GDYBY MICKIEWICZ BYŁ RAPEREM [RECENZJA]

Afisz spektaklu „Nowy PAN TADEUSZ, tylko że rapowy”
Afisz spektaklu „Nowy PAN TADEUSZ, tylko że rapowy” przed Teatrem Polskim w Poznaniu / fot. Paulina Cichoszewska

Środek tygodnia, wieczór. Wyciągnęłam z szafy odświętny dres. Pojechałam komunikacją miejską do Teatru Polskiego. Weszłam do Malarni i zobaczyłam blokowiska: mury pokryte graffiti, duży, metalowy śmietnik i chłopaków z osiedla, pijących alkohol i palących papierosy. A podobno mieli tutaj wystawiać „Pana Tadeusza”… Gdzie w takim razie podziało się Soplicowo?

Poematu Adama Mickiewicza, składającego się z dwunastu ksiąg napisanych trzynastozgłoskowcem, nie trzeba – mam nadzieję – nikomu przedstawiać. Epopeja narodowa ma już prawie dwieście lat. Pod koniec dwudziestego wieku powstała klasyczna adaptacja filmowa w reżyserii Andrzeja Wajdy. „Pan Tadeusz” zagościł także na kilku scenach teatralnych, na przykład w poznańskim Teatrze Nowym w interpretacji Mikołaja Grabowskiego. Czy ten utwór nam się kiedyś znudzi? Ile można podziwiać pola malowane zbożem i dwór szlachecki, drewniany, ale podmurowany? Ile można roztrząsać spór szlachty o zamek i trójkąt miłosny Tadeusza, Telimeny i Zosi? Niestety – albo stety – Mickiewicz jeszcze długo nam się nie znudzi.

„Nowy PAN TADEUSZ, tylko że rapowy” w reżyserii Kamila Białaszka (raper znany pod pseudonimem Koza) miał premierę 28 stycznia w Teatrze Polskim w Poznaniu. Nie jest to wierna oryginałowi inscenizacja, czego można się domyślić już po tytule. Sami twórcy używają określenia „akt wandalizmu na epopei narodowej”. Jednak w trakcie spektaklu da się wyczuć ducha naszego wieszcza narodowego. Gdyby Mickiewicz był raperem i żył w dwudziestym pierwszym wieku, niewykluczone, że jego dzieło wyglądałoby tak. Czyli jak?

Spektakl „Nowy PAN TADEUSZ, tylko że rapowy” w reżyserii Kamila Białaszka
fot. Wiktoria Duda

Nowa forma – rapowa

Spektakl ma formę koncertowo-musicalową, a publiczność w większości ogląda widowisko na stojąco. Utwory rapowe (Mateusz Augustyn, Natura 2000) i wykony choreograficzne (Bartosz Dopytalski) przeplatają się ze scenami aktorskimi. Scenarzysta i reżyser Kamil Białaszek wybrał charakterystyczne motywy z Mickiewiczowskiego „Pana Tadeusza” i przełożył je na swój współczesny język. Cała akcja dzieje się na blokowisku, którego charakter świetnie oddają kostiumy (Jolanta Łobacz) i scenografia (Łukasz Mleczak). Jak na współczesny teatr przystało, nie zabrakło też multimedialnych dodatków (Michał Mitoraj). Konstrukcja pomieszczenia, gdzie nie ma klasycznej sceny, a jedynie podwyższenie, skraca dystans między zespołem aktorskim i widzami oraz widzkami. W Malarni naprawdę można poczuć się jak na blokowych przedmieściach.

Soplicowa już nie ma

Mickiewicz, pisząc „Pana Tadeusza”, wracał myślami w rodzinne strony i czasy dzieciństwa. Białaszek przy przekładzie utworu poety postąpił podobnie. Przeniósł akcję do Raszyna pod Warszawą kilkanaście lat po transformacji ustrojowej. Szlachtę, mającą skłonności do kłótni i pijaństwa, zastąpiło równie patologiczne i nacjonalistyczne środowisko. Bohaterowie głównie przeklinają, piją, palą i się awanturują, czym utożsamiają ducha polskości. Ksiądz Robak (Michał Kaleta) handluje tabaką, a Jankiel (Ewa Szumska) prowadzi pub, w którym wiek, narodowość i płeć decydują o miejscu do siedzenia. Wojski (Denis Kudijenko) zaś organizuje bingo pod tytułem „Co doprowadzi do upadku Polski?”. (Nie będę spojlerować odpowiedzi). Ostatni zajazd na Litwie stał się pospolitą ustawką kiboli czy bijatyką bezdomnych przed sklepem monopolowym. Jednym ze śmieszniejszych momentów jest scena spotkania Hrabiego (Piotr Dąbrowski) i Gerwazego (Piotr Kaźmierczak). Sługa Horeszków zamienia się w pijaczka żebrającego o pieniądze na alkohol, ale – uwaga – można płacić zbliżeniowo, bo mężczyzna nosi przy sobie terminal!

Spektakl „Nowy PAN TADEUSZ, tylko że rapowy” w reżyserii Kamila Białaszka
fot. Wiktoria Duda

Łobuz kocha najbardziej

Obrazu groteski współczesności dopełnia trójkąt miłosny. Relacja Pana Tadeusza (Alan Al-Murtatha) i Telimeny (Kornelia Trawkowska) została fenomenalnie przełożona na język naszych czasów. Mężczyzna nie zwraca uwagi na kobietę, bo gra w grę, przez co dochodzi między nimi do raperskiej wymiany zdań. Pada mnóstwo niecenzuralnych słów i pretensji. Telimena jest postacią silną, ale jednocześnie tragiczną. Wygrywa pojedynek na słowa, jednak zarazem traci ukochanego. Choć w tym przypadku to żadna strata. Porzucona kobieta przepięknie i wzruszająco śpiewa znany fragment zaczynający się od słów „Szukałeś wzroku mego, teraz go unikasz”. Pan Tadeusz zaś odchodzi w ramiona Zosi (Aleksandra Samelczak), która bardzo szybko zachodzi w ciążę. I akurat ten wątek jest – moim zdaniem – całkowicie zbędnym dodatkiem. Poród ma miejsce na śmietniku pod polską flagą, równocześnie ze śmiercią Księdza Robaka. Gdyby udziwnień było mało, na zakończenie odbywa się ślub Asesora (Oliver Woodcock) i Rejenta (Mariusz Adamski), a potem nowoczesna wersja poloneza.

Nie byłam na to gotowa

Sam pomysł wydaje się absurdalny. Jak pogodzić fanów rapu i miłośników Adama Mickiewicza? Pierwsi raczej nie chcą dla rozrywki czytać epopei narodowej, drudzy zaś niekoniecznie wyobrażają sobie „Pana Tadeusza” w wersji rapowej. Gdzie znaleźć ten złoty środek? A no właśnie w Malarni Teatru Polskiego w Poznaniu. Sztuka ma to do siebie, że genialne daje się przetwarzać. Można, a nawet trzeba, brać różne teksty kultury i je używać. Stawianie pomników i zamykanie dzieł literackich w gablotach też jest fajne, ale mało praktyczne. Pod względem estetycznym nie byłam gotowa na ten spektakl, choć częściowo wiedziałam, w co się pakuję. Nie słucham na co dzień takiej muzyki i uwielbiam klasycznego Mickiewicza. Dlatego początkowo trudno było mi się odnaleźć w tym, co zaproponował Kamil Białaszek wraz z zespołem aktorskim teatru. Jednak po przemyśleniu dochodzę do wniosku, że nawet jeśli niektóre sceny są całkowitą przesadą, to kultura właśnie dużo zyskała dzięki „Nowemu PANU TADEUSZOWI, tylko że rapowemu”. Gdyby było schematycznie i zabrakło kontrowersji, nie mielibyśmy o czym rozmawiać.

Kolejne okazje, żeby wziąć udział w tym wydarzeniu, będą 31 stycznia, 1–2 lutego i 14–16 marca. Wejdźcie na stronę Teatru Polskiego i kupcie bilety, żeby sprawdzić, co by się stało, gdyby Mickiewicz był raperem, i czy jesteście na to gotowi!

PS nie wychodźcie od razu po aplauzie dla aktorów – na tych najwytrwalszych i dociekliwych czeka coś w rodzaju marvelowskiej sceny po napisach.

Wiktoria Duda