CZY DOCZEKAMY SIĘ W KOŃCU POLSKIEGO DRACULI?

Fot. Pixabay

Nawet student filologii polskiej, pytany o wymienienie pierwszej lepszej powieści gotyckiej, zacząłby od światowej klasyki – pewnie utworów angielskich, później może by wymienił parę utworów amerykańskich, może parę francuskich. Na sam koniec zostawiłby te polskie, bo ich po prostu nie zna, chyba że akurat szczególnie interesuje się Krasińskim, będącym tu trochę jak ten samotny jeździec.

Gotycyzm, czyli co?

Gotycyzm miał swój wielki wpływ na literaturę, w zasadzie stworzył dzisiejszy horror, ściśle wiążemy z nim znany nam obraz romantyzmu, także współczesne trendy literackie, na przykład estetyka dark academia, bogato z niego czerpią. Powracając do pytania, od którego zacząłem, można je odwrócić – gdyby poprosić kogoś o wymienienie klasyki anglojęzycznej, to bardzo szybko usłyszelibyśmy tytuły gotyckie. Dracula, Doktor Jekyll i pan Hyde, Wichrowe Wzgórza. Żeby zrozumieć, czemu jednak tak trudno się nam mówi o gotyku w Polsce, musimy najpierw zastanowić się, czym gotyk właściwie jest. Najlepiej zacząć od etymologii tej nazwy.

Źródłem są oczywiście Gotowie. Oświeceniowi myśliciele utożsamili ich z rzekomym rozkładem kultury europejskiej. Ten rozkład, jak go nazywali, nastąpił w okresie wysokich wieków średnich, kiedy Europa zaczęła się rozwijać w oszałamiającym tempie. Twórcy i architekci tego okresu prześcignęli pod wieloma względami twórców starożytnych, do których później odwoływali się artyści odrodzenia. Mimo tego gotyk zyskał złą prasę, która trwała stulecia. Zmienił to nijako Horace Walpole, odwołując się do gotyckości w podtytule swojego dzieła: Zamczysko w Otranto. Opowieść gotycka. Powieść ta, wydana w 1764 roku, rozgrywa się w czasach gotyckich, między pierwszą a ostatnią krucjatą.

W oderwaniu od korzeni

Z jednej strony Walpole nie zaprzestał stereotypizacji tego okresu jako czasów nierozsądnych, gdzie zabobony górowały nad umysłem (choć powstawały wtedy przecież pierwsze uniwersytety w Europie). Z drugiej jednak pozwoliło to na rehabilitację tego okresu i ponowne wprowadzenie do literatury elementu irracjonalnego – który w bardzo szerokim rozumieniu stał się fundamentem gotycyzmu.

Choć gotycyzm zawdzięcza swoją nazwę zamkom, na tle których się rozgrywał, to jego esencja jest dzisiaj inna. Nie chodzi o sam zamek, a o to, co ten symbolizuje, czyli przeszłość, która stoi nad nami jak niewzruszony kolos. Duchy – cóż, to już całkiem proste. Gotycyzm jest o widmie przeszłości i rozkładzie teraźniejszości. Zarówno dosłownym, dlatego wszystkie te wspaniałe budowle popadają w utworach gotyckich w ruinę, jak i bardziej metaforycznym. Stąd motyw zbrodni, okrucieństwa, wszechobecne krew i makabra, pogwałcenie obyczajowości. Rozkład obyczajów. Gotycyzm w gruncie rzeczy jest o tym, że nigdy nie uciekniemy od przeszłości.

A tak bliżej?

Tu chciałbym jednak, byśmy spojrzeli poza Europę, mianowicie na stany dawnej konfederacji, tam bowiem wykształcił się już gotyk bez zamków, zbroi rycerskich i katedr. Tak jak w kanonie brytyjskim mamy siostry Bronte oraz Ann Radcliffe, tak stałymi jego punktami w USA są Faulkner czy Capote tworzący w odmianie gotyku, którą zwiemy gotykiem południowym. Jego cechy? W zasadzie takie jak w gotyku historycznym – czyli jego pierwszej fali, trwającej do lat dwudziestych XIX wieku, oraz późniejszych jego odmianach, jak powieść grozy, do której zaliczymy penny dreadful, królującą w Wielkiej Brytanii epoki wiktoriańskiej (na przykład Dracula czy przywołany już Doktor Jekyll i pan Hyde). Dalej pełno tu występku, zbrodni i przemocy. Stałym motywem jest perwersyjna miłość. Rozpada się jednak już nie dwór, a dawna plantacja; wielkie domy dawnych rodzin właścicieli niewolników. Zamiast potworów z europejskiego folkloru mamy tu hoodoo. Elementy gotyku są takie same, ale dostosowane do nowej szaty.

Dalszy rozwój gatunku

Uważam, że doszło do pewnego rozszczepienia, jeśli chodzi o gotycyzm. Z jednej strony jest jego estetyka, która, jak wspomniałem, przekształciła się w moim odczuciu w to, co znamy dziś jako dark academia. Dzieje się tak jednak nie dlatego, że autorzy książek w tej kategorii chcą opowiadać gotyckie historie.

Zależy im raczej na kontynuowaniu pewnej estetyki, być może odniesieniu się do określonych archetypów, a tak się składa, że te zakorzenione są najczęściej w wybitnej prozie anglojęzycznej drugiej połowy XIX wieku. Wśród tej natomiast mamy liczne dzieła gotyckie. Autorzy ci czerpią więc z tych najbardziej dosłownych elementów dzieł gotyckich. Nie chcę ich tutaj nazywać powierzchownymi. Wiele z książek tego rodzaju lubię. Po prostu element gotycki, jaki w nich występuje, pełni inną funkcję, niż pełnił w gotycyzmie i, więcej, został odcięty od swojej oryginalnej funkcji. Ważniejsza jest tu dekoracja, niż to, co ona oznaczała, bo nabrała nowego znaczenia.

A jeśli chodzi o stare znaczenie tych dekoracji? Te historie dalej są opowiadane. Więcej, wciąż wychodzą gotyckie powieści, które wyglądają tak, jak wyglądały dawniej; przede wszystkim odnajdziemy tu sporo przykładów współczesnych romansów gotyckich. Gotyk południowy przetrwał do dziś na przykład u Donny Tartt. Ale mamy też historie stricte gotyckie, jak Mariana czy saga Zafona, a nawet Dom z liści. Tyle że one już nie wyglądają tak, jak kiedyś.

A co się dzieje w Polsce?

Czy w naszej literaturze naprawdę nie ma choć namiastki gotycyzmu? Myślę, że teraz widzicie złożoność tego pytania. Bo, owszem, nie ma u nas zbyt wielu książek, które by się jawnie nazywały powieściami gotyckimi. Nie mamy też za wiele dzieł, których estetyka by pasowała, czy do Mnicha, czy to do Rebeki, ale sam fakt, że rozpinamy gotycyzm tak szeroko – od osiemnastego do dwudziestego wieku, a moglibyśmy go dociągnąć spokojnie jeszcze do dziś, przecież niedawno bestsellerem stało się Mexican Gothic – powinno nam uzmysłowić, że gotyk to coś więcej, niż konkretna estetyka. To przede wszystkim pewna wrażliwość, na którą składają się też przywołane już cechy tego nurtu. Powiem więcej: odnajdziemy je w polskiej literaturze ostatniej dekady.

Nasza literatura ma fiksację na punkcie przeszłości. Cały czas próbujemy poradzić sobie z jakimiś ranami, którym po prostu nie pozwalamy się zagoić. Co druga powieść polska rozgrywa się albo w dwudziestoleciu międzywojennym, albo w latach transformacji. Zamkiem jest albo gospodarstwo rolne, albo blokowisko. Rozkład moralny? Jest go mnóstwo: przemocowe, toksyczne rodziny, różne traumy z tym związane albo trudności związane z przemianami ustrojowymi. Z tymi bezpośrednio związany jest motyw widma przeszłości. Do tego dochodzi kochany w Polsce realizm magiczny jako element fantastyczny. Często w formie wiedźmy lub szeptuchy.

Są oczywiście powieści łączące w sobie wszystkie te cechy – myślę na przykład o nagradzanym Ciemno, prawie noc, które po prostu nazwałbym powieścią gotycką, gdzie na wszystkie wydarzenia spogląda znad zamglonego Wałbrzycha Zamek Książ. To są jednak nieliczne przykłady. W większości naszej literatury cechy gotyckie są mocno rozproszone. To może być po prostu kwestia tego, że gotyk istniał u nas przede wszystkim na obrzeżach, a gdy się pojawiał to, jak u Krasińskiego i Mostowej, pod wpływem literatury obcej.

Czyli Krasiński i nic więcej?

W tym roku wychodzi poetyckie Silesian Gothic Anouk Herman , no i myślę, że Śląsk naturalnie jest tym miejscem w Polsce, gdzie do gotyku najbliżej. Czy to upadający przemysł Górnego, czy to kruszące się zamki Dolnego Śląska, jest to region naszego kraju, gdzie przeszłość jest najbardziej widoczna. Jestem więc ciekaw, co Anouk napisze. Czy doczekamy się polskiego Draculi? Chyba nie ma co wstrzymywać oddechu. Nie widzę go nigdzie na horyzoncie. Ale nigdy nie mów nigdy. Nawet, jeśli nikt nie ma do tego póki co podchodów, to gotycyzm by po prostu do polskiej literatury pasował, szczególnie dziś, w świetle tych tendencji, które opisałem, oraz tego, że gotycyzm może być na tyle elastyczny, by się do nich dopasować.

Aleksander Knobel