Z BREIDABLIKA NIE BYŁO CO ZBIERAĆ. LECH Z PIERWSZĄ WYGRANĄ W SEZONIE

Grad bramek przy Bułgarskiej. Lech Poznań wygrał z Breidablikiem Kópavogur aż 7:1 w pierwszym spotkaniu w ramach II rundy eliminacji do Ligi Mistrzów. Zespół trenera Nielsa Frederiksena w końcu nawiązał do formy z zeszłego sezonu.
Do trzech razy sztuka? Najwyraźniej tak. Lechici, po słabym meczu z Legią Warszawa oraz blamażu w rywalizacji z Cracovią, czekali na pierwsze zwycięstwo w tym sezonie. To przełamanie było wręcz wskazane, bo apetyty na dobre wyniki w Poznaniu są wzmożone. Niewielu jednak spodziewało się takiej rzezi.
Niebiesko-biali nie pozostawili gościom z Islandii żadnych złudzeń. Wynik 7:1 oznacza, że awans do III rundy eliminacji jest już praktycznie pewny, pomimo czekającego jeszcze obie drużyny przyszłotygodniowego rewanżu.
Występ prawie idealny
Tak naprawdę był tylko jeden moment, kiedy Kolejorz stracił kontrolę we wtorkowej rywalizacji. W 26. minucie Islandczycy wyszli spod pressingu i przeprowadzili zgrabną akcję, która zakończyła się faulem Antonio Milicia we własnym polu karnym. Była to sytuacja kontrowersyjna, bo wydawało się, że Chorwat nie przewinił. Ostatecznie Höskuldur Gunnlaugsson nie mógł zrobić nic innego, jak zamienić jedenastkę na bramkę, tym samym wyrównując wynik.
Do tamtego momentu poznaniacy, zależnie od okresu gry, mniej lub bardziej naciskali na wyspiarzy. Dzięki szybkiemu objęciu prowadzenia, po bramce Milicia mogli w spokoju rozwijać ataki. Te wyglądały na ogół dobrze, choć pod polem karnym Breidablika brakowało dokładności. Największe zagrożenie powodowały stałe fragmenty gry.
Szybko też udało się zebrać po straconym golu. Już w 32. minucie Mikael Ishak otrzymał podanie, które dopuściłoby go do pojedynku sam na sam z bramkarzem. Został jednak powalony przez obrońcę, Viktora Örna Margeirssona. Islandczyk najpierw dostał żółtą kartkę, lecz po wideoweryfikacji sędzia, Jasper Vergoote, zmienił decyzję i pokazał mu czerwony kartonik.
Wykluczenie zawodnika gości napędziło Lechitów. Już po pięciu minutach strzelili bramkę na 2:1 za sprawą Ishaka, który wykorzystał drugiego w tym meczu karnego, a do przerwy udało się im zwiększyć wynik na 5:1, po golach kolejno Joela Pereiry, Ishaka oraz Leo Bengtssona.
W drugiej połowie Duma Wielkopolski spuściła trochę z tonu, ale wciąż nie dopuszczała do głosu przeciwnika. Dominowała w posiadaniu piłki i szukała luk, w które mogła posłać przeszywające podania. W ostatnim kwadransie spotkania padły następne bramki dla Kolejorza. Najpierw Filip Jagiełło popisał się znakomitym strzałem z dystansu, następnie Ishak ustalił rezultat na 7:1. Można było pomyśleć, że znów oglądamy Lecha z poprzedniego sezonu.
Stary, dobry Lech
Zgadzało się wszystko, ale po kolei. Co najważniejsze, w poczynaniach piłkarzy Frederiksena poprawiła się intensywność. Dochodzą oni do siebie po ciężkim obozie przygotowawczym i podczas meczu z Breidablikiem było widać, że ich nogi robią się coraz świeższe. Co za tym idzie, zadowalać mogła jakość pressingu, nawet pomimo akcji z 26. minuty. Wyspiarze nie mieli zbyt wiele swobody, gdy rozgrywali piłkę.
Kolejorz poprawił się również w ataku. W końcu widzieliśmy więcej udanych prób podań za linię obrony, w czym przodował Pereira, który wrócił na swoją nominalną pozycję i zagrał o wiele lepiej niż w poprzednich meczach. Niebiesko-biali spisywali się lepiej także w bocznych sektorach. Tam brylowali Leo Bengtsson oraz Filip Szymczak. Szwed pokazał cały repertuar, jakim dysponuje – przebojowość, umiejętność wchodzenia w pojedynki czy dobry drybling.
Podobnie pochwalić można Szymczaka, który nie bał się kiwać i był aktywny na lewym skrzydle – zagrał jak etatowy skrzydłowy, pomimo że jest napastnikiem. Skrzydło jest mu chyba pisane, bo na tej pozycji zanotował najlepsze występy w Lechu. Jeśli dalej ma się tak prezentować, to dobrze, że Polak został w zespole.
Na dynamizację niektórych ataków wpłynęły nowe instrukcje dla Michała Gurgula. Do tej pory rzadko angażował się w tworzenie sytuacji pod polem karnym rywali, częściej rozgrywając piłkę jako trzeci środkowy obrońca. Z Breidablikiem się to zmieniło. Brał udział w kontratakach, czy obiegał kolegów na skrzydle. W ten drugi sposób Duma Wielkopolski zdobyła trzecią bramkę – Gurgul wykonał ruch i wyszedł na dogodną pozycję, z której mógł asystować przy bramce Pereiry.
Jednak gwiazdą wieczoru był inny zawodnik. Mikael Ishak zdobył hat-tricka – po raz pierwszy, odkąd zadebiutował w Lechu. Ponadto, dokonał tego, strzelając trzy bramki po trzech rzutach karnych. Dokonując tej trudnej sztuki pokazał, jak znakomicie opanował wykonywanie jedenastek.
Powroty i debiut
Cieszyć mogą również powroty najlepszych zawodników oraz występ jednego z nowych nabytków. Tak, jak zapowiadał trener Frederiksen, w rywalizacji z islandzką drużyną zagrali Ali Golizadeh oraz debiutant, Timothy Ouma. Irańczyk i Kenijczyk zeszli w drugiej połowie z ławki. Doskonale wiemy, co potrafi ten pierwszy i jaką wartością dodaną jest jego powrót.
Z kolei drugi zawodnik ciekawie się zareklamował – pokazał umiejętność czytania gry, odbioru piłki, czy wizję. Na przyszłość musi być bardziej skoncentrowany, bo parę razy zdarzyło mu się zagrać nonszalancko, ale to samo tyczy się Bartosza Mrozka i Pereiry, którzy popełnili podobne błędy w pierwszej połowie.
Mniej ciekawie zapowiada się sytuacja Afonso Sousy, który również powracał do składu po nieobecności w spotkaniu z Cracovią. Portugalczyk musiał przedwcześnie opuścić plac gry w wyniku problemów zdrowotnych. Choć może nie rozgrywał idealnego meczu, to utrata lidera zawsze boli.
Ewentualna absencja Sousy w nadchodzącej, sobotniej rywalizacji z Lechią Gdańsk może być problematyczna. Najważniejsze zadanie zostało jednak wykonane – udało się przełamać i odnieść pierwsze zwycięstwo w sezonie. Do stolicy Pomorza Lechici będą więc jechać w lepszych humorach.
Mikołaj Dilc