BILI W MUR, AŻ GO PRZEBILI – KOLEJORZ LEPSZY OD GÓRNIKA

Fot. Mikołaj Dilc

Lech Poznań z czwartą wygraną z rzędu. W sobotnim meczu 3. kolejki Ekstraklasy pokonał on 2:1 Górnika Zabrze. Ponownie o wyniku zadecydowała dobra druga połowa. Niebiesko-biali zdołali przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę, choć przez godzinę panował impas.

Poznaniacy w Ekstraklasę wchodzą małymi kroczkami. Z Cracovią rozegrali dotychczas najgorsze spotkanie w tym sezonie, a z Lechią Gdańsk źle zaprezentowali się tylko w pierwszej połowie, po której przegrywali 0:2. Druga była już lepsza – Kolejorz strzelił cztery gole, choć pod koniec zrobiło się nerwowo, gdy jego przeciwnicy zdobyli bramkę kontaktową. Sobotnie starcie z Górnikiem wyglądało podobnie. 

Podobnie nie znaczy identycznie. W porównaniu z rywalizacją w Gdańsku, Lech wyglądał w pierwszych 45 minutach stabilniej – podobać mogła się jakość pressingu oraz organizacja gry w obronie. Mimo to wizja trenera Nielsa Frederiksena nie była realizowana, bo jego podopieczni ulegali naciskowi rywali i nie potrafili stworzyć sobie dobrych okazji.

Natomiast wraz z rozpoczęciem drugiej połowy w staraniach Lechitów zaczął się pojawiać błysk. Górnicy przestali sprawiać tyle problemów, nie tworzyli sobie też zbyt wielu sytuacji podbramkowych. Niebiesko-biali mozolnie dążyli do otwarcia wyniku. Największe przebłyski w ich staraniach wydarzyły się w 60. i 80. minucie – wtedy właśnie padały gole.

Po drugiej bramce wydawało się, że mecz został rozstrzygnięty, a Lech nie pozwoli sobie na utratę kontroli i, co więcej, zdoła zachować czyste konto. Powtórzyła się jednak sytuacja ze starcia z gdańszczanami – na parę minut zespół stracił koncentrację i w jednej chwili niepozorna akcja Ousmane Sow’a spowodowała, że końcówka mogła zrobić się ciekawsza. Po golu kontaktowym w 90 minucie Górnik nie zdołał pójść za ciosem, choć czasu też miał już niewiele. Na takie momenty Kolejorz musi zwracać uwagę, bo to one decydują o wynikach.

Mecz do dwóch bramek

Są takie spotkania, które wygrywa się dzięki jednej dobrej akcji. Tym razem zadecydowały dwie. Najpierw bramkę zdobył aktywny, ale nie najlepszy tego wieczora Leo Bengtsson, który wykonał ruch za linię obrony rywala i po otrzymaniu piłki wygrał pojedynek sam na sam z bramkarzem, Marcelem Łubikiem. Ciasteczko do Szweda posłał Joel Pereira. Takich zagrań od niego brakowało we wcześniejszych fragmentach meczu, kiedy był słabszym punktem drużyny.

Później na listę strzelców wpisał się Mikael Ishak. Tym samym wydłużył swoją serię do pięciu meczów z przynajmniej jednym zdobytym golem. Łącznie ma już na koncie 7 trafień we wszystkich rozgrywkach. Szwed się rozstrzelał i się nie zatrzymuje – to oczywiście korzystny dla Kolejorza obrót spraw. Do tego dokłada dużo pracy jako najbardziej wysunięty zawodnik, będąc inicjatorem pressingu i grając tyłem do bramki rywala.

Na akcję bramkową miało wpływ jeszcze trzech piłkarzy. Nawiasem, cała trójka została wprowadzona na boisko z ławki, trener miał więc nosa do zmian. Piłkę idealnie pod nogi kolegi z drużyny wybił Timothy Ouma. Ogólnie jego wejście pomogło w utrzymaniu Górnika w ryzach, lecz miał parę niepewnych momentów, kiedy się poślizgnął lub odskoczyła mu futbolówka.

Kolegą odbierającym zagranie Kenijczyka był Luis Palma. Jego przyjęcie było równie efektowne, co efektywne. Zaraz potem ruszył z kontratakiem. To on oddał silne uderzenie na bramkę Łubika, po którym Ishak mógł podwyższyć wynik. Takie sytuacje zwiększają nadzieje związane z Honduraninem, gdyż pokazują, jak wielkie umiejętności techniczne i strzeleckie posiada.

Strzału Palmy nie byłoby, gdyby akcji nie uratował Ali Golizadeh. Kiedy wydawało się, że atak stracił na dynamice, wziął ciężar za rozegranie go na siebie, robiąc miejsce dla nowego zawodnika. Irańczyk najbardziej ze wszystkich zmienników wpłynął na ożywienie gry poznaniaków. Pozostaje liczyć na to, że Golizadeh będzie występować częściej.

Sytuacja kadrowa się polepsza

Na początku sezonu można było mówić, że trener Frederiksen nie ma żadnych kart, cytując klasyka. To powoli się zmienia. Irański lider ofensywy z poprzedniego sezonu zbiera coraz więcej minut, a nowi zawodnicy wprowadzają się do drużyny. Mateusz Skrzypczak i Joao Moutinho podnieśli poziom defensywy, nawet jeśli nie jest to jeszcze widoczne w rezultatach, Luis Palma wraz z Leo Bengtssonem pokazują, że mogą wprowadzić do ofensywy trochę nieszablonowości, z kolei Timothy Ouma po wyeliminowaniu ze swojej gry mankamentów powinien zwiększyć jakość linii środkowej.

Do tej wyliczanki należy dodać debiutującego z zabrzanami Pablo Rodrigueza. Nawet jeśli miał mało szans do pokazania swoich umiejętności, w tych nielicznych pokazał nietuzinkowe zdolności. Szczególnie w pamięć mogła zapaść wymiana podań z Bryanem Fiabemą, po której wszedł w pole karne. Po Hiszpanie było widać, że chce zaprezentować się jak najlepiej przed poznańską publiką – na boisku wyróżniał się dużymi pokładami energii.

Ponadto lepszą formę osiągają piłkarze dobrze znani w Poznaniu. Obok Mikaela Ishaka takim przypadkiem jest Filip Jagiełło. W pierwszej połowie na tle kolegów wyglądał najlepiej, kiedy jako ofensywny pomocnik sporo pracował w pressingu i przez niego przechodziły nieliczne ataki. Później został przesunięty niżej, ale wciąż miał wielki wpływ na akcje Kolejorza.

Lecha jednak nadal czeka długa droga do stanu idealnego. Takim kamieniem milowym będzie moment, w którym nowi zawodnicy osiągną odpowiedni poziom przygotowania i zgrania, natomiast cała kadra znajdzie się w dobrej formie.. Każdy wygrany mecz pozwala się do niego przybliżyć. Kolejny sprawdzian niebiesko-biali napiszą już dziś. O 20:30 rozpocznie się pierwsze spotkanie 3. rundy eliminacji do Ligi Mistrzów z Crveną Zvezdą Belgrad.

Mikołaj Dilc