POLSKA REPREZENTACJA NIERÓWNA JAK POLSKIE DROGI – CO WIEMY PO PAŹDZIERNIKOWEJ PRZERWIE?
Za nami kolejne zgrupowanie kadry za kadencji Michała Probierza. Polscy piłkarze przegrali z Portugalią i zremisowali w starciu z Chorwacją. Sposób, w jaki zaprezentowali się biało-czerwoni budzi mieszane uczucia.
Jak zwykle tuż przed minioną przerwą na mecze reprezentacji można było odczuć pewne zniecierpliwienie. Dla najwierniejszych kibiców czekanie potrafi być prawdziwą mordęgą już w wypadku meczów ich drużyny raz w tygodniu. A co dopiero w wypadku miesięcznych luk w kalendarzu reprezentacji. Poza tym minął rok od zatrudnienia Michała Probierza w charakterze selekcjonera. To był już całkiem spory, nomen omen, probierz czasu, a projekt wciąż nie wyglądał na w pełni rozwinięty.
Sytuacja kadrowa
Pewien optymizm budziła sytuacja poszczególnych kadrowiczów w ostatnim czasie. Robert Lewandowski przyjeżdżał w jeszcze lepszej formie strzeleckiej. Lider obrony naszej drużyny, Jan Bednarek, cokolwiek by o nim nie sądzić, lepiej prezentował się na tle kolegów z Southampton i do niego akurat można by mieć najmniej pretensji o katastrofalny start beniaminka tego sezonu Premier League.
Następnie Jakub Kiwior, Jakub Moder oraz Piotr Zieliński, dotychczasowi kluczowi zawodnicy kadry, w końcu zaliczyli jakieś minuty w swoich drużynach. Do tego grona należy zaliczyć też Nicolę Zalewskiego, który po wrześniowym zgrupowaniu został odsunięty od pierwszego zespołu AS Romy. Na szczęście najlepszy ostatnio piłkarz naszej reprezentacji wrócił już do gry i zaliczył siedemdziesiąt minut w ostatnim przed przerwą meczu zespołu z Rzymu z Monzą.
Jako kibice poczuliśmy powiew świeżości, gdy na liście powołań ujrzeliśmy nowe nazwiska. Pojawił się zapowiadany już od dawna skrzydłowy Michael Ameyaw. Zaskoczył nas wybór 19-letniego Maximilliana Oyedele. Polskie środowisko eksperckie uważa, że jest sporym talentem. Zagrał już parę meczów w Legii Warszawa i pokazał się z bardzo dobrej strony. W środku obrony nową opcją miał być Mateusz Skrzypczak, ten ostatecznie został wykreślony z listy z powodu kontuzji.
Portugalska lekcja futbolu
Mecz z Portugalią był w wykonaniu polskich piłkarzy słaby. O kilka klas lepszy rywal obnażył nieudolność w grze obronnej naszych. Obrońcy gubili krycie, sami wyglądali na zagubionych. Formacja defensywna od dawna nie jest naszą mocną stroną, a w tym wypadku dopuszczania przeciwnika do łatwych sytuacji było za dużo. Mieliśmy wielkie szczęście, że nie skończyło się wyższym wynikiem. Sposób, w jaki nasi reprezentanci bronili był po prostu kompromitujący. Wystarczy opis trzech straconych goli.
Pierwsza bramka: Bednarek nie zorientował się w polu karnym i tylko obserwował Bruno Fernandesa zgrywającego piłkę głową do kompletnie osamotnionego Bernardo Silvy.
Druga: rajd Rafaela Leao od połowy boiska, podczas którego mijał rywali jak tyczki na treningu, a do siatki trafił po dobitce Cristiano Ronaldo.
Trzecia: jej swego rodzaju usprawiedliwieniem może być dążenie naszych do wyrównania w tamtym momencie spotkania, ale ustawienie zespołu wołało o pomstę do nieba. Portugalczykom wystarczyło po prostu wykonać podręcznikową kontrę.
Ale sam przebieg meczu był raczej przewidywalny. Raczej tego się spodziewaliśmy. Trudno nie oglądać się za piłką przez kilkanaście minut przy tak bardzo jakościowym rywalu. Zdecydowanie jednak brakowało agresji, przysłowiowego pazura, żeby podejść wyżej do przeciwnika i spróbować odebrać mu piłkę wyżej. W ostatnich piętnastu, może dwudziestu, minutach zobaczyliśmy reprezentację taką, jaką powinniśmy widzieć od początku. czyli próbującą podjąć rękawicę.
Bardzo dużo krytyki spadło na Maxiego Oyedele. To prawda, że wyglądał źle na murawie. Grał zbyt bezpiecznie. był stremowany. Popełnił błędy przy obu straconych bramkach. Jednak należy wspomnieć o trzech kluczowych aspektach związanych z jego sytuacją. Po pierwsze, debiutował. Po drugie, wciąż jest niedoświadczony. Po trzecie, miał naprzeciwko siebie rywali zwyczajnie lepszych od niego. Trudno, żeby nie grał zachowawczo i za wolno.
Dla Oyedele to cenna lekcja. Nie ma co krytykować Probierza za decyzję o wystawieniu 19-latka. W obliczu braku lepszych opcji na pozycji defensywnego pomocnika, trzeba próbować, jak się da. O ile piłkarz Legii nie obniży lotów, to oby selekcjoner powołał go w listopadzie.
Inaczej byłaby to niekonsekwencja, którą pokazał już w wypadku Mateusza Bogusza. Bogusz dobrą formą w Stanach Zjednoczonych zapracował sobie na debiut w trakcie poprzedniego zgrupowania. Teraz piłkarz Los Angeles FC nie przyjechał, pomimo że jego forma jest na podobnym poziomie. Należy przecież budować młodych zawodników, którzy są przyszłością reprezentacji.
Oprócz Oyedele zadebiutował też Michael Ameyaw. Jego postawa po wejściu z ławki to jeden z największych pozytywów tego meczu. Odważnie wchodził w pojedynki i stwarzał zagrożenie, zatem dobrze zastąpił Nicolę Zalewskiego. To on był uczestnikiem kontrowersyjnej sytuacji, w której został kopnięty przez jednego z Portugalczyków w polu karnym. Faulu według sędziego nie było.
Chorwackie rozdwojenie jaźni
Nie spodziewaliśmy się, że rewanż z Chorwatami będzie prawdziwym emocjonalnym rollercoasterem; od znakomitego startu przez następny dłuższy wstrząsający fragment, aż po otrząśnięcie się i dogonienie wyniku. Czy zasłużyliśmy na remis? Zaangażowaniem tak. Z drugiej strony, sumienie każe szczerze stwierdzić, że bardziej to los się do nas uśmiechnął.
Bo znowu, polska linia defensywy się nie popisała. Pod grą w drugiej połowie utrzymywały nas interwencje Marcina Bułki. Bednarek zagrał jeszcze na niezłym poziomie. Po Kiwiorze było widać brak większego ogrania, choć ocenę podwyższa mu podłączanie się do akcji ofensywnych. Za to Pawła Dawidowicza ten mecz będzie męczył po nocach. Był spóźniony przy straconym drugim golu, zaliczył asystę drugiego stopnia przy trzecim – podał do Sučicia. Na dokładkę nabawił się urazu, który wykluczył go ze spotkania jeszcze w pierwszej połowie.
Zastąpił go Kamil Piątkowski. Tym meczem piłkarz RB Salzburg otworzył sobie drogę do pierwszej jedenastki. Był o wiele pewniejszy w interwencjach. Właściwie się ustawiał. Angażował się, co miał okazję zaprezentować, gdy ucierpiał w pojedynku z przeciwnikiem – po chwili wstał, następnie sprintem wrócił pod pole karne i przerwał akcję Chorwatów.
W tym meczu, w przeciwieństwie do poprzedniego, reprezentację Polski jest za co pochwalić. Tym razem w pressingu zgadzała się intensywność. Co więcej, ten pressing w ogóle zaistniał, Chorwaci mieli często problemy ze swobodnym rozgrywaniem. Odwaga nie wiązała się tylko z próbami odbioru piłki. Gdy już sami musieliśmy atakować pozycyjnie, akcje wyglądały składnie. Zawodnicy byli nastawieni na przejęcie inicjatywy i im się to udawało.
Pomogły w tym świetne indywidualne występy Zielińskiego, Zalewskiego oraz Urbańskiego, do których się przyzwyczailiśmy. Sebastian Szymański nie zachwycał w pierwszej połowie dokładnością swoich zagrań, lecz w drugiej prezentował właściwy poziom i strzelił wyrównującego gola. Również prawe wahadło wyglądało lepiej za sprawą Jakuba Kamińskiego. W przeciwieństwie do Frankowskiego, Kamiński był skuteczny podczas ataków przeprowadzanych jego stroną.
Październikowy raport
Jakie są ogólne odczucia tuż pojedynkach z Portugalią i Chorwacją? Trzeba zacząć od tego, że celem reprezentacji w tych meczach było pokazanie, że istnieje pewna ciągłość w rozwoju projektu i nie stoimy w miejscu.
Podjęcie równej walki było bardzo optymistycznym scenariuszem. Nikt raczej nie powinien spodziewać się czegoś nadzwyczajnego. Bardziej chodziło o kilka dłuższych fragmentów w trakcie spotkań, w których poczujemy z reprezentacji dumę i stwierdzimy, że idziemy do przodu.
Jak wyszło? Dwojako. Spotkanie z Portugalczykami pokazało nam, że obecny stan naszej kadry pozwala nam na granie jedynie tak, jak znacznie lepszy przeciwnik pozwoli. Jakość w linii obrony reprezentacji jest przeciętna. A prawdopodobnie pewność siebie obrońców podtopiono kolejnymi falami krytyki, którą można zaobserwować w mediach społecznościowych. Polskie piekiełko nigdy nie zostawia suchej nitki, nawet na młodych debiutantach, jak pokazał przykład Oyedele. W takim środowisku zwyczajnie ciężko o stabilność.
Zarazem ostra, ale sprawiedliwa krytyka jest bardzo potrzebna. Zmusza reprezentantów do wykrzesania z siebie czegoś więcej. To swego rodzaju wyzwanie im rzucane. Nie wszyscy potrafią je podjąć, jak Dawidowicz, który z Chorwacją na dobre wypisał się z pierwszego składu. Inni przeciwnie. Oyedele najwyraźniej nie spalił się po spotkaniu z Portugalią – na tle Chorwatów wyglądał już pewniej. Szymański też zagrał o niebo lepiej w drugim spotkaniu. Cały zespół miał w sobie więcej energii i animuszu.
Tematy zgrupowania
Na pozycji defensywnego pomocnika wciąż nie ma pewniaka, który gwarantowałby co najmniej solidne występy na szóstce. O ile Probierz nie wymyśli innego rozwiązania, albo nie powoła nowego zawodnika, to rywalizować będą ze sobą Oyedele i Moder. Oyedele czeka dalsza weryfikacja w Legii Warszawa. Moder potrzebuje większej liczby minut w grze, bo widać w jego zachowaniach na boisku umiejętności.
Niezrozumiała jest niechęć Michała Probierza do Matty’ego Casha. Twierdzi się, że brakuje logiki w rezygnowaniu z regularnie grającego w Premier League zawodnika Aston Villi . Pozycja prawego wahadłowego jest uboga. Frankowski od kilku spotkań gra poniżej oczekiwań. Kamiński daje promyk nadziei, jednak przydałby się ktoś jeszcze. Gracza posiadającego odpowiednie umiejętności i wyrażającego chęć do gry w biało-czerwonych barwach nie powinno się odstawiać przez niedostateczną znajomość rodzimego języka.
Na koniec, temat podstawowego bramkarza: selekcjoner na konferencji przedmeczowej z Chorwacją powiedział, że nie chce doprowadzić do sytuacji, w której jeden piłkarz będzie mieć znacznie więcej występów niż drugi. Z jednej strony mieliśmy już sytuację, kiedy dwaj bramkarze – Wojciech Szczęsny i Łukasz Fabiański – bronili na przemian. Z drugiej strony jeśli ktoś jest lepszy, to bezdyskusyjnie powinien być jedynką.
Zauważmy, że na ten moment wizja grania z silnymi przeciwnikami jak równy z równym to tylko fantazja. Uniemożliwia to nasza postawa w obronie. Powinniśmy nadrabiać braki odwagą i zaangażowaniem. Takie cechy decydują o możliwości podjęcia walki. W tej sytuacji na bramce musi stać golkiper-cudotwórca. Bliżej do takiej charakterystyki Łukaszowi Skorupskiemu. Natomiast zrozumiałe jest wystawianie różnych zawodników w Lidze Narodów. Warto ogrywać młodszych w pierwszym zespole, bo to oni niedługo wskoczą w buty, a raczej rękawice, Szczęsnego.
Mikołaj Dilc