się po dwóch rywali z każdego koszyka. Nie ma już meczów rewanżowych, a osiem kolejek różnorodnych starć.
Oczywiście, nadal światowa potęga może spotkać na swojej drodze o wiele słabszy zespół. Rzecz w tym, że każdy mecz ma znaczenie. Jak możemy obecnie zauważyć, w tabeli panuje „ścisk”. Na dwie kolejki przed końcem fazy zasadniczej różnica między trzecim a dziewiętnastym miejscem wynosi trzy punkty. Wszystko jeszcze może się wydarzyć, tabela może wywrócić się do góry nogami. Smaczku dodaje fakt, że ze względu na gorsze wyniki takie potęgi, jak Real Madryt, Manchester City oraz PSG będą biły się o baraż aż do ostatniej serii gier.
To naprawdę przyjemny powiew świeżości. Kluby rywalizują do samego końca, by zająć miejsce w najlepszej ósemce lub by w ogóle grać dłużej w Lidze Mistrzów. Każdy punkt, każda zdobyta lub stracona bramka się liczą. Skoro mała zadyszka może dużo kosztować, to kryzys musi zakończyć się katastrofą. Postronny kibic otrzymał zaskakujące rezultaty, a także emocje i napięcie do samego końca. Okazuje się również, że hegemoni futbolu będą mieli trudniej – należy się temu bacznie przyglądać!
Trafiło się ślepej kurze ziarno
Choć jako fanatycy piłki nożnej dostaliśmy pięknie opakowany produkt, to nie można zapominać, że ten przyjemny upominek nie powinien nagle zmienić reputacji UEFY o 180 stopni. Zmiana formatu wynika tylko i wyłącznie z nastawienia na zysk. U podstaw decyzji stała chęć zachowania monopolu i zduszenia w zarodku rosnącej w siłę Superligi, czyli projektu kilku najmocniejszych klubów w Europie (w którym też chodziło o zysk, nie oszukujmy się). Co z tego, że do napiętego terminarza dodano kolejnych kilkadziesiąt meczów do rozegrania – wcześniej rozgrywano 125 meczów, a teraz mamy ich aż 189!
Złudzeniem będzie, jeśli powiemy, że UEFA, zmieniając Ligę Mistrzów, uprzykrzyła życie największym klubom na europejskiej scenie. Kłopoty niektórych spośród tych zespołów w obecnych rozgrywkach zdecydowanie o tym nie świadczą. Rzecz w tym, że dodatkowe miejsca minimalizują ryzyko niedostania się najbogatszych do rozgrywek. Rozrost ligi skutkuje także zwiększeniem się budżetu na nagrody za osiągnięcia w niej. A skoro do ostatnich faz turnieju zazwyczaj dostają się rozbudowane marki, oznacza to większe przychody dla najsilniejszych zespołów. Zachowany został status quo i niewiele wskazuje na to, żeby w najbliższej przyszłości miało się coś zmienić.
Mikołaj Dilc