SIEDZĘ I SŁUCHAM DAWIDA TYSZKOWSKIEGO [RECENZJA]

„Pożegnaliśmy mój debiutancki album, podałem mu rękę i życzyłem wszystkiego dobrego na dalszej drodze” – napisał Dawid Tyszkowski na swoich profilach w mediach społecznościowych po ostatnim koncercie. Płyta „Mój kot zaginął i już raczej nie wróci” młodego artysty miała wyjątkowe przyjęcie pożegnalne w Poznaniu – z owacjami na stojąco! Co jeszcze wpłynęło na wyjątkowość tego wydarzenia?
W niedzielę 8 grudnia w poznańskim klubie Tama odbył się finał jesiennej trasy koncertowej Dawida Tyszkowskiego – „Już raczej nie wróci”. Trasa rozpoczęła się 3 października koncertem w Narodowym Forum Muzyki we Wrocławiu i obejmowała czternaście polskich miast, między innymi: Kraków, Warszawę, Opole, Dąbrowę Górniczą i Bydgoszcz – Poznań był ostatnim przystankiem na tej liście. Sala została wyprzedana, a jeden bilet trafił w moje ręce! Czy były to dobrze zainwestowane pieniądze oraz czas?
Dawid Tyszkowski to niezwykle zdolny i wrażliwy artysta młodego pokolenia. Jego twórczość szybko podbiła serca wielu fanów alternatywnego popu, głównie ze względu na oryginalne, czułe i emocjonalne brzmienie, a także szczere, poetyckie i intymne teksty. Muzyk zadebiutował w 2022 roku utworem „Koszulka” i jeszcze w tym samym roku wydał pierwszą EP-kę „Nadal nie śpię”, natomiast w 2023 roku ukazał się album „Mój kot zaginął i już raczej nie wróci¨. Artystę można kojarzyć także z duetów z takimi twórcami jak: Julia Wieniawa i Kuba Karaś („Nie całuj”), Skubas („Co i tak nadejdzie”), Igor Herbut („Latem”) czy Wiktoria Zwolińska („Skrawki”).
Burzliwe wsparcie
Występ gwiazdy wieczoru poprzedził support w wykonaniu Poli Chobot & Adama Barana. Ona – wokalistka, pianistka i autorka tekstów. On – kompozytor i gitarzysta. Razem tworzą na scenie nieoczywiste widowisko, przepełnione melancholią, poezją i emocjami. Dźwięki, które poruszają najgłębiej ukryte struny ludzkiej duszy, w połączeniu z lirycznymi tekstami nieraz sprawiły, że miałam ciarki na całym ciele, zwłaszcza podczas piosenki o takim tytule („Ciało”). Pola Chobot kilka razy wyznała publiczności, że się stresuje, jednak kiedy zaczynała grać i śpiewać, widać było, że wypełnia ją muzyka, nie pozostawiając ani krztyny miejsca na stres. Złapała także fantastyczny kontakt z osobami na sali. Zaowocowało to tym, że wszyscy (nawet ja, choć nie śpiewam nawet pod prysznicem, a co dopiero w pomieszczeniu pełnym obcych ludzi) chętnie wykonali wskazaną przez nią kwestię w jednym z utworów. Jak powiedziała artystka, w tym momencie nasze mózgi się synchronizowały. Duet na zakończenie zaprezentował singiel „Burza” z najnowszego albumu. To wykonanie przypominało scenę ze sztuki odgrywanej w teatrze muzycznym, ponieważ oprócz pięknego głosu wokalistki, emocjonalnego tekstu i przeszywającej melodii, doświadczyliśmy widowiska imitującego tytułową burzę. Gra świateł naśladujących pioruny i odgłosy grzmotów dodały całemu występowi niepowtarzalnego klimatu.

Na siedząco
„Koncerty odbędą się w pięknych salach z miejscami siedzącymi, będzie klimatycznie. Tym samym chciałbym się zbliżyć do pewnego rodzaju teatralnej opowieści, chcę żebyście czuli, że jest to coś więcej niż koncert” – napisał Dawid Tyszkowski na swoich profilach w mediach społecznościowych, zapowiadając jesienną trasę koncertową. Muzyk z każdą nową piosenką zaskakuje oryginalnością i niepowtarzalnym wyczuciem świata ludzkich emocji, także na występach nieraz pokazał, że jest jedyny w swoim rodzaju – wyjątkowy. Taki też był ten koncert, a raczej to teatralne widowisko, bo artysta nie przesadził, pisząc zapowiedź, co więcej – wywiązał się ze swoich słów.
Kiedy dowiedziałam się, że krzesła będą na miejscu, najpierw pomyślałam pragmatycznie o wygodzie, ale też zapaliła mi się w głowie czerwona lampka ostrzegająca przed igraniem z konwencją. Czy koncert siedzący z taką muzyką, jaką wykonuje Dawid Tyszkowski, to na pewno dobry pomysł? Nie byłabym sobą, gdybym od razu nie postanowiła, że muszę to sprawdzić. Okazało się, że to nie był dobry pomysł. On był wręcz rewelacyjny! Zaskakujące, jak jedna pozornie banalna rzecz może całkowicie wpłynąć na przeżywane doświadczenie. Uprzedzając pytania, da się na krześle tupać nóżką, kiwać głową, a nawet bujać całym ciałem w rytm muzyki.
Równie mocno, jak uwielbiam muzykę, nie znoszę tłumów. Na większości koncertów ludzie tworzą jedną wielką masę obcych sylwetek napierających na siebie. Każdy chce być bliżej artysty/artystki/zespołu, każdy chce lepiej widzieć scenę, przez co nie zwraca się uwagi na komfort osób dookoła. Tutaj tego nie było. Mogłam spokojnie zająć swoje krzesełko i rozsiąść się w nim, bez obaw, że ktoś mnie z niego przepchnie. Ta własna, choć mała, przestrzeń, w postaci miejsca siedzącego, sprawiła, że – pozostając w grupie – miałam możliwość odcięcia się i indywidualnego doświadczania spotkania z muzyką. Wszyscy słuchaliśmy tych samych dźwięków i słów, ale nasze serca biły we własnych, osobnych rytmach, a myśli biegły w różnym tempie, narzuconym przez indywidualne historie, które wnieśliśmy ze sobą na salę koncertową.
To naprawdę było coś więcej niż koncert. Nie tylko krzesła, ale też wystrój całej sali – na co dzień pełniącej funkcję klubu – dekoracje sceniczne i gra świateł sprawiły, że czułam się jak w teatrze, kojarzonym jednak z kulturą wysoką. Obecna aura teatralności nie wpłynęła natomiast na głównego aktora – Dawid Tyszkowski nie grał tu żadnej roli w sensie metaforycznym, przez cały czas był sobą: skromnym, szczerym, wrażliwym i utalentowanym chłopakiem. Artysta w swoim debiutanckim singlu „Koszulka” śpiewa, że „możesz tu być tylko niech światła przygasną” – słowa te idealnie opisują oświetlenie panujące na sali. Światło nie było w czasie koncertu rekwizytem czy dekoracją, ale pełnoprawnym bohaterem tej opowieści, tworzącym razem z dźwiękami i słowami Sztukę (przez duże „s”). Przeważał półmrok i ciepłe światło, prawie jak z domowych lamp czy wręcz choinkowych lampek, co intensyfikowało poczucie bliskości.

Cóż tam, panie, w repertuarze?
Wiosną odbyła się trasa koncertowa „Mój kot zaginął”. W międzyczasie Dawid Tyszkowski występował też na wielu festiwalach, w samym Poznaniu gościł na „Scenie nad Rusałką” oraz „Letnich brzmieniach”. Teoretycznie więc nie pojawił się nowy materiał, który mógłby tymi jesiennymi spotkaniami promować. W Tamie mogliśmy usłyszeć znane z EP-ki i albumu utwory, takie jak: „Odlot”, „Koszulka”, „Zepchnij mnie”, „Chłopaki”, „Wiem, że ci ciężko” czy „Kiedy wrócisz”. Jednak dla fanów muzyka nie były to odgrzewane kotlety, ponieważ – jak sam powiedział i co dało się wychwycić – na koncercie nie mieliśmy do czynienia z odgrywaniem partii skomponowanych wcześniej na potrzeby płyty i odhaczaniem piosenek w ustalonej kolejności. Dawid Tyszkowski wraz z zespołem przygotował zupełnie nowe aranżacje i poświęcił mnóstwo czasu w salach prób, by istniejący już materiał zyskał nową jakość. Odpuśćmy sobie wartościowanie i decydowanie, która wersja jest lepsza.
Niespodzianką podczas tej trasy koncertowej okazały się utwory z „Akademii Pana Kleksa”, dla których muzycy także opracowali nowe aranżacje – we własnym stylu. Powstały one na potrzeby letniego festiwalu „Industriada” w Zabrzu, jednak – jak przyznał artysta – szkoda było porzucać taki wyjątkowy materiał po jednym występie, a że pasowało to koncepcyjnie i tematycznie do dotychczasowej twórczości Dawida Tyszkowskiego, postanowił on włączyć piosenki takie jak „Jestem twoją bajką”, „Witajcie w naszej bajce” oraz „Meluzyna” do repertuaru swojej „Już raczej nie wróci”. Na zakończenie wybrzmiały najnowsze single muzyka – „Chciałbym z tobą stworzyć dom” i „Latem” (niestety bez Igora Herbuta) – wraz z zapowiedzią kolejnej płyty.
Ostatni akord
Dotychczas myślałam, że koncerty (w większości) są rozrywką dla mas, a bycie muzykiem to tylko wykonywanie zawodu, trochę lepszego (pod pewnymi względami) od pozostałych. Ten koncert przypomniał mi przede wszystkim o emocjach i marzeniach. Żadne słowa nie wyrażą mnogości uczuć przelewających się przeze mnie na sali koncertowej i gonitwy myśli, które towarzyszyły mi w mojej głowie. Dawid Tyszkowski wyznał, że zagrał trasę swoich marzeń, a cały koncert – począwszy od brzmienia i tekstów, przez wystrój pomieszczenia, ubiór i klimat, aż po ludzi – wyglądał tak, jak sobie wyobraził. W najśmielszych snach nie sądziłam, że będę mogła być częścią tak niesamowitego wydarzenia. Nie polecę Wam przesłuchania piosenek na Spotify czy obejrzenia teledysków na YouTube’ie, bo to nie to samo, ale zróbcie to, by chociaż w części przeżyć coś wspaniałego dzięki muzyce. A na kolejny koncert kupcie bilet w ciemno – nie pożałujecie!
Wiktoria Duda