OH, MY KAMP!

Świadomy kicz – tak właśnie najprościej wytłumaczyłabym kampową estetykę. To zjawisko, które wywodzi się z kultury queerowej, uwielbia przesadę, ironię i zabawę tym, co nieoczywiste. Poznajmy zatem bliżej tę świadomie kiczowatą estetykę.

Zastanawiacie się pewnie, czym jest ten owiany tajemnicą termin ‘kamp’, łudząco podobny również do słowa camp? Wbrew pozorom nie jest to spolszczenie angielskiego określenia na obóz, a tym bardziej rockowy (tak, chodzi mi tutaj o disnejowską produkcję zatytułowaną „Camp Rock”). Powołując się na słownik PWN, można dowiedzieć się, że jest to „współczesna estetyka eksponująca w sztuce, filmie, ubiorze itp. sztuczność i kicz”. Estetyka ta popularna była już w latach 60. XX wieku, między innymi za sprawą postmodernistycznych poglądów na kulturę i sztukę. Nie można zapomnieć także o jednej z pierwszych osób, która spopularyzowała ten termin w swoich kontrowersyjnych szkicach – Susan Sontag. Esencją kampu jest zatem zamiłowanie do tego, co nienaturalne, zabawne i wyolbrzymione, a przede wszystkim do rzeczy, które lubią przesadę.

Kamp a drag

Kamp wyróżnia się również swoją queerowością, ekstrawagancją, a także zabawą stylem i własną seksualnością. Kampowe może być tak naprawdę wszystko. Jednym z przykładów jest „kobiecy” makijaż w wykonaniu drag queens lub w ramach kontrastu – „męski” wśród drag kings. To między innymi tutaj makijaż stał się formą ekspresji i dziełem sztuki, a nie jedynie sposobem na zatuszowanie niedoskonałości. Charakteryzuje się on w dużej mierze przerysowanymi ustami czy wyrazistym okiem, co widać na przykład u zwyciężczyni trzeciego sezonu „RuPaul’s Drag Race: All Stars” – Trixie Mattel. Nie boi się ona sarkazmu, ciętego żartu i niezwykle przerysowanej, kiczowatej estetyki.

Sam dragowy performance to często mieszanka komedii, kiczu oraz sztuki. Często łamie się tutaj schematy i od zera tworzy nową personę. Specjalnie podkreśla się kobiece walory, takie jak wąska talia i szerokie biodra, by następnie stworzyć pożądaną przez większość figurę klepsydry.

Polska telewizja rozrywkowa dorobiła się niedawno także własnej wersji słynnego programu „RuPaul’s Drag Race”, która w tym przypadku nosi nazwę „Drag Me Out”. Od samego początku budziła ona dość spore kontrowersje, między innymi przez ideę, jaką jest stworzenie nowej kobiecej postaci dla celebrytów pod mentorstwem drag queens. Ale i tutaj znajdziemy parę elementów estetyki kampu, na przykład przesadność i teatralność zarówno kostiumów, jak i lip-synców, a także wątek odkrywania samego siebie i samoakceptacji, co okazuje się jedną z główniejszych idei tego programu. Poza tym cięty humor i ironia, które w tym przypadku miejscami lawirują na granicy wulgarności i rzeczywistej przesady. Jednocześnie „Drag Me Out” to także pewien powiew świeżości, furtka pozwalająca wyjść poza stereotypy i oswoić widza z różnorodną i bogatą kulturą dragu. Burleska, dragowy slang, wszystko w tym świecie jest bardzo wyraziste i swego rodzaju „wolne”.

Kamp w popkulturze

Estetyka ta widoczna jest też coraz częściej na czerwonych dywanach. Zapoczątkowała to Met Gala w 2019 roku, gdzie kamp był motywem przewodnim. Pozwolę sobie przywołać jedne z lepszych kreacji na tym wydarzeniu według magazynu „Vanity Fair”. Na początek – Jordan Roth, amerykański producent teatralny, który pokazał się w pelerynie przedstawiającej wnętrze opery. Na pierwszy rzut oka nie brzmi to jak dobra kreacja na czerwony dywan, jednak wbrew pozorom prezentowała się tam niezwykle dumnie i z gracją. Oprócz tego, bezdyskusyjnie, Lady Gaga, która miała wtedy aż cztery kreacje. Zaczęła od obszernej różowej sukni z trenem i ogromną kokardą na głowie w tym samym kolorze, a skończyła na bieliźnie i kabaretkach.

Kampowe potrafią być również filmy, takie jak horrorowe, często niskobudżetowe, slashery z dużą ilością groteskowej i nierealistycznej przemocy (przykładem może być polska produkcja Netflixa „W lesie dziś nie zaśnie nikt”). Innym, świeżym przykładem kampu w kinematografii może być również „Bottoms” w reżyserii Emmy Seligman. Film ten z założenia ma być głupiutki i lekki, pozostawiając widzowi pole do luźnej interpretacji i obserwacji czystej zabawy formą. W wielkim skrócie można określić go groteskowym, surrealistycznym, a także queerowym damskim Fight-clubem. Zarówno kino klasy C, jak i nowe kinowe produkcje w estetyce kampu mają na celu po prostu rozbawić widza i wyjść poza schematy.

Myślę, że ta estetyka jest bardzo potrzebna w dzisiejszych, zabieganych czasach. Jak widać wyżej, przejawia się ona w prawie każdej dziedzinie, jednak między innymi przez niewielkie oswojenie z tym tematem, często nie jesteśmy tego świadomi. Kicz, przesada i zabawa tym, co nieoczywiste, wciąż potrafią dać pewien powiew świeżości i lekkości w dzisiejszej kulturze, często przepełnionej nietolerancją.

Julia Seklecka