SPORSTWASHING, CZYLI JAK SPORT STAJE SIĘ NARZĘDZIEM PROPAGANDY

Tamim bin Hamad Al Thani, Gianni Infantino i Władimir Putin, źródło: Russian
Presidential Press and Information Office, Wikimedia Commons
Największe stadiony świata już dawno przestały być jedynie miejscem sportowej rywalizacji – stały się areną walki o reputację i wpływy na arenie międzynarodowej. W ostatnich latach o organizację igrzysk olimpijskich czy piłkarskich mistrzostw świata nie bez powodu ubiegały się Rosja, Chiny, Katar czy Arabia Saudyjska. Gotowe były wydać dziesiątki miliardów dolarów, żeby zatuszować łamanie praw człowieka.
Właśnie takie praktyki wykorzystywania sportu w celu ocieplenia wizerunku czy odciągnięcia uwagi od nieetycznych działań nazywamy sportswashigiem. Tego terminu po raz pierwszy użyto w stosunku do Azerbejdżanu, który gościł Igrzyska Europejskie w 2015 roku. Wydarzeniu towarzyszyły niemałe kontrowersje polityczne związane z represjami wobec krytyków niedemokratycznego rządu. I choć samo pojęcie może wydawać się całkiem nowe, brudny mariaż polityki ze sportem trwa właściwie od czasów starożytnych.
Chleba i igrzysk
W historii współczesnej najbardziej dobitnym przykładem są Igrzyska Olimpijskie (IO) w 1936 r., które odbyły się… w Berlinie. Miały być sposobem na poprawę międzynarodowej pozycji nazistowskich Niemiec. By sprawiać wrażenie gościnnych i przyjaznych, złagodzono na ten czas politykę antysemicką i zdjęto ksenofobiczne szyldy.
Z kolei debiut ZSRR na IO w 1952 roku sprawił, że sport stał się ważnym elementem gry politycznej między socjalistycznym Wschodem a kapitalistycznym Zachodem. Zwycięstwo w nieoficjalnej klasyfikacji medalowej świadczyć miało o wyższości jednego systemu politycznego nad drugim. W bezpośredniej walce mocarstw o prawo do organizacji XXII IO górą była Moskwa, zostając gospodarzem wydarzenia w 1980 roku.
Dlaczego rosyjscy sportowcy na igrzyskach nie będą neutralni?
Od tego czasu Rosja nieprzerwanie wykorzystuje sport w celach propagandowych – do budowania globalnego prestiżu i mitu potęgi. Sukces sportowy podnosi morale narodu, kształtuje patriotyczne postawy, daje powód do dumy z bycia Rosjaninem. Sięgnęli więc i po igrzyska zimowe w 2014 roku.
Niedługo potem na jaw wyszła największa afera dopingowa w historii. Richard McLaren, kanadyjski profesor prawa sportowego ustalił, że rosyjskie laboratoria manipulowały wynikami badań sportowców. W latach 2012–2015 zatuszowano ponad 500 pozytywnych wyników testów antydopingowych. Nielegalnym procederem zarządzano ze szczebla państwowego. Decyzją Światowej Agencji Antydopingowej (WADA) rosyjscy sportowcy zostali wykluczeni z udziału w kolejnych międzynarodowych imprezach pod flagą swojego kraju. Nie przeszkodziło to jednak w przyznaniu Rosji prawa do organizacji Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej w 2018 roku.
Machina zatrzymała się dopiero w dwa lata temu po inwazji na Ukrainę. W tle ponownie sport. New York Times podaje, że według raportu zachodniego wywiadu chińskie władze miały wiedzę na temat rosyjskich planów ataku, zanim on nastąpił. Mówi się, że doszło do rozmów między Chinami a Rosją o opóźnieniu agresji na Ukrainę do czasu zakończenia rozgrywających się w tym czasie Zimowych IO w Pekinie. I rzeczywiście rosyjskie wojska wkroczyły do Ukrainy cztery dni po ceremonii zamknięcia igrzysk.
Niemal natychmiast Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl), FIFA i inne organizacje wyłączyły z udziału w rywalizacji sportowców z Rosji, jak i sojuszniczej Białorusi. Jak się okazuje, nie na długo.
Od tego czasu minęły dwa lata, pierwszy kurz już opadł, kara czterech lat dyskwalifikacji nałożona przez WADA wygasła z końcem ubiegłego roku i mimo że wojna nadal trwa MKOI podjął skandaliczną decyzję o dopuszczeniu rosyjskich i białoruskich sportowców do startu w tegorocznych igrzyskach w Paryżu. Wystąpią jako Indywidualni Sportowcy Neutralni, a więc bez barw narodowych, hymnu i innych emblematów. Jednak niesmak pozostaje. Projekt strojów reprezentacji Rosji (spełniający swoją drogą wymogi MKOI-u) zaproponował „Reflex”.
Sport w rękach arabskich szejków
Taką strategię PR-ową przyjęły także inne autorytarne reżimy. Zdaje się, że Zjednoczone Emiraty Arabskie, Katar i Arabia Saudyjska zrozumiały, że złoża paliw kopalnych nie są nieskończone, a popyt na ropę nie będzie trwał wiecznie, więc od kilku lat aktywnie działają na rynku sportowym.
Szeroko zakrojone inwestycje w sport są częścią planów Saudi Vision 2030 i Qatar National Vision 2030 – wielkich projektów transformacji gospodarczo-ekonomicznej, które mają pozwolić na uniezależnienie się od przychodów z ropy naftowej. Centralnym ich punktem jest także społeczna zmiana w postrzeganiu krajów arabskich, a chyba nie ma lepszego sposobu na to, by zaskarbić sobie sympatię ludzi, niż dostarczenie im ulubionej rozrywki.
Nieograniczone fundusze, jakimi dysponują kraje arabskie, pozwalają im na składanie w zasadzie bezkonkurencyjnych ofert organizacji kolejnych sportowych wydarzeń. Od kilku lat goszczą tam więc największe walki bokserskie, Rajd Dakar i Grand Prix F1. Saudyjczycy konsekwentnie rozwijają własną ligę golfową i piłkarską, prześcigając się w kupowaniu kolejnych gwiazd. Największy nacisk państwa znad Zatoki Perskiej kładą właśnie na piłkę nożną. Nim się zorientowaliśmy, szejkowie stali się sponsorami największych europejskich drużyn, nabyli prawa do organizacji Klubowych MŚ, superpucharu Włoch czy Hiszpanii.
Strategia okazuje się skuteczna. Dziennikarze rozpisują się na temat kolejnych spektakularnych inwestycji szejków. Śmierć ponad 6000 migrantów pracujących przy budowie infrastruktury stadionowej na Mistrzostwa Świata w Katarze w 2022 roku na nagłówkach gazet została zastąpiona nazwiskami czołowych piłkarzy. Z kolei Muhammad ibn Salman, następca tronu Arabii Saudyjskiej, w której tego samego roku przeprowadzono masowe egzekucje, sam do niedawna kojarzony ze zleceniem morderstwa nieprzychylnego dziennikarza, obecnie przedstawia się światu jako szanowany partner biznesowy i gospodarz mundialu w 2034 roku. W planach ma też zorganizowanie tej samej imprezy z udziałem kobiet. Tak, kobiet, które wciąż są obywatelami drugiej kategorii, dopiero od 2017 roku mogą uczestniczyć w lekcjach wychowania fizycznego, a w 2018 pozwolono im wejść na stadion.
Co możemy z tym zrobić?
Politykę FIFA w zakresie praw człowieka w teorii regulują artykuły 3. i 4. statutu, którego treść odpowiada wytycznym ONZ, w praktyce w tym wielkim biznesie etyka schodzi jednak na dalszy plan.
Trudno oczekiwać od fanów, żeby zbojkotowali imprezy, które tak kochają. Przy zainteresowaniu, jakie generuje piłka nożna, jest to w zasadzie niemożliwe. Naiwnością byłoby też sądzić, że kibice (nawet jeśli mają świadomość, że zysk z każdego kupionego biletu czy koszulki napełnia kieszenie autorytarnych reżimów) odwrócą się od swojej ulubionej drużyny, dlatego że została przejęta przez arabskich właścicieli.
Celem sportswashingu jest odciągnięcie uwagi opinii publicznej od nieetycznych działań. Możemy jednak sprawić, żeby stało się odwrotnie – wykorzystać wydarzenia sportowe organizowane w krajach niedemokratycznych jako okazję do rzucenia światła na drastyczne przejawy naruszania praw człowieka, które dotykają mieszkańców na co dzień.
Dotyczy to nie tylko dziennikarzy czy aktywistów, reagować powinni także sportowcy, na których skierowane są oczy fanów z całego świata. Przy okazji Mundialu w Katarze jasny komunikat wysłali reprezentanci Niemiec:
Głos w kwestiach dyskryminacji często zabiera też Lewis Hamilton. Tu podczas pierwszego wyścigu Grand Prix F1 w Katarze:
Realne zmiany przyniosą jedynie działania prawne, które leżą oczywiście w mocy władz organizacji. Nie jesteśmy jednak całkowicie bezradni. FIFA zwlekała przecież z zawieszeniem rosyjskich sportowców po inwazji na Ukrainę, ale ugięła się pod falą krytyki i naciskiem piłkarzy, którzy kategorycznie odmawiali gry z Rosją. Presja społeczna i świadomość, jaką mogą wnieść gwiazdy sportu, jest niezbędna do wytworzenia politycznej woli zmian.
Aleksandra Łukawska