NIEŚMIERTELNOŚĆ KULTURY, CZYLI METALOWCY W XXI WIEKU – WYWIAD Z ZESPOŁEM HELLKAT

Diabły, agresywne brzmienie i charakterystyczny styl – tak widziano metalowców. To wyjątkowa subkultura, która powstała w Wielkiej Brytanii na początku lat 70., z symbolicznie wyznaczoną datą narodzin: 13 lutego 1970 roku, gdy ukazał się pierwszy album zespołu Black Sabbath. Choć dziś metalowcy są bardziej znormalizowani, wciąż trzymają się dawnych tradycji. Przykładem jest katowicki zespół Hellkat, założony w 2020 roku, który swoją twórczością podkreśla nieśmiertelność kultury, pasję i unikalne inspiracje.
Owa kultura posiada wiele twarzy – przede wszystkim jest niejako „wyalienowana” od innych subkultur. Za fundamentalną cechę tej grupy uznaje się autentyczność – szczerość twórcy, pasję oraz duszę zespołu, które nie uległy komercjalizacji. Ciężkie brzmienie, śpiew w formie krzyku i skomplikowane kompozycje to potwierdzenie dążenia do zachowania oryginalności i odrębności od głównego nurtu.
Wyodrębnienie nie oznacza hermetyczności
Metalowcy rozprzestrzenili się na cały świat i niezależnie od rasy, narodowości czy wieku, darzą się wzajemną tolerancją. Dowodem na to są między innymi największe festiwale, takie jak Wacken Open Air czy nasz rodzimy Mystic Festival, zrzeszające dziesiątki tysięcy pasjonatów muzyki. Metal to kultura, w której każda jednostka wydeptuje własną, indywidualną ścieżkę. Drogi te mogą się znacznie różnić względem ogółu, jednak od zawsze jej wspólnym mianownikiem pozostaje wierność muzyce i tradycji.
Uhonorowanie „Księcia Ciemności”, czyli RNRHOF 2024
Ozzy Osbourne nie bez powodu uznawany jest za „ojca chrzestnego” muzyki metalowej – od niego wszystko się zaczęło! A dokładniej od zespołu Black Sabbath, którego był wieloletnim wokalistą. To właśnie jego głos można usłyszeć w utworach takich jak: Paranoid, War Pigs, czy też Sabbath Bloody Sabbath. Całokształt twórczości grupy z Wielkiej Brytanii stał się inspiracją dla tysięcy późniejszych muzyków i otworzył nowy rozdział w historii kultury.
19 października 2024 na gali Rock N’ Roll Hall of Fame doszło do drugiego już uhonorowania Ozzy’ego – tym razem za jego solową działalność . Po wygłoszeniu kultowego „All aboard” przez 75 letniego Osbourne’a, na scenie odegrano kilka z jego największych hitów, wykonanych przez między innymi Zakka Wylde’a, Maynarda Jamesa Keenana (TOOL), Wolfgang Van Halen, Billy Idol, Roberto Trujilla (Metallica) oraz Chada Smitha (Red Hot Chilli Peppers).
Kontynuowane dziedzictwo Black Sabbath przyczyniło się do dynamicznego rozwój wielu całkowicie nowych gatunków muzycznych. Poprzez eksperymenty związane z obniżaniem tonu gitar, szybszymi partiami perkusyjnymi, wymyślnymi technikami wokalnymi oraz przede wszystkim zróżnicowanym przekazem, powstało wiele „fal” zespołów metalowych.
– Nas rodzice zawsze karmili muzyką – Kamil Staciwa, czyli wywiad z Hellkat
Hellkat to moje post pandemiczne odkrycie. Jego członkowie są młodzi i ambitni, a w ich utworach słychać inspiracje metalową muzyką lat. 90. Mając świadomość tego, że minęło przeszło pół wieku od wydania Black Sabbath, a młode pokolenia dalej decydują się chwytać za instrumenty, ugruntowuje mnie w przekonaniu, że wzorce Ozzy’iego Osbourne’a są nieśmiertelne.
Chłopacy jednak skupiają się na tworzeniu własnego stylu. Stosują agresywne wokale, nisko nastrojone gitary, melodyjne wstawki oraz szybkie przejścia perkusyjne – a wszystko to podszyte prawdziwymi emocjami, co czyni ich autentycznymi.
Może na początek się przedstawcie.
Kamil: Dobrze to ja zacznę. Ja jestem Kamil Staciwa. Jestem wokalistą i gitarzystą. Jesteśmy razem z bratem (Kuba Staciwa), z Katowic. No i co… Założyliśmy ten zespół! (śmiech)
Kuba: W 2020.
Kamil: Dawaj Kuba, przedstaw się.
Kuba: No co… Ja tu tylko gram na bębnach. (śmiech braci)
Kamil: Jeszcze Orszo, jeszcze Orszo.
Orszo: Cześć, ja nazywam się Kamil Orszulik. Jestem najnowszy w zespole, gram na gitarze, no i pochodzę z Żor, ale już aktualnie rzadko tam przebywam, bo studia mnie wezwały. I bardziej mi po drodze z Katowicami i Gliwicami.
W takim razie witamy południe Polski! Dobra! Czyli generalnie chłopaki założyliście zespół w 2020 roku. Powiedzcie mi, czy to było jakieś natchnienie pandemiczne, czy wasza przygoda z muzyką zaczęła się dużo wcześniej?
Kuba: Powiem ci, że w wieku dwóch lat już się zaczęła zajawka.
Kamil: Nas rodzice zawsze karmili muzyką. Wiesz, jakiś tam blues, rock, ale również metal. My tam pamiętamy, jak za dzieciaka tata nam puszczał „na potęgę” Dream Theater, Annihilator, Metallicę, Testament.. Nam się to podobało! Myśmy dziadka męczyli małymi koncertami, pamiętam. Mieliśmy jeszcze DVD wtedy, to był może 2006 – 2007 rok. Gdy mieliśmy dwa lata już potrafiliśmy odpalać te sprzęty, co mogło być nieoczywiste dla dzieciaków w tym wieku. Tak naprawdę Kuba pierwszy zaczął. Chcieliśmy po prostu znaleźć jakąś odskocznię. Kuba zapytał rodziców, czy go zapiszą na zajęcia z gry na perkusji i tak trafił do swojego nauczyciela. Jakiś rok później stwierdziłem (nie potrafiłem się przełamać, bo przez krótki okres miałem nauczyciela), że zacznę się uczyć sam. Wtedy graliśmy z bratem jakieś covery. Pierwsze próby, kiedy miałem taki wzmacniacz cyfrowy, 20W (dalej go mam), byliśmy na salce u Kuby, więc był on rozkręcony na maxa, nic nie było słychać (śmiech). Takie były początki! Jeszcze nie potrafiłem do końca trzymać tempa. Dopiero po pół roku potrafiliśmy grać bez większych problemów. Ja się uczyłem do tego jeszcze śpiewać, jakoś. Tu chodziło głównie o koordynację gry na gitarze z wokalem. Teraz już nie mam z tym problemu, jakoś mi się to zsynchronizowało, jest to od siebie niezależne.
Orszo: Bo się wyrobiłeś.
Kamil: Tak, wymaga to dużo pracy. Jeszcze dokończę, że nazwa powstała tak… przez przypadek (śmiech). Powiedziałem, że [ta pierwsza] jest średnia. To był maj 2020, podczas pandemii…
Kuba: Wybieranie nazwy to było „kongo”.
Kamil: Myśmy rzucali jakieś losowe teksty. Kuba powiedział – Hellkat, inspirując się pistoletem, czy czymś…
Jest chyba taki czołg amerykański, Hellcat.
Kuba: Tak, tak.
Kamil: Ja stwierdziłem – średnia, ale dobra, niech będzie. I tak się przyjęło na stałe, to było na zasadzie: „Masz coś lepszego?” „Nie, nie mam”.
No dobra, ale powiedz mi – co w takim razie zaważyło nad jej zmianą? Pamiętam, że odkryłem was przez przypadek. Poznałem waszą muzykę przez występ na WOŚP-ie, to było chyba w 2022 roku. Zagraliście wtedy cover Cavalera Conspiracy, „Inflitked”. Pomyślałem wtedy: „Ale on ma dobry wokal…” Brzmiałeś dosłownie jak młoda wersja Cavalery, który świeżo wydał album Roots. Zdecydowałem, że będę was obserwować, śledzić rozwój waszej EP’ki. Powiedzcie mi jeszcze teraz – dlaczego jej już nie ma? Co z nią zrobiliście?
Kuba: Mamy ją na Youtube.
Kamil: My nic nie usuwamy, jednak wiesz… Takie początki… Chyba potrzebowaliśmy tego na jakiś konkurs. My również nie mieliśmy pojęcia na temat „tego nagrywania”.
Kuba: Swoją drogą my wtedy myśleliśmy, że nikt nie ma o nas pojęcia.
A widzisz! Jednak wasza muzyka z Katowic trafiła do Poznania, także możecie być z siebie dumni!
Kuba: Ale akcja!
Ale wracając do nazwy. Wy się wtedy nazywaliście Hellcat. Co na was wpłynęło, by zmienić to na Hellkat? Czy to nawiązanie do polskiego zespołu KAT, czy generalnie chcieliście „spolszczyć” swoją działalność muzyczną?
Kamil: Wiesz co, myśmy dali „K”, bo oczywiście ja, fan Cavalery, czytałem biografię i on „Inflikted” z „C”, przerobił na „K”, więc uznałem, że to będzie super pomysł, by zrobić to samo u nas. (śmiech) Miało wyglądać bardziej agresywnie.
No i od razu nawiązanie do Katowic, co nie?
Kamil: Tak, też!
Orszo: Niesie to pewne korzyści, bo jak ktoś wpisze naszą nazwą, to nie wyświetlą mu się tylko samochody, Dodge.
Już wspomnieliście, że dosyć szybko zaczęliście grać razem. Jak dokładnie wyglądały Wasze pierwsze nagrywki? Szczególnie, gdy już zdecydowaliście, że zakładacie zespół, chcecie występować, grać na żywo. Jak to wyglądało już wtedy –kiedy chociażby Hellkat przygotowywał się do grania na WOŚP-ie?
Kamil: Na początku wyglądało to tak, że nawet nie mieliśmy salki. Wynajmowaliśmy takie typowe miejsca, jak „Marpart” w Siemianowicach i parę razy zdarzyło się gdzieś w Warszawie. Mieliśmy stamtąd połowę składu, więc dlatego również to miasto. Stąd na WOŚP-ie graliśmy w Raszynie [wieś pod Warszawą]. W ogóle mieli usunąć nas z planu i powiedzieli o tym dopiero tydzień przed koncertem, mimo że nas zapewniali, że będziemy – plus już znajdowaliśmy się na plakatach. Przynajmniej możemy się chwalić, że supportował nas Pectus! (śmiech)
Kuba: To nie wiem, czy jest się czym chwalić. (śmiech)
Kamil: Ale supportował nas Pectus, na tym właśnie koncercie! (śmiech wszystkich)
No to rzeczywiście przygoda, można powiedzieć! Ale dobra! Skoro mieliście w zespole połowę osób z Warszawy, a połowę z Katowic, to jak wy przeprowadzaliście próby? Ta odległość jednak jest duża.
Kamil: Robiliśmy je raz na dwa tygodnie lub raz na miesiąc, ale przed koncertami nawet co tydzień. To wyglądało tak, że osoby przyjeżdżające płacą za bilety, a gospodarze płacą za salkę – uczciwie, bo cenowo wychodziło podobnie.
No dobra, ale wiesz – próba raczej nie trwa dwie godziny.
Kamil:Wynajmowaliśmy na cztery godziny. Oni przyjeżdżali rano, robiliśmy próbę, potem zapraszaliśmy ich na obiad, aż ostatecznie odwoziliśmy na dworzec.
A jak wyglądało wasze „dotarcie się”? W końcu zespoły muszą się w jakiś sposób „docierać”. Załóżmy – pojawi się fan zespołu Sepultura i fan zespołu Iron Maiden. Mają oni różne gusta, choć muzyka jest ogólnie metalowa. Czy zdarzyło się, że między tobą i Kubą lub między innymi członkami dochodziło do „tarć muzycznych”, różnic wizji? Kłóciliście się kiedyś przez to?
Kuba: Nie, ale sam Orszo może się teraz wypowiedzieć, bo ma trochę inny gust od nas.
Orszo: U nas jest tak, że w sumie nasze gusty nie są takie same. Choć siedzę w ciężkiej muzyce, to też mam „gotyckie naleciałości”. Mimo to, nie kłócimy się. Nie przypominam sobie, abyśmy kiedykolwiek się pokłócili przy wymyślaniu [nowych rzeczy]. Każdy u nas ma prawo głosu i jeżeli ktoś ma ciekawy pomysł, to działamy. Nasza działalność to mix różnych gatunków.
Rozwijając – chciałbym zapytać się o kluczową kwestię, czyli pracę nad materiałem. Co było dla was najtrudniejsze? Kompozycja, tekst, czy może mastering?
Kamil: Zależy od kawałka. Najtrudniejsza była pierwsza partia. My nie poszliśmy w muzykę… My poszliśmy w zbyt ambitne aranżacje i zbyt złożone kompozycje. Z czasem dojrzeliśmy, co zmusiło nas do mocnego przerobienia utworów. Ale co jest najtrudniejsze? Obecnie dla mnie trudne jest instrumentarium, bo trzeba wymyślić cały kształt, potem aranżację. jeszcze coś z synthami próbuję.
Kuba: Chcemy, żeby te syntezy dawały takiego smaczku, a nie żeby psuły cokolwiek i były tylko kwestią techniczną. Rzeczywiście czasami inspirujemy się współczesnymi zespołami, takimi jak Like a storm czy Periphery, jednak generalnie, jak sam słyszysz, trzymamy się tej starej „szkoły metalowej”.
No dobra, a tekst? Muzyka to przesłanie za nią płynące, więc o czym chcecie tworzyć, co chcecie nią przekazać? Kto odpowiada u was za pisanie?
Kamil: Zasadniczo wokalista – czyli ja. Przekazuję w swoich tekstach swoje uczucia. Często też emocje spowodowane chorobą czy przytłaczające mnie wydarzenia. Wiesz, muzyka ma być w założeniu szczera, a ja chcę, żeby była ona szczera do bólu. Chociaż mamy też utwory „luźniejsze”, na przykład „The Sick”. Jego przesłanie jest dosyć proste – opowiada o tym, że nie warto być toksycznym wobec innych. Wszystkie teksty będą dostępne na Spotify, na Youtube, w opisie oraz na płycie. Sądzę, że coś pojawi się już na początku roku.
W takim razie podsumowując – wy sami odpowiadacie za dopieszczenie waszych utworów? Czy korzystacie z usług jakiegoś studia, które pomaga wam je tworzyć?
Kamil: Kawałki piszemy sami.
Orszo: W przypadku nagrywek jednak lepiej współpracować z profesjonalistą, znika wtedy problem związany z ograniczeniami sprzętowymi. Można wtedy dużo szerzej podziałać. Sami też dużo robimy, jednak są to zazwyczaj wersje demo, zrobione dla studia.
Kamil: Ja też się dzięki temu uczę mixowania, bo chciałbym zacząć pracować jako realizator dźwięku, głównie dlatego, że mnie to fascynuje. Swoją drogą – nie przepadam też za dźwiękowcami, mieliśmy z nimi różne doświadczenia. Chciałbym móc sam ustawiać brzmienie zespołu.
Wierzę w Ciebie! Przejdźmy teraz do czegoś przyjemniejszego. Powiedzcie mi, z którego utworu jesteście najbardziej zadowoleni i dlaczego.
Orszo: Jak dla mnie to będzie „The Sick”, który zawsze na koncertach graliśmy na końcu. Lubię go głównie dlatego, że jest prosty, ma minimalistyczne podejście oraz bardzo przyjemnie pisało mi się do niego partię gitary solowej, naprawdę dobrze się przy tym bawiłem. Jako drugi podam utwór „Schizophrenia”, napisany już w innym stylu. To nowa energia, nowy klimat, na które złożył się mix naszych stylów i melodii.
Kuba: A wiesz kto napisał partie gitary do „The Sick”?
Ty!
Kuba: No! Tak dla odmiany.
Kamil: A ja do perkusji!
Orszo: Co? Ja o tym nawet nie wiedziałem.
Kuba: Wracając do utworów – ja bym chyba wybrał nasz utwór z warsztatu „7 Seals”. Jak pisałem partie bębnów, to naprawdę czułem, że wspiąłem się na wyżyny swojej kreatywności. Dodałbym jeszcze do puli „Point of view”, którego jeszcze nie graliśmy na żywo, ale na wszystko przyjdzie czas.
Teraz czas na naszą największą gadułę. (śmiech wszystkich)
Kamil: Tym razem nie będę mówił dużo. „Broken Match” i „7 Seals”. (śmiech) Pierwszy z nich to będzie zakończenie płyty „Shadow of madness”, która będzie opowiadać o początkach mojej przygody. „Broken Match” to podsumowanie, moje odcięcie się od przeszłości. Tamta wersja mnie nie żyje, narodziłem się na nowo, jak w „Dziadach”. Zacząłem pracować nad sobą, powoli staję się kimś, kim chcę być. Z tym utworem jestem najbardziej zżyty emocjonalnie. Pomimo długiej pracy nad tym kawałkiem, osiągnąłem to, czego chciałem. Jest mocny, klimatyczny, ekspresyjny.
Możemy od razu przejść do kolejnej kwestii. 21 czerwca ukazał się wasz utwór zatytułowany „Schizophrenia”, o którym już wcześniej wspominał Orszo. Mówiłeś, że nawiązuje on do twojej choroby, przez pryzmat której powstaje wasza muzyka. Czy ma ona duży wpływ na to, co chcesz przekazać w twórczości?
Kamil: Myślę, że tak w 70%. Przy pisaniu „Schizophreni” mocno zagłębiłem się w siebie, ten tekst został napisany przez drugą wersję mnie. Gdy piszę, słucham muzyki wydobywającej ze mnie sentymentalne wspomnienia. Doprowadza mnie to do złego stanu, lecz pozwala zachować pełną autentyczność.
Brzmi to tak, jakbyś poświęcał się dla własnej twórczości.
Kamil: Panuję nad tym, to działa.
Nie zrozum mnie źle, ale czy twoja choroba jest też twoim natchnieniem? Widzisz dzięki niej więcej, inaczej?
Kamil: Jest. Ta choroba sprawia, że mam szerszą perspektywę na świat. To jest w ogóle ciekawe. Nie powiedziałbym, że mam piękny umysł, bo to naprawdę przeszkadza, na dłuższą metę. Na przykład mam czasami zjazd emocjonalny, raz się czuję lepiej, raz o wiele gorzej. Na ogół jestem ekstrawertykiem, ale przez chorobę nie jestem w tym stały, zamykam się po prostu w sobie. Kuba i Orszo się o tym przekonali wielokrotnie.
Rozumiem. Czy mówienie o tym jest dla ciebie trudne?
Kamil: Wiesz, ja o schizofrenii wypowiadam się pół żartem, pół serio. Wydaje mi się, że mam do tego dystans.
Kuba: Ja to sprawdzałem wielokrotnie. (śmiech)
Idźmy zatem dalej, bo jeszcze mam do was kilka pytań. Mianowicie, wejdziemy na temat Orsza. Ostatnio na Youtube udostępniliście trochę coverów. Mimo, że w opisie zostaje wymieniony Kamil, to nie występuje z wami na filmie? Dlaczego?
Orszo:To jest tak, że często brałem udział w tych coverach od strony zakulisowej. Na początku nie czułem się aż tak pewnie, by występować w teledyskach.
Kamil: Dodam, że jak wypuszczaliśmy te covery, to Orszo był bardzo krótko w zespole. Miał do nauki osiem dosyć trudnych utworów. To było dla niego coś zupełnie innego, więc nie chcieliśmy go przemęczać. Covery nagrywaliśmy po to, bym mógł się nauczyć mixu. To była moja forma terapii.
Wspominacie o coverach, więc zadam to pytanie. Czy sądzicie, że trudno jest się promować jako wschodzący zespół metalowy? Dążycie do mainstreamu, czy pozostajecie wierni undergroundowi i uciekacie od komercjalizowania waszej muzyki?
Kuba: To jest bardzo ciekawe pytanie.
Orszo: Wydaje mi się, że chęć przebicia się do mainstreamu, by więcej ludzi nas słuchało i cieszyło się naszą muzyką, jest naturalna. My nie stawiamy na pierwszym miejscu reklamowania się w social mediach, robimy to przy okazji. To muzyka jest dla nas najważniejsza. Dopiero w wolnym czasie coś wrzucamy [na social media]. Może wyniki są wtedy mniejsze, ale wydaje mi się, że takie podejście jest zdrowsze.
Kuba: Dokładnie to samo uważam. Oczywiście, będziemy się starali promować bardziej podczas wydawania albumów. Ale mimo wszystko chcemy pozostać wierni swoim ideałom. Nie robimy nic na siłę. Nie chcemy być sztuczni.
A wracając do etapu warszawskiego – pamiętam, że wasz skład był inny. Mieliście przede wszystkim basistę. Co się z nim stało?
Kamil: Skłócono nas. Mieliśmy dobry kontakt, dalej go mamy! To było trudne. Pamiętam, że po długim braku kontaktu wrzuciłem post, miałem wtedy jeden ze swoich ataków.. Nie pamiętam co napisałem, ale Wiktor się odezwał.. Po tym można poznać prawdziwego przyjaciela. Byliśmy naprawdę pokłóceni, a zespół prawie się przez to rozpadł. Wiktor odezwał się sam z siebie, po prawie roku, bo zobaczył, że coś jest nie tak. To on i przede wszystkim Orszo uratowali zespół. Byliśmy na skraju.
Orszo: Daliście szansę, że napisaliście post na grupce. Wydaje mi się, że tak czasem jest, że trzeba przejść przez kilka rzeczy, które nie wyjdą, ale po jakimś czasie się dogadujesz. Wspomniałeś o „docieraniu się” zespołów. Skoro jest ktoś, kto coś niszczy, to lepiej wymienić tę osobę, niż dawać się wykończać.
Kamil: Rada dla osób, które funkcjonują w grupach – czy to związek, czy zespół, nieważne. Jak masz jakiś problem to zawsze mów, tylko normalnie. Jeśli uważasz, że coś ci nie pasuje – spoko, powiedz, rozwiążemy to wspólnie.
A czy finalnie będziecie chcieli ponownie Wiktora zaprosić do zespołu i kontynuować z nim działalność?
Kamil: Zależy od tego czy ma czas i od jego miejsca zamieszkania. On teraz działa u siebie, ze swoim zespołem. Przerzucił się z basu na gitarę. Chcemy zapraszać swoich znajomych do gościnnego udziału, może zrobimy to w przyszłości.
Nie sądzicie, że jest trochę „pusto” bez basisty?
Kamil: No jest, ale wiesz jak trudno znaleźć bas? Kilkukrotnie dawaliśmy ogłoszenie. Czasami ktoś się zgłaszał, jednak nikt nie chciał zostać na stałe. Ciężko będzie, ale bardzo tego chcemy
Orszo: Spoko by było mieć tego basistę. Trudno jest znaleźć odpowiednią osobę: w naszym wieku, żeby siedziała w tej muzyce, żeby łatwo było się z nią zaprzyjaźnić. Chodzi również o techniczne umiejętności.
Cieszę się, że zespół mimo wszystko znalazł alternatywne rozwiązanie, by koncertować, a nie stać w miejscu. A jaka jest wasza wymarzona trasa? Z kim chcielibyście zagrać i gdzie?
Kamil: Dream Theater i Cavalera.
Orszo: Jakby Opeth potrzebowało kiedyś supportu, to ja bym się cieszył.
Kuba: Tylko wymarzone? Czy wymarzone i w miarę osiągalne?
Możesz powiedzieć wszystko.
Kuba: Wymarzone i w miarę osiągalne jest Arch Spire, jeśli sobie znajdą bębniarza, i Benighted, a wymarzone nieosiągalne to Slayer i Metallica.
Z tego co zauważyłem, to Hellkat niedługo wyrusza w trasę koncertową u boku Fire Aspect.
Kuba: No, taka mini traska.
No, ale trasa! Powiedzcie, jak się na to zapatrujecie, cieszycie się?
Kamil: No jasne! Fire Aspect to fajni kumple. Poznaliśmy ich na festiwalu. Są od nas trochę młodsi.
Kuba: Poznaliśmy ich lepiej na Leśniczówce, gdy zapraszaliśmy zespoły. Gramy od trzech lat z Landscepami i to właśnie przez nich poznaliśmy Fire Aspect.
Kamil: Co ciekawe, Landscape of souls supportowali Closterkellera i Huntera.
Kuba: Proletariat chyba jeszcze.
No można ująć, że wystąpili przed ikonami.Wiele muzyków boi się, że jak będą organizować swoje wydarzenia to więcej stracą, niż zyskają. Czy wy też się tego boicie?
Kuba: Jak organizujemy koncerty, to trzeba dokładać własne finanse, jednak zazwyczaj zwraca się niewielka kwota. W rzeczywistości na trasę z Fire Aspect zostaliśmy zaproszeni, gramy jako goście.
Kamil: Jak organizujesz koncert, to najlepiej robić to na dwa lub trzy zespoły, koszty się wtedy zwracają. Na początku koncertowania celem jest, by przynajmniej wyjść na zero.
Pytanie ostatnie, myślę, że ważne. Czy macie jakiś cel, do którego chcecie dążyć? Taki, który da wam poczucie spełnienia?
Kuba: Uważam, że trudno o całkowitie spełnienie. To uczucie będzie chwilowe, a później lecimy dalej. Brak postępu boli. Powiedziałem kiedyś, że poczuję się spełniony jako muzyk, gdy zagramy na marsie (śmiech).
Taka czerwona oprawa byłaby ciekawa. (śmiech)
Orszo: Wydaje mi się, że nasze wielkie cele nie polegają na tym, że chcemy mieć wielu słuchaczy. Na razie mamy te małe – skończyć piosenkę, przygotować koncert. Jak spełnimy te, to obieramy kolejne.
Kamil: Ja bym chciał dopowiedzieć. Nie odczujemy pełnego spełnienia, to jest jak kula śnieżna. Chcemy coraz więcej, taka jest nasza ambicja. Musimy uważać, aby nie przesadzić. Najgorsze po spełnieniu jest poczucie „doła”, rozczarowanie, że nic już więcej nie ma.
Wszystkiego dobrego wam życzę chłopaki. Dziękuję bardzo za wywiad.
Przyznam, że rozmowa z chłopakami była dla mnie ogromną przyjemnością. Uważam, że warto dawać pole do wypowiedzi młodym twórcom, którzy dopiero wchodzą w wielowymiarowy artystyczny świat. Bije od nich szczerość i autentyczność. W dzisiejszych czasach masowe media tłamszą wiele punktów widzenia i sposobów patrzenia na świat – należy złamać ten algorytm.
Mateusz Berndt