„CHCIELIŚMY BYĆ JAK BRUCE LEE” – FILMOWE POWROTY DO MŁODOŚCI NASZYCH RODZICÓW
Przecięta jak gdyby nożem passa niskich temperatur zaowocowała wiosenną atmosferą, a u wielu także uczuciem nostalgii do minionych lat.
– W wakacje z 9 razy byliśmy na Wejściu smoka, a że byłem za niski na fotel, to siedziałem bratu na kolanach. Dziwię się, że wpuścili takie małe dzieciaki same na salę kinową. – Akurat szliśmy do kina, kiedy mój tato, wspominał nie-aż-tak-szalone lata 80’te w PRL-owskich realiach.
Pewex, jeansy i kino Moskwa
Aktualnie mamy przeogromny wybór seansów i kin, w których je pokazują. Jest to dla nas naturalne, że nikt nam nie zakazuje oglądania tego, co mogłoby kłócić się z polityką rządu. Jeszcze całkiem niedawno, bo pół wieku temu, cenzura kładła twardą rękę na przemysł filmowy – i nie tylko. Puszczano to, co potencjalnie nie budziłoby społecznych rozruchów, już wystarczająco dużą siłę stanowiły bunty robotnicze. W czasach młodości naszych rodziców nie było barwnej różnorodności – choć władze starały się obywatelom zapewnić chociażby namiastkę zachodniej nowoczesności. Trudno by mówić o życiu w Rzeczypospolitej Ludowej, pomijając kontekst polityczny – niestety, co Polska przeżyła, to jej. Wydaje się konieczne, żeby wspomnieć o „medialnym oknie na zachód”, które uchyliło się po stanie wojennym w roku 1982. Kina zaczęły się otwierać, a wraz z nimi nadzieje na podpatrzenie „wielkiego świata” prezentowanego na ekranie. Szkoda tylko, że nowoczesny, zachodni świat na ekranie był echem czasów sprzed ok. 10 lat – liczba filmowych premier była znikoma, więc w polskich kinach debiutowały starsze hity. Mimo to, ciężko byłoby szukać na ówczesnych salach kinowych wolnego miejsca. Pokazuje to, jak stęsknieni za rozrywką byli Polacy.
American dream
Nie martyrologia, a egzotyka i amerykańska „nonszalancja” przyciągały wzrok widzów. Film o hongkońskim turnieju sztuk walki z Brucem Lee w roli głównej zmartwychwstał niczym feniks z popiołów. Nawet Cezary Pazura, który sam przeżywał swoją młodość w latach 70. i 80. przyznał, że Wejście smoka widział w kinie ok. 20 razy. Do kina się szło, bo było wiadomo, że to co tam na nas czeka, będzie interesujące. Powtarzalność nie była ważna, ważne były wrażenia.
Oczywiście nie tylko smok wszedł wtedy do polskich kin i oczarował spragnioną zachodniego ognia publiczność. W 1985 roku po lianie zjechał Indiana Jones i Świątynia Zagłady. Polskie kino rzeczywiście było wtedy niczym świątynia, do której na nabożeństwa chodziło się kilka razy z rzędu – i nigdy się nie nudziły. Do 20 razy sztuka?
Mama przepadła za Rockym, który wszedł do polskich kin dwa lata po światowej premierze (1978 rok). A kiedy w latach 80. narodził się Terminator, utworzyły się dwa obozy – ludzie doceniający urokliwość i głębię naturalności w serii o Rockym i widzowie żądni akcji i motocyklowej zadziorności w filmach z Arnoldem Schwarzeneggerem. Nie ma co ukrywać, że mit wyidealizowanej amerykańskiej rzeczywistości, w której wszystko może się zdarzyć, miał swoją siłę przebicia, szczególnie wśród polskiego społeczeństwa, któremu brakowało swobody, koloru i kipiącego temperamentem świata „niesamowitości”. Tęsknota za rozrywką „z przytupem” objawiała się także, w aktualnej wtedy, polskiej kinematografii. Powstał Vabank, a rok później, bo w 1983, Seksmisja. Łatwo przyswajalny humor sytuacyjny, sci-fi i kontekst kryminalny, to mieszanka, przy której można było się bardzo dobrze bawić, zwłaszcza, że po wyjściu z kina czekały nas kolejkowe, szare realia pogierkowskiej, zadłużonej, przypiętej do muru Polski. Nic dziwnego, że kina pękały w szwach. W latach 50. i 60. nastąpił nurt polskiej szkoły filmowej, leczenie powojennych, świeżych jeszcze ran i egzystencjalnych rozterek. W pewnym momencie potrzebny był powiew świeżości i lżejsze, bardziej przystępne obrazy.
Na bilet, popcorn i gumy kulki
Bilety były stosunkowo tanie. Na pewno tańsze niż szynka na kartki. Oczywiście na zachodzie w tamtych czasach ceny były jeszcze niższe. Dorastający w USA zdają relację, że za pięć dolarów byli w stanie obejrzeć film i skorzystać z pełnego bufetu. A u nas? Doceniało się wszystko, na co można było sobie pozwolić pod względem finansowym i co zapewniało niezapomniany czas. Mój tata zrelacjonował mi, że on i jego rówieśnicy na filmy (zwłaszcza te produkcji amerykańskiej) stali takimi samymi kolejkami jak ich rodzice po żywność i detergenty. Najgorszy okres w kontekście poziomu życia przypadał na lata 1980–1985. A potem, im bliżej lat 90., tym bardziej odczuwało się luzowanie tej nadal obecnej w polskiej rzeczywistości żelaznej kurtyny, także na polu medialnym. Z dość dynamicznie przeprowadzonej ankiety wśród osób z pokolenia X, wyciągnęłam kilka powtarzających się tytułów filmów, których w latach 90. nie dotknęła już tak mocno opóźniona polska premiera. Królowały filmy akcji i – nikogo to nie zdziwi – komedie. Szybcy i wściekli, (do których aż dziwnie nie dodać numeru części), Gladiator, Ocean’s Eleven, American Pie i Forest Gump. W 1997 roku na podium stali Faceci w czerni lub Titanic, zależy czy do kin szło się z dziećmi, czy z drugą połówką.
My też będziemy wspominać
W porównaniu do przeszłości, dzisiaj możemy robić co tylko nam się podoba, od ręki kupić trzy kilogramy szynki i nawet zjeść ją sobie na kinowym fotelu oglądając 2-godzinny IMAX. Mini kina mamy we własnych domach i nikt nam już żadnych treści nie cenzuruje. A jeżeli zdarzy się, że coś zostanie wycięte, to w internecie bez problemu znajdziemy wersję reżyserską. Chociaż, kiedy tak wspominamy dawne lata i słuchamy opowieści starszych od nas, tamten świat także miał swoje uroki. Trudniej dostępne wrażenia i przedmioty zyskiwały większą wartość w oczach konsumentów, każde wyjście, każdy zakup był czymś wow. Nasi rodzice pamiętają konkretne tytuły filmów, na których byli w kinie 30 lub 40 lat temu. Czy my bylibyśmy w stanie zapamiętać takie rzeczy, skoro tyle dobra nas dzisiaj otacza i bezproblemowo sięgamy po nie w każdej chwili?
Chyba przejdę się do kina. I posiedzę sobie tam trochę dłużej po napisach.
Aleksandra Piastanowicz